Na temat stanu wojennego pisze: „Można było jeszcze być za, ale takie przypadki stanowiły absolutny margines, dotyczyły wyłącznie janczarów systemu. W moim kręgu nie znałem nikogo takiego". I dalej, uprzedzając protesty, dodaje: „Pod szyldem instytutu CBOS pułkownika Kwiatkowskiego wykonywano jakieś szemrane badania, które pokazywały rzekome poparcie połowy populacji Polaków dla dzieła generała".
Coś musiało rozsierdzić redaktora, skoro posunął się do takich impertynencji. To do niego niepodobne, żeby tak się wymądrzać i ubliżać specjalistom z CBOS, którzy wówczas – 40 lat temu – zaczynali w tym ośrodku swoje kariery zawodowe. A co do Kwiatkowskiego i jego badań, z większą wiarygodnością mógłby wypowiedzieć się starszy kolega red. Chraboty, Jerzy Surdykowski, autor cenionych felietonów publikowanych w „Rzepie". Jako opozycyjny dziennikarz w tamtych latach brał udział w „Warsztatach Opinioznawczych", pamiętam, że raz nie dojechał, bo po drodze został zatrzymany przez milicję, o czym informował z aresztu, żeby usprawiedliwić nieobecność. Ale nie dziwię się redaktorowi, tak samo myśleli o Kwiatkowskim niektórzy politycy partyjni z KC i obrażeni urzędnicy rządowi, żeby nie parasol gen. Jaruzelskiego, skończyłbym marnie.
Nie posądzam też red. Chraboty o kłamstwa, zastanawiam się jednak, dlaczego dziennikarz o zadziwiającej elokwencji, przeciwnik PiS-owskich kłamstw, orędownik prawdy i wolności słowa kompromituje się niewiedzą na temat opinii polskiego społeczeństwa – w tamtym okresie – o gen. Wojciechu Jaruzelskim i stanie wojennym. Jeśli nawet pominiemy sondaże CBOS, to przecież były inne, późniejsze badania różnych ośrodków, w tym uniwersyteckich, wielokrotnie omawiane w prasie, także w moich licznych publikacjach (patrz: „Szkicownik Z CBOS-u...", 2004). „Margines" – jak pisze Chrabota o tych, którzy byli „za" – był całkiem spory, bo to większość społeczeństwa. A może to zwykłe zacietrzewienie, wspomniana aberracja nt. lat 80. Czy przystoi dziennikarzowi tej klasy?
W tym samym numerze tygodnika jest jeszcze jeden tekst nt. manewrów wojsk Związku Radzieckiego poprzedzających wprowadzenie stanu wojennego. Już jego tytuł, „Manewry strachu", mówi o intencjach autora i wymowie całości. Chodzi o ćwiczenia Zapad '81 na początku września 1981 r. Fachowcy znający się na rzeczy ze zdziwieniem mogli przeczytać: „Niemal wszyscy biorący udział w manewrach byli oficerami i podoficerami, a nie zwykłymi żołnierzami. To nie tak, jak dzieje się w operacjach wojskowych; to była wojskowa propaganda w najlepszym wydaniu".
Zapad’81. Manewry wojsk i naciski na Polskę
Moskwa nie od dziś wyznacza wojskowym manewrom cele inne niż tylko militarne. Ćwiczenia Zapad '81 miały zasiać w Europie Zachodniej wątpliwość, czy Ameryka ją obroni, a na polskich władzach wymóc rozprawę z Solidarnością.
Nic to, że dwa akapity wyżej autor napisał, a redakcja przeoczyła, niedorzeczność: w manewrach brało udział 100 tys. żołnierzy, 2900 czołgów i bojowych wozów piechoty, 2 tys. dział i moździerzy, 1700 samolotów oraz około 280 okrętów. Ćwiczenia o takim rozmachu, z taka masą sprzętu bojowego, bez udziału „zwykłych żołnierzy"?