Raj na ziemi" – tak o rynku świadczącym usługi szeroko pojętego bezpieczeństwa biznesu mówi emerytowany generał, którego przedsiębiorcy często proszą o „rekomendację" kogoś zaufanego. Jego znajomy, prezes potężnej, prywatnej spółki, pochwalił się niedawno, że na bezpieczeństwo w firmie wydał 500 tys. zł. To cena za zaprojektowanie i budowę tzw. pokoju ciszy, naszpikowanego sprzętem antypodsłuchowym najwyższej klasy plus audyt bezpieczeństwa. – Sprzęt, jaki tam zainstalowano, daje mu 100-proc. pewność, że nic poza to miejsce się nie przedostanie – podkreśla nasz rozmówca. „Pokoje ciszy", zwane też „safe roomami", przypominają kancelarie dla materiałów niejawnych, jakie mają sądy, prokuratury czy służby. Nie posiadają okien, maksymalnie może przebywać w nich do sześciu osób. Takie specjalne, w pełni bezpieczne gabinety są od lat standardem w MON czy MSZ. Od kilku lat buduje je coraz więcej firm.
Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że „afera podsłuchowa" z 2014 r. była matką dzisiejszego sukcesu tej branży. Dzięki dwóm przekupionym kelnerom, Markowi Falencie, biznesmenowi handlującemu węglem z Rosjanami udało się podsłuchać, o czym rozmawiało ponad 100 osób na 66 spotkaniach – polityków, biznesmenów, szefów najważniejszych instytucji w państwie. Skandal spowodował kryzys rządu Platformy, ale przede wszystkim unaocznił niefrasobliwe podejście do procedur bezpieczeństwa najważniejszych osób w państwie: ważne, czasem strategiczne rozmowy prowadzono przy stoliku, Falenta ośmieszył także procedury bezpieczeństwa. Biuro Ochrony Rządu przed przyjściem VIP-ów sprawdzało sale pod kątem podsłuchów, ale kelnerzy swobodnie wnosili do sal włączone dyktafony.
Po kilku latach afery Pegasusa i maili Dworczyka uświadomiły, jak iluzorycznym okazała się poufność rozmów przez szyfrowane komunikatory czy zabezpieczenia poczty i kont społecznościowych. – Poczucie bezpieczeństwa tego, co mówimy lub piszemy, zostało bezpowrotnie zabrane. Jeśli ujawnienie rozmowy z polityki to strata wizerunkowa, często nieodwracalna, to przeciek poufnych informacji ze spółki, zwłaszcza notowanej na giełdzie, może oznaczać straty idące nawet w miliardy. Idzie za tym ogromna odpowiedzialność nie tylko karna, ale także finansowa zarządu spółki – tłumaczy były funkcjonariusz ABW, dziś w prywatnym koncernie, w którym odpowiada za bezpieczeństwo. Dlatego tzw. bezpieczeństwo w biznesie to dziś jedna z najbardziej dochodowych branży na rynku.
Czytaj więcej
W 1990 rok państwo polskie wkraczało z nową nazwą i z dwoma prezydentami – w Londynie i Warszawie. Aby na scenie pozostał tylko jeden, nie wystarczały powszechne wybory. Potrzebne było jeszcze porozumienie.
Supermarket z podsłuchami
Równie istotna, jak sam zainstalowany sprzęt, jest firma, która za niego odpowiada. Poważne spółki nie szukają ich w internecie. Wszystko odbywa się z polecenia zaufanych ludzi, często byłych pracowników służb, którzy ręczą swoją głową, że firma „od podsłuchów" nie działa na dwa fronty i jest nie do przekupienia. To efekt nieufności do samych służb, które – legalnie lub mniej legalnie – inwigilują, bo mają do tego uprawnienia.