Jaruzelski wygrał dla Polski stan wojenny

Wojciech Jaruzelski wykazał się odwagą i przezornością, podołał wyzwaniom okresu krańcowej destabilizacji i chaosu – pisze były dyrektor CBOS w polemice z redaktorem naczelnym „Rzeczpospolitej".

Publikacja: 15.10.2021 16:00

Wojsko na ulicach w czasie stanu wojennego

Wojsko na ulicach w czasie stanu wojennego

Foto: PAP/CAF

Pierwsze salwy padły ze strony „Rzeczpospolitej", niebawem zacznie się kanonada, bo 13 grudnia – 40. rocznica – coraz bliżej. Pretekstem jest stan wyjątkowy na wschodzie Polski. Sam redaktor naczelny Bogusław Chrabota podzielił się z czytelnikami „Plusa Minusa" (18–19 września) swoimi przeżyciami w czasie „wojny z Polską", kiedy to „Jaruzelski i jego ekipa zamachnęli się na świat odzyskiwanych wartości". Napisał barwnie, nie szczędząc epitetów: „ekipa ratowników Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej", „Zielona ekipa Jaruzelskiego", „aż do śmiechu niekompetentna", „towarzystwo o rześkich twarzach w zgniłozielonych mundurach z typem w ciemnych okularach na czele", „generałowie o urodzie ekipy grabarzy z prowincjonalnego cmentarza".

Red. Chrabota wymienia też – po nazwisku – innych wrednych typów tamtej „menażerii", dodaje: „Społeczeństwo wyrzuciło całą tę hucpę na śmietnik historii" (to o „obrońcach peerelu"). „Wszak to junta (...) A junta to juje".

Bardzo cenię i z zainteresowaniem czytuję publikacje naczelnego „Rzepy", podziwiam świetne pióro, ale takie wybrzydzanie na temat fizis nielubianych rodaków czytam z niesmakiem, czuję się, jakbym słuchał werdyktu marszałka Terleckiego o urodzie kandydatek do tytułu miss piękności.

Chrabota, wśród wielu zalet, ma jednego „fisia", powiem oględnie: nie napisze nic pozytywnego o latach 80. Żadnych Plusów, same Minusy, i do tego „ujemne", jak by powiedział Wałęsa.

Czytaj więcej

Na temat stanu wojennego pisze: „Można było jeszcze być za, ale takie przypadki stanowiły absolutny margines, dotyczyły wyłącznie janczarów systemu. W moim kręgu nie znałem nikogo takiego". I dalej, uprzedzając protesty, dodaje: „Pod szyldem instytutu CBOS pułkownika Kwiatkowskiego wykonywano jakieś szemrane badania, które pokazywały rzekome poparcie połowy populacji Polaków dla dzieła generała".

Coś musiało rozsierdzić redaktora, skoro posunął się do takich impertynencji. To do niego niepodobne, żeby tak się wymądrzać i ubliżać specjalistom z CBOS, którzy wówczas – 40 lat temu – zaczynali w tym ośrodku swoje kariery zawodowe. A co do Kwiatkowskiego i jego badań, z większą wiarygodnością mógłby wypowiedzieć się starszy kolega red. Chraboty, Jerzy Surdykowski, autor cenionych felietonów publikowanych w „Rzepie". Jako opozycyjny dziennikarz w tamtych latach brał udział w „Warsztatach Opinioznawczych", pamiętam, że raz nie dojechał, bo po drodze został zatrzymany przez milicję, o czym informował z aresztu, żeby usprawiedliwić nieobecność. Ale nie dziwię się redaktorowi, tak samo myśleli o Kwiatkowskim niektórzy politycy partyjni z KC i obrażeni urzędnicy rządowi, żeby nie parasol gen. Jaruzelskiego, skończyłbym marnie.

Nie posądzam też red. Chraboty o kłamstwa, zastanawiam się jednak, dlaczego dziennikarz o zadziwiającej elokwencji, przeciwnik PiS-owskich kłamstw, orędownik prawdy i wolności słowa kompromituje się niewiedzą na temat opinii polskiego społeczeństwa – w tamtym okresie – o gen. Wojciechu Jaruzelskim i stanie wojennym. Jeśli nawet pominiemy sondaże CBOS, to przecież były inne, późniejsze badania różnych ośrodków, w tym uniwersyteckich, wielokrotnie omawiane w prasie, także w moich licznych publikacjach (patrz: „Szkicownik Z CBOS-u...", 2004). „Margines" – jak pisze Chrabota o tych, którzy byli „za" – był całkiem spory, bo to większość społeczeństwa. A może to zwykłe zacietrzewienie, wspomniana aberracja nt. lat 80. Czy przystoi dziennikarzowi tej klasy?

W tym samym numerze tygodnika jest jeszcze jeden tekst nt. manewrów wojsk Związku Radzieckiego poprzedzających wprowadzenie stanu wojennego. Już jego tytuł, „Manewry strachu", mówi o intencjach autora i wymowie całości. Chodzi o ćwiczenia Zapad '81 na początku września 1981 r. Fachowcy znający się na rzeczy ze zdziwieniem mogli przeczytać: „Niemal wszyscy biorący udział w manewrach byli oficerami i podoficerami, a nie zwykłymi żołnierzami. To nie tak, jak dzieje się w operacjach wojskowych; to była wojskowa propaganda w najlepszym wydaniu".

Czytaj więcej

Zapad’81. Manewry wojsk i naciski na Polskę

Nic to, że dwa akapity wyżej autor napisał, a redakcja przeoczyła, niedorzeczność: w manewrach brało udział 100 tys. żołnierzy, 2900 czołgów i bojowych wozów piechoty, 2 tys. dział i moździerzy, 1700 samolotów oraz około 280 okrętów. Ćwiczenia o takim rozmachu, z taka masą sprzętu bojowego, bez udziału „zwykłych żołnierzy"?

Poważniejszą sprawą jest ta druga brednia – sugerowanie, na podstawie wypowiedzi jakiegoś „współpracownika stratega Pentagonu", że owe ćwiczenia „to była wojskowa propaganda", „manewry strachu". Drugim dowodem jest rzekoma wypowiedź Janusza Onyszkiewicza, który podobno, powołując się na wypowiedź rzecznika prasowego Departamentu Stanu USA, relacjonowaną w prasie, mówił: „Nic nie wskazuje na to, aby prowadzono przygotowania do interwencji. Możliwe jednak, że przeprowadza się manewry, aby wywrzeć wpływ na polską opinię publiczną i uczestników zjazdu". I wniosek na zakończenie, żeby nie było wątpliwości co do intencji autora artykułu i redakcji: „Złudzeń co do przesłania manewrów nie mieli uczestnicy zjazdu Solidarności".

Przecież to są dywagacje na zasadzie: jedna pani mówiła drugiej, że trzecia słyszała, jak dziad przemówił z obrazu, no i...

Tak jakby nie było publikowanych wypowiedzi na temat stanu wojennego i Wojciecha Jaruzelskiego: prezydentów i premierów państw zachodnich, gen. Haiga, rosyjskich wojskowych, którzy chcieli odsłonić prawdę, no i relacji naszych generałów i polityków.

Czy trzeba, jak dzieciom, tłumaczyć i przypominać, że te tematy już przerabialiśmy na poprzednich lekcjach? Redakcja mami czytelników jakimiś „szemranymi badaniami" z powołaniem na dane czerpane z zatrutych źródeł IPN.

Co chce się wmówić czytelnikom? W zestawieniu z narracją redaktora naczelnego, że „ekipa autorów wojny polsko-jaruzelskiej była aż do śmiechu niekompetentna" – po prostu dała się ruskim nabrać, zastraszyć... – sugeruje się, że mogliśmy się wybić na niepodległość, a „oni" zniszczyli Solidarność, straciliśmy całą dekadę itd. itp. Znamy te teksty politycznych moralistów, idealistycznych przeciwników politycznego realizmu.

Od gen. Jaruzelskiego zależało wiele, ale nie aż tyle, żeby zapobiec katastrofie mniejszego zła

A inwazja w grudniu '80 – wstrzymana w ostatniej chwili – to też był blef? A manewry Sojusz '81 i prowokacja w Bydgoszczy to były tylko „strachy na Lachy"?

Realia polityczne i militarne były takie: albo rządząca partia sama rozprawi się z rewoltą, albo będą musiały to zrobić siły zbrojne ZSRR, przy wsparciu wojsk sąsiadów. Z naciskiem na słowo „musiały", jak zawsze dotąd (w Budapeszcie i Pradze). Nawet gdyby nie chciały, a nie chciały, bo prowadziły już wojnę w Afganistanie, musiały zlikwidować rebelię Solidarności.

Dywagacje na temat stanu wojennego w grudniu 1981 r. powinny być poprzedzane pytaniem: czy tego rodzaju radykalny, masowy ruch protestu – niezależny związek, a zarazem partia opozycyjna – mógł przetrwać w tamtych realiach międzynarodowych i w ówczesnej sytuacji wewnętrznej? To było ciało obce naturze tamtego systemu politycznego w państwie wasalnym i radzieckim interesom. Ten przeszczep nie mógł się przyjąć, groził destrukcją całego organizmu ustrojowego.

Od gen. Jaruzelskiego zależało wiele, ale nie aż tyle, żeby zapobiec katastrofie mniejszego zła. On także „nie chciał, ale musiał". Z dystansu, po latach, powiedział: „Do stanu wojennego mogło nie dojść, gdyby inny był wówczas świat, Europa, a zwłaszcza sąsiedzi". „W ówczesnych realiach, a zwłaszcza uwarunkowaniach międzynarodowych, doszliśmy do krawędzi. »Solidarność« – na drodze daleko idących aspiracji i roszczeń oraz żywiołowego buntu, którego zahamować nie potrafiła. Władza – poza rubież częściowo zmodyfikowanych pryncypiów ustrojowych oraz bezpieczeństwa zewnętrznego cofnąć się nie mogła. Języka autentycznego dialogu politycznego nie udało się więc stworzyć. Poziom dwustronnej niechęci, nawet wrogości, narastał, doszedł do krawędzi".

Zasługą generała było, że wykazał się odwagą i przezornością, nie popełnił błędu zaniechania, uprzedził inwazję. Opanował stan wrzenia politycznego, własnymi siłami spacyfikował rewoltę Solidarności i zastosował stosunkowo łagodne represje. Podołał wyzwaniom okresu krańcowej destabilizacji i chaosu – znalazł wyjście z opresji. Wygrał stan wojenny dla Polski. W tamtej sytuacji był to nie tylko godny szacunku akt odwagi męża stanu, ale również konstytucyjny obowiązek odpowiedzialności. Obserwowałem te jego wysiłki z bliska, jako oficer w gabinecie ministra obrony narodowej, pamiętam wymowę różnych dokumentów i zdarzenia z tamtego okresu (co opisałem w książce „W stanie wyższej konieczności. Wojsko w sytuacji konfliktu społecznego w Polsce 1981–1983", Toruń 2011).

Ale to nie jest argumentacja do przyjęcia przez moralistów i politycznych idealistów, którzy uważają, że wiedzą lepiej i mają historyczną rację, jak naczelny „Rzeczpospolitej", pisząc: „A tej Jaruzelski nigdy nie miał".

Kto chciałby wyłożyć przeciwne racje, opisać, co widział z bliska, niech sobie nie myśli, że kogoś przekona: „Nigdy nie uda mu się zbudować konkurencyjnej narracji. Tylko dlatego, że w realnej rzeczywistości, tej, którą znamy, po prostu jest niemożliwa".

Tak zakończył swój felieton red. Chrabota, zdeklarowany orędownik prawdy i wolności słowa. Czy to oznacza, że nie ma co liczyć na dopuszczenie do polemiki w „Rzepie"?

O autorze:
Stanisław Kwiatkowski

Socjolog, politolog, profesor nauk humanistycznych, organizator i pierwszy dyrektor (w latach 1983–1990) Centrum Badania Opinii Społecznej

Pierwsze salwy padły ze strony „Rzeczpospolitej", niebawem zacznie się kanonada, bo 13 grudnia – 40. rocznica – coraz bliżej. Pretekstem jest stan wyjątkowy na wschodzie Polski. Sam redaktor naczelny Bogusław Chrabota podzielił się z czytelnikami „Plusa Minusa" (18–19 września) swoimi przeżyciami w czasie „wojny z Polską", kiedy to „Jaruzelski i jego ekipa zamachnęli się na świat odzyskiwanych wartości". Napisał barwnie, nie szczędząc epitetów: „ekipa ratowników Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej", „Zielona ekipa Jaruzelskiego", „aż do śmiechu niekompetentna", „towarzystwo o rześkich twarzach w zgniłozielonych mundurach z typem w ciemnych okularach na czele", „generałowie o urodzie ekipy grabarzy z prowincjonalnego cmentarza".

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi