Zbigniew Pełczyński był świadkiem XX wieku i jednocześnie jednym z tych, którzy przygotowali nas na wiek XXI. W 1943 roku wstąpił do AK, walczył w powstaniu warszawskim. Na emigracji w Wielkiej Brytanii ukończył uniwersytet St Andrews i Oksford, gdzie wykładał filozofię polityczną przez kolejne dekady. Radził Tolkienowi, co zrobić ze złotówkami, które otrzymał po opublikowaniu „Hobbita" po polsku. Był tutorem „pewnego błyskotliwego studenta" – Billa Clintona. Uczył księcia Sukhumbhanda Paribatra, wieloletniego burmistrza Bangkoku, Waltera Isaacsona, szefa CNN i wydawcę „Time'a", który napisał wstęp do jego biografii („Zbigniew Pelczynski: A Life Remembered"), czy Viktora Orbána, który gdyby nie upadek komunizmu, napisałby u niego doktorat. Po wybuchu stanu wojennego zaangażował 35 koledżów oksfordzkich w projekt Oxford Colleges Hospitality Scheme, dzięki któremu przez kilkanaście lat wykształcił ok. 1300 osób z Europy Środkowo-Wschodniej, którzy stali się liderami przemian demokratycznych na całym świecie. W 1994 roku założył Szkołę Liderów, która wprowadziła do Polski nowoczesne koncepcje tutoringu, mentoringu i przywództwa, kształcąc tysiące przywódców ze wszystkich stron naszych politycznych barykad.
Poniższy wywiad przeprowadzili z nim założyciele fundacji Two Wings Institute, której misją są badania i rozwój przywództwa służącego dobru wspólnemu oraz odbudowie zaufania i solidarności w polaryzującym się świecie. Rozmowa odbyła się 26 maja 2021 roku. Profesor zmarł 22 czerwca 2021 roku. Ze względu na swój stan zdrowia początkowo zgodził się na 15-minutową rozmowę nt. przywództwa akademickiego, ostatecznie zamieniła się ona w godzinny wywiad na temat jego życia, który pośmiertnie publikujemy za zgodą rodziny.
Plus Minus: Jak to wszystko było możliwe? Czy to dlatego, że jest pan z pierwszego pokolenia wychowanego w II RP i niesie dziedzictwo polskiej inteligencji?
Tutaj się mieszają cechy społeczne i osobiste, których nie da się laboratoryjnie wypreparować. One się pojawiają u pewnych ludzi albo i się nie pojawiają. Są ludzie, którzy mają poczucie, że ich obowiązkiem jest rozwijać się, pomagać innym, pomagać instytucjom, a nie tylko żyć sobie spokojnie w ciepłym kącie, szukając osobistych korzyści. To jest kwestia osobowości, charakteru. Chodzi o szukanie osiągnięć, dążenie do czegoś, czegoś pożytecznego. Jest to poczucie jakiegoś obowiązku wobec ojczyzny, wobec uniwersytetów, wobec innych ludzi. Z takiego działania można czerpać wielką satysfakcję. W pewnym momencie okazuje się również, że inni to cenią i chcą współpracować. Tu jest właśnie ta idea liderstwa: mieć jakiś pomysł i natchnąć tym pomysłem innych ludzi tak, żeby przyłączyli się do tego, żeby powstał zespół, a nie żeby robił to tylko jeden człowiek. Jest to bardzo, bardzo ważne.
Nie wiem do końca, skąd to się wzięło w moim przypadku. Nie pochodzę wcale z jakiejś rodziny inteligenckiej czy patriotycznej, czy też jakoś specjalnie bardzo zaangażowanej. Ja to jakoś sam sobie ten model działania skonstruowałem, spotykając różnych inspirujących ludzi po drodze.