Czy kapitalizm stał się nowym totalitaryzmem?

Powinniśmy bać się totalitaryzmu. Doświadczenia historyczne aż za bardzo przekonują nas, że jest złem. Sprawa ta wydaje się oczywista, a jednak z uporem brniemy w jego nową formę, zachowującą pozory postępu, zmierzania ku świetlanej przyszłości.

Publikacja: 21.05.2021 18:00

Czy kapitalizm stał się nowym totalitaryzmem?

Foto: Getty Images

Zanim sprawę wyjaśnimy, spójrzmy na cechy ustrojów totalitarnych. Już ich nazwa wskazuje na to, że mają ambicje, aby objąć zasięgiem swego oddziaływania całe życie ludzkie. W tym sensie nie pozwalają na żaden margines prywatności, na pozostawianie jakichkolwiek sfer życia jako niezagospodarowanych przez władzę. Nikt nie powinien się wymykać kontroli. Jest ona nader istotną cechą totalitaryzmu. Jego ambicją jest bowiem ścisły nadzór nad życiem ludzi, nad każdym jego aspektem. Stąd tak wielka rola służb specjalnych w ustrojach totalitarnych. Ich zadaniem jest śledzenie obywateli, każdego ich kroku, zbieranie informacji. Wszak bunt może być na początku niewidoczny, zamknięty w obrębie czyjegoś myślenia i dlatego tak ważne jest przejrzenie ludzkich myśli, odgadnięcie prawdziwych emocji i intencji.

Z tym zaglądaniem do ludzkich umysłów i serc ustroje totalitarne zawsze miały jednak problem z powodu braku stosownych narzędzi, dlatego potrzebna była ciągła czujność, wszak nigdy nie wiadomo, gdzie i kiedy myślowe i emocjonalne zarzewie buntu znajdzie swój jawny wyraz. Najlepiej tak ukształtować ludzkie umysły i serca, aby możliwość buntu była jak najmniejsza. Stąd tak mocny akcent położony w ustrojach totalitarnych na odpowiednią edukację, wychowanie, a także zbiorowe „pranie mózgów" przy pomocy właściwie sprofilowanych mediów. Chodzi o to, aby z góry wyeliminować jakiekolwiek zaczątki krytycznego myślenia o status quo.

Na wszelki wypadek ludzi trzeba jednak utrzymywać także w strachu. Powinni się bać o swoje życie, o swoją pracę, o bliskich, przyszłość swoją i innych. Sianie strachu to zadanie terroru, który ma uprzytamniać obywatelom, że każdy może być następną ofiarą władzy.

Istotna jest także urzędowa ideologia, która ma uzasadniać totalitarne środki kontroli, wskazując na jakiś szczytny, wyższy cel, często o charakterze utopijnym. Najlepiej, gdy uda się ją tak zaszczepić ludziom, aby sami transmitowali totalitarny przymus, sami kontrolowali siebie i swojej otoczenie. Taka kontrola okazuje się zwykle efektywniejsza niż bezpośredni przymus fizyczny organów państwa, który bywa drogi, nieefektywny i wyczerpujący. Ostateczny tryumf totalitaryzmu polega na tym, że centralna władza staje się zbędna, każdy jest sam nośnikiem totalitarnych ideologii i środków kontroli. Wtedy mamy do czynienia ze społeczeństwem totalitarnym, a nie jedynie z totalitarną władzą. Członkowie takiego społeczeństwa są gotowi sami rozprawiać się z nieprzekonanymi, w zarodku stłumić bunt i wyeliminować niezadowolonych, w ten sposób zapobiegając narodzinom innych wizji dobrego życia i dobrego społeczeństwa niż te oficjalnie aprobowane przez władze. Tłumią pluralizm ideowy w zarodku, idąc ręka w rękę z władzą.

* * *

W znanych nam ustrojach totalitarnych to państwo odgrywało role narzędzia unifikacji, źródła zagrożenia dla ludzkiej wolności, strażnika właściwego myślenia i zachowania, wreszcie rozsadnika terroru, który miał pacyfikować wszelkie pragnienia buntu. Przyzwyczailiśmy się zatem myśleć, że trzeba je zawsze bacznie obserwować, aby nie zamieniło się w potwora „połykającego" niepodporządkowanych, skorych do buntu, śniących o wolności. Stąd ciągłe obawy, aby nie uległo zbytniemu wzmocnieniu, patrzenie mu na ręce i monitorowanie jego poczynań.

Wyciągnęliśmy właściwe lekcje z historycznych totalitaryzmów, ale przegapiliśmy narodziny nowego totalitaryzmu tam, gdzie nikt się tego nie spodziewał. Tradycyjnie bowiem państwu zagrażającemu naszej wolności przeciwstawiliśmy wolnorynkowy kapitalizm, gdzie wolność rozkwita, różnorodność jest mile widziana, wręcz promowana, a swobodne działanie w porozumieniu z innymi jest znakiem ludzkiej umiejętności samoorganizacji i tworzenia spontanicznego ładu. To w tym duchu snuto opowieści o koniecznej zbieżności interesów kapitalizmu i demokracji, promowaniu przez kapitalizm pluralizmu pragnień i celów życiowych, gwarantowaniu przezeń wolności. Ideologowie tak pojmowanego wolnego rynku, jak Friedrich von Hayek czy Milton Friedman, przekonywali nas, że winniśmy bać się państwa, a chuchać i dmuchać na kapitalizm jako gwaranta ludzkiej wolności (co nie przeszkadzało im popierać reżim generała Pinocheta w Chile). Miał on realizować ideały liberalizmu takie jak wolność jednostki, autonomia i zdolność do swobodnego, twórczego działania, przyczyniać się do zaspokajanie wszelkich ludzkich potrzeb, kształtowania jednostek dojrzałych, odpowiedzialnych za swojej życie, moralnie dzielnych i godnych zaufania.

Wedle ich podejścia rynek ma zawsze rację, a jego wyroki trzeba brać za dobrą monetę. Wszelkie zatem przeszkody, jakie chcieliby mu stawiać na drodze rozwoju i ekspansji zwolennicy państwa regulującego, agencji nadzoru obywatelskiego czy wielbiciele nierynkowych wartości (bezinteresowność, pomoc wzajemna, solidarność, bezpieczeństwo socjalne), należy uznać z definicji za złe. W tej perspektywie być prawdziwym liberałem, to zawierzyć mądrości rynku i odsunąć od siebie wszelkie wątpliwości.

Ten stosunek do rynku przybierał czasami formę wręcz religijną i jako wiara, której nic nie może podważyć, napełniał swoich zwolenników ufnością w postęp, doskonalenie się ludzkości, przyszły dobrobyt dla wszystkich, powstanie krainy wolności i dostatku. Prostota tego światopoglądu urzekała wielu, którzy pożądają formułek nieskomplikowanych i niezawodnych, w zarodku rozwiewających wszelkie wątpliwości. Tak jak w pewnych formach wiary religijnej wierni mówili: Bóg tak chciał, tak samo tutaj „wierni" mówili: rynek tak chciał. To ucinało wszelka dyskusje.

* * *

Tymczasem rynek ów stopniowo i często w ukryciu przygotowywał nam los, którego nikt z liberałów nigdy nie przewidział (bardziej czujni byli konserwatyści i socjaldemokraci). To on bowiem stał się dziś podstawą totalitarnego ustroju ekonomicznego. Cios przyszedł zatem z zupełnie nieoczekiwanej strony. Oto bowiem na naszych oczach wykluwa się kapitalizm totalitarny, który nosi wszystkie powyżej przywołane cechy totalitaryzmu klasycznego.

Przekonuje o tym lektura wstrząsającej i z pewnością przełomowej książki Shoshany Zuboff pt. „Wiek kapitalizmu inwigilacji. Walka o przyszłość ludzkości na nowej granicy władzy". Korzystając z bogatego materiału empirycznego, badaczka pokazuje, że w wyniku niekontrolowanego wzrostu siły ekonomicznej wielkich korporacji internetowych – jak Google, Amazon, Microsoft, Facebook czy Apple – bazującego na danych zbieranych w internecie, za darmo użyczanych przez internautów, konstytuuje się świat totalnej inwigilacji i nadzoru. Jak wiele mniej znanych korporacji i startupów pracuje nad tym, aby narzędzia kontroli udoskonalić i wzmocnić, jak wszystko to odbywa się przy biernej postawie rządów i agencji nadzoru. Jak nowe projekty internetu rzeczy, inteligentnych domów, samochodów i ubrań to nic innego jak tylko kolejny krok na drodze doskonalenia narzędzi śledzenia ludzkich działań i emocji, a przede wszystkim – ich przewidywania.

Już dziś dzięki odkryciom psychologii korzystającej z wielkiej ilości danych gromadzonych przez wspomniane korporacje wiedzą one o nas więcej, niż my sami wiemy o sobie (tu przełomowe okazały się odkrycia Michała Kosińskiego – polskiego psychologa pracującego w Wielkiej Brytanii, a obecnie w USA), potrafią przeniknąć w głąb naszych umysłów, zidentyfikować nasze emocje, skonstruować trafnie nasz profil psychologiczny i polityczny, określić orientację seksualną, stan zdrowia i plany życiowe. Wszystko po to, aby poddać nas kontroli i manipulacji w celu uzyskania stosownych zysków dzięki sprzedaży swojej wiedzy reklamodawcom, marketingowcom i bezpośrednim dostawcom dóbr i usług.

Można zaryzykować tezę, że państwa totalitarne jedynie mogły pomarzyć o takiej wiedzy i o takiej skali kontroli, jakimi dysponują dzisiaj korporacje internetowe, że były w porównaniu z nimi jak dziecko we mgle, błądzące i często poruszające się po omacku (na szczęście dla ich poddanych). Przy czym, podobnie jak w przypadku państw totalitarnych, w nowym totalitaryzmie chodzi ostatecznie o skłonienie ludzi do tego, aby zachowywali się w określony sposób, myśleli i czuli w określony sposób, a w ten sposób realizowali oczekiwania władzy – kiedyś państwowej, a dziś ekonomicznej.

* * *

Oczywiście, ktoś mógłby powiedzieć, że istnieje zasadnicza różnica: państwa totalitarne chciały skłonić nas do posłuszeństwa w każdym wymiarze naszego życia, gdy tymczasem korporacjom chodzi jedynie o zysk. Ponieważ jednak z zyskiem można dziś sprzedać wszystko, z naszymi emocjami i pragnieniami na czele, ich apetyty inwigilacyjne są podobnie nieograniczone jak apetyty totalitarnego państwa. Wciąż też udoskonalają one narzędzia służące temu, aby będący tradycyjną ostoją ludzkiej niezależności wolny wybór przestał być faktycznym wyborem.

Kłopot dotąd polegał na tym, że konsument mógł coś kupić, ale nie musiał. I w tym upatrywano gwarancji wolności, którą wolny rynek zapewniał. Raczej próbował on nas uwodzić, niż zmuszać. Jak jednak pokazuje Zuboff, doskonalone są wciąż narzędzia tak zaawansowanego wpływu na potencjalnego konsumenta, aby go wolności wyboru pozbawić i de facto zmusić do stosownych zakupów czy – szerzej – stosownych zachowań. Słowem, w istocie rzeczy zaczynamy mieć do czynienia coraz częściej z faktycznym przymusem, a nie wyborem.

Najlepiej widać to w samym internecie, gdzie możliwość wyboru określonych usług jest czysto iluzoryczna. Faktycznie monopolistyczna pozycja poszczególnych korporacji powoduje, że konsument staje w obliczu braku faktycznego wyboru; jeśli chce w ogóle korzystać z sieci, musi konsumować to, co w danym zakresie mu ona podsuwa. Ewentualna odmowa oznacza de facto cyfrowe wykluczenie.

Z książki Zuboff wynika jednak, że trwają intensywne prace nad tym, jak zmusić ludzi do zakupu określonych usług i towarów także poza sferą sieci. Projekty przewidują odwołanie się przede wszystkim do procedury „poszturchiwania" (ang. nudge), czyli takiego formułowania oferty, żeby klient tylko pozornie miał wybór, nakłaniany („zaganiany") do stosownego zachowania systemem bodźców i zachęt (procedura opracowana przez tzw. ekonomię behawioralną w wydaniu Daniela Kahnemana i Amosa Tversky'ego), a także zachęcania, by przehandlował swoją wolność za wygodę, a chwaląc to w mediach społecznościowych, sam stał się dobrowolnym agentem systemu totalitarnego nadzoru.

* * *

Zjawisko to jest przykładem Wielkiej Manipulacji, jakiej poddaje się osoby korzystające z usług korporacji internetowych. Ma ona na celu ograniczenie ich autonomii przez wpływ na pragnienia i emocje służący skłonieniu do działań korzystnych dla korporacji. Strachowi związanemu z klasycznym totalitaryzmem odpowiada tutaj lęk przed wyłączeniem, utratą możliwości korzystania z kanałów informacji, które w epoce sieciowego zapośredniczenia stosunków pracy i usieciowienia życia są dla wielu nie tylko sprawą wygody, ale także możliwości realizacji pracy zawodowej, bezpieczeństwa zdrowotnego, utrzymywania więzi rodzinnej. Istotny jest także lęk wynikający z obawy przegapienia jakiejś szansy życiowej.

Z kolei podstawą ideologii nowego totalitaryzmu, będącej odpowiednikiem ideologii spajającej totalitarne państwo, jest lansowana przez proroków Nowego Wspaniałego Świata idea postępu polegającego na cyfryzacji wszystkich aspektów naszego życia. Spowodowania, abyśmy 24 godziny na dobę byli podłączeni do centrali operacyjnych korporacji internetowych, których programy analizy danych szybciej i lepiej niż my sami odgadują nasze nastroje, emocje, myśli, życzenia i intencje. Jest ona formą technooptymizmu: technika i technologia to narzędzia uczynienia naszego życia lepszym, nie ma w nich niczego szkodliwego, żadnego ukrytego zamiaru czy groźnej dla nas intencji.

Jak pokazuje Zuboff, owi prorocy wielokrotnie posługują się także retoryką nieuchronności. Nawet jeśli komuś nie podoba się cyfrowy świat, choćby z tego powodu, że zabiera nam prywatność i pozbawia intymności, to jednak bunt nie ma sensu: to, co może zostać osiągnięte, zostanie osiągnięte, „postępu" technicznego i technologicznego nikt nie zatrzyma. W ten sposób nakłaniają nas, aby zaakceptować totalnie kontrolowany świat, podporządkowany bez reszty logice zysku osiąganego za cenę ludzkiej wolności i autonomii. Nawet jeśli bylibyśmy skłonni odciąć się od sieci, to zaawansowane wynalazki techniczne związane ze sztuczną inteligencją zagwarantują, że nikt ani nic nie wymknie się kontroli. Opór jest zatem bezcelowy.

* * *

Gdy połączymy tak konstruowany kapitalizm totalitarny z totalitaryzmem cyfrowym znanym z takich krajów jak Chiny (permanentne śledzenie obywateli i zbieranie przez państwo informacji dotyczących każdego aspektu ich życia), uzyskamy ponury obraz rzeczywistości. „Pluszowy", czy inaczej miękki totalitaryzm (miękki, bo wszak pozbawiony terroru i otwartej przemocy fizycznej) z jednej strony związany z modelem biznesowym kapitalizmu totalitarnego, a z drugiej – z nadzorem państwa totalitarnego realizującego przy pomocy nowych środków stare ideały ustrojów totalitarnych, nieomal po równi zagraża ludzkiej wolności (choć nadzór korporacyjny wciąż jest lepszy niż nadzór państwowy). Cel bowiem jest taki sam: poddać ludzi wszechobecnej kontroli i inwigilacji, pozbawić ich możliwości wyboru, wolności i prywatności, skazać na przystosowanie się, uniemożliwić bunt.

W tej sytuacji jedynie sojusz wszystkich sił politycznych może próbować zatrzymać te lawinę totalitarnych działań, przynajmniej w świecie Zachodu. Jestem głęboko przekonany, że powinni się w nim znaleźć także liberałowie, którzy muszą wreszcie zrozumieć, że ich kult wolnego rynku doprowadził do jego wymknięcia się spod kontroli i ostatecznego zagrożenia dla realizacji fundamentalnych wartości liberalizmu samego (wolność i autonomia jednostki, wolny wybór, pluralizm ideowy). W tym sensie liberalizm ma szansę powrotu do swoich emancypacyjnych korzeni, pod warunkiem że dokona krytycznego rozliczenia z neoliberalizmem, który jak słusznie zauważa Zuboff, stał za faktycznym przyzwoleniem dla budowy kapitalizmu totalitarnego. W obliczu jego ekspansji upieranie się przy tym, że rezultaty działania nieskrępowanego rynku kapitalistycznego przynoszą w ostateczności korzyść wszystkim, zakrawają na naiwność albo wręcz na doktrynerską nieroztropność. Wolny rynek powstał w wyniku określonych działań państwa i trwał dzięki niemu. Przybierał cywilizowaną formę w wyniku jego stałego monitorowania i korygowania. Miało ono m.in. na celu zapobieganie tworzeniu się monopoli i zbytniej koncentracji władzy ekonomicznej. Z przyczyn, które wciąż pozostają niejasne, rynek internetowy uznano za coś, co z klasycznym wolnym rynkiem nie ma nic wspólnego, i pozostawiono go samemu sobie. Dziś widzimy, jak wielki był to błąd.

Andrzej Szahaj jest filozofem, historykiem myśli społecznej i kulturoznawcą, pracuje w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu

Zanim sprawę wyjaśnimy, spójrzmy na cechy ustrojów totalitarnych. Już ich nazwa wskazuje na to, że mają ambicje, aby objąć zasięgiem swego oddziaływania całe życie ludzkie. W tym sensie nie pozwalają na żaden margines prywatności, na pozostawianie jakichkolwiek sfer życia jako niezagospodarowanych przez władzę. Nikt nie powinien się wymykać kontroli. Jest ona nader istotną cechą totalitaryzmu. Jego ambicją jest bowiem ścisły nadzór nad życiem ludzi, nad każdym jego aspektem. Stąd tak wielka rola służb specjalnych w ustrojach totalitarnych. Ich zadaniem jest śledzenie obywateli, każdego ich kroku, zbieranie informacji. Wszak bunt może być na początku niewidoczny, zamknięty w obrębie czyjegoś myślenia i dlatego tak ważne jest przejrzenie ludzkich myśli, odgadnięcie prawdziwych emocji i intencji.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich