Jessica Bruder. Amazon i amerykański sen

Jessica Bruder, reporterka, autorka książki "Nomadland": Zarobki nie rosną, za to cały czas wzrastają ceny nieruchomości. Dlatego uważam, że będziemy musieli wszyscy odejść od tego systemu, który wyniszcza zarówno pojedynczych ludzi, jak i całe społeczeństwa. Oczywiście nie każdy skończy, mieszkając w furgonetce, choćby dlatego, że nie zniósłby tego ekosystem, ale myślę, że odkryjemy nowe formy adaptacji do obecnej sytuacji na świecie.

Publikacja: 08.10.2021 10:00

Jessica Bruder, reporterka

Jessica Bruder, reporterka

Foto: Getty Images/AFP, Amy Sussman

"Rzeczpospolita": Bioindykatory – tak w książce „Nomadland" określa pani swoich bohaterów. To wrażliwe organizmy, które sygnalizują istotne zmiany w ekosystemie. Czy styl życia bezdomnych nomadów, do którego poniekąd zostali zmuszeni, jest rzeczywiście znakiem nowego etapu w historii ludzkości?

Bardzo dużo zajmuję się subkulturami i nauczyłam się już, że trudno zobaczyć ich elementy, gdy analizujemy wszystko z pozycji centrum. Często najwyraźniejszy obraz całości objawia się nam, gdy patrzymy z obrzeży. Nie sądzę, że skończy się na tym, że każdy w Ameryce będzie żył w samochodzie, ale jestem pewna, że siły, które spowodowały tę zmianę, wpłyną na każdego.

Pani bohaterowie to ludzie wyrzuceni poza system, w którym dorastali, dojrzewali i który ich ukształtował. Gdzie należy szukać przyczyn takiego stanu rzeczy?

W latach 60. XX wieku za jedną pensję minimalną można było utrzymać rodzinę. Więcej – można było tę rodzinę podnieść z biedy. Dzisiaj często jest tak, że w rodzinie pracują dwie dorosłe osoby, czasem w dwóch, trzech miejscach i nadal to za mało, by rodzinę utrzymać. Od lat 70. w moim kraju ciężka praca wytwórcza nie jest właściwie opłacana. Stawki nie wzrastają, tak jak powinny względem rynku. I znów, jeśli wrócimy do lat 60., okazuje się, że różnica w płacach pomiędzy stanowiskiem kierowniczym a tym niższego szczebla wynosiła 20 do 1, tymczasem dziś wynosi 300 do 1. Ta nierówność jest jednym z największych problemów. Ponadto jeżeli spojrzymy na system emerytalny w Stanach Zjednoczonych – a wiele osób, o których piszę, osiągnęło wiek emerytalny – to zobaczymy, że kiedyś ten system wspierał się na trzech filarach: państwowym, związanym z miejscem pracy i oszczędnościach. Kryzys wymiótł oszczędności, bankructwa firm zniszczyły system emerytalny oferowany przez przedsiębiorstwa, a ze strony państwowej to nigdy nie było za dużo, a już szczególnie niewiele w przypadku kobiet, które wciąż zarabiają mniej niż mężczyźni.

Czy globalne zmiany po 11 września 2001 r. przyczyniły się do tego kryzysu?

Myślę, że procesy, które wpłynęły na moich bohaterów, są zdecydowanie starsze niż 11 września 2001 r. Niezaprzeczalnie to straszna tragedia. Byłam wtedy w Nowym Jorku i widziałam drugi samolot uderzający w wieżę. Zrozumiałam wtedy, że na świecie rozpoczynają się wielkie i straszne wydarzenia. Ten moment wpłynął na moją decyzję zajęcia się dialogiem kulturowym i postanowiłam zostać dziennikarką. Tamten dzień miał oczywiście bardziej ogólny wpływ na losy świata, również w postaci dwudziestoletniej wojny, w którą zaangażowany był mój kraj. Warto wspomnieć, że zaraz po ataku na World Trade Center cały Nowy Jork był oblepiony vlepkami (naklejkami z przekazem społeczno-artystycznym – red.), poprzez które nowojorczycy deklarowali, że nie popierają wojny i nie chcą, by w taki sposób odpowiadano na tamtą katastrofę.

Wróćmy do książki i do jej bohaterów. Bardzo się pani z nimi związała, szczególnie z Lindą May.

Tak, to z uwagi na Lindę postanowiłam zająć się tematem nomadów. Napisałam o niej wpierw artykuł, który potem rozrósł się do postaci książki. Poznałam ją w 2014 roku i bardzo się z nią zżyłam. Była jeszcze jedna taka osoba, aczkolwiek ostatecznie nie mogłam o niej napisać, ponieważ otrzymała pracę w Amazonie i obawiała się, że jeśli o niej napiszę, to może to jej zaszkodzić w pracy. Wielką zaletą Lindy było to, że w momencie, w którym ją poznałam, stała na początku swej nomadycznej drogi. Okazało się, że nigdy nie będzie w stanie przejść na prawdziwą emeryturę, w związku z czym przeniosła się do kampera. Ona też pewien czas była związana z Amazonem. Dzięki temu, że zaczynała nowe życie, ja mogłam zacząć razem z nią. Poza tym Linda przez cały czas pozostawała naturalna: bez względu na to, czy rozmawiała ze mną, czy robiła zakupy albo kontaktowała się z ludźmi z pracy – wciąż była taką samą osobą. W mojej pracy rzadko trafiam na takich bohaterów.

Czy zdawała sobie pani sprawę, że grupa nomadów jest aż tak liczna?

Kiedy poznałam Lindę, już od pewnego czasu pracowałam z ludźmi o podobnych doświadczeniach. Miałam za sobą wiele rozmów i przeprowadziłam skrupulatną dokumentację. Wiedziałam więc, że istnieje taka subkultura. Nie przypuszczałam jednak, że jest ona tak duża i złożona. Jako reporterka mam zasadę, że jedna osoba nie może reprezentować całej grupy. Linda miała swoją osobistą historię, ale na obraz tego środowiska w mojej książce złożyło się mnóstwo innych opowieści. Każda z nich była wyjątkowa. Miałam poczucie, że aby zbudować pełny i prawdziwy obraz nomadów, stworzyć o nich reportaż, nie należy robić tego z przekonaniem, że się coś o nich wie. Wtedy bowiem nie poszukuje się prawdziwych odpowiedzi, a jedynie potwierdzenia tego, co się zakładało, wchodząc w to środowisko. A tego nie chciałam.

Co panią najbardziej zaskoczyło u nomadów?

Wszystko było dla mnie niespodzianką, ale jednym z największych odkryć był sposób, w jaki ci ludzie się do siebie odnosili. Wkraczając w ten świat, już trochę wiedziałam, jak on wygląda: jakie jego członkowie przyjmują role, gdzie się spotykają. Jednak nie przypuszczałam, jak bardzo potrafią być dla siebie szczodrzy i otwarci. To mnie zaskoczyło, zwłaszcza gdy sobie uświadomiłam, że mam do czynienia z ludźmi w bardzo niestabilnej sytuacji życiowej.

Te opowieści mają słodko-gorzki posmak. Bo obok niepewności i strachu jest tu także ciepło, radość i zrozumienie.

Tak, to prawda. Niektórzy postrzegali swoją sytuację jako katastrofę. Bob Wells – guru nomadów – w momencie, w którym się rozwiódł i zorientował, że jego dochody nie wystarczą na to, by utrzymać dwa oddzielne domy, wprowadził się do vana, który postawił na parkingu sklepu Safeway, gdzie pracował jako sprzedawca. Co noc wizja bezdomności wyciskała mu z oczu łzy. Okazuje się jednak, że ludzie są w stanie świetnie przystosować się do nowych warunków. Wystarczy popatrzeć, jak szybko zaadaptowaliśmy się do pandemii. Bob też tak zrobił: umeblował swoją furgonetkę i uznał, że podoba mu się to, iż nie musi nikomu płacić czynszu. Postanowił też, że zacznie pomagać innym ludziom, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji. Bardzo mnie to zaskoczyło. Jednak to, jak pomocna, pozytywna i blisko ze sobą związana jest to społeczność, dostrzegłam dopiero, gdy weszłam do jej wnętrza, kiedy mi zaufali.

Okazuje się, że ludzie są w stanie świetnie przystosować się do nowych warunków. Wystarczy popatrzeć, jak szybko zaadaptowaliśmy się do pandemii

Ci ludzie dokonali wyboru z przymusu. Z jednej strony musieli zrezygnować z wygodnego życia, ale z drugiej przestali być trybikami w wielkiej machinie. Sięgnęli po wolność, o której tak wielu z nich marzyło.

Myślę, że właśnie taka przyszłość czeka nas wszystkich. Z czasem ludzie będą musieli się odciąć od tej wielkiej machiny, ponieważ ona po prostu przestała działać. Zarobki nie rosną, za to przez cały czas wzrastają ceny nieruchomości. Dlatego uważam, że będziemy musieli odejść od tego systemu, który wyniszcza zarówno pojedynczych ludzi, jak i całe społeczeństwa. Oczywiście nie każdy skończy, mieszkając w furgonetce, choćby dlatego, że nie zniósłby tego ekosystem, ale myślę, że odkryjemy nowe formy adaptacji do obecnej sytuacji na świecie.

Czy w Stanach Zjednoczonych jest więcej społeczności, które żyją poza tym systemem?

Zdecydowanie tak. Mam bliskiego przyjaciela, który szykuje się do tego, by zbudować dom poza zasięgiem cywilizacji i produkować własną żywność. Są też inne subkultury, na przykład żyjące na łodziach. Funkcjonują zatem grupy, które wymykają się systemowi na swoje sposoby, inne niż ten opisany w moim reportażu. Poza tym „amerykański sen" nigdy tak naprawdę nie istniał. To hasło, na którym poniekąd zbudowano naszą tożsamość narodową, jest mitem. Bo chyba możemy zgodzić się co do tego, że obietnica, iż wszyscy będą równi i mieli równe szanse, nigdy nie była prawdziwa? Coraz więcej moich rodaków nie ma co do tego złudzeń.

W książce jednym z molochów, które zasysają w swe trzewia bohaterów, jest Amazon – symbol globalnego konsumpcjonizmu. To m.in. na sezonową pracę w olbrzymich magazynach tej firmy skazani są nomadowie. Pani postanowiła sprawdzić, jak wyglądają realia takiej pracy, sama się tam zatrudniając.

Tak, Amazon jest potworem. I chociaż brzmi to nieco sensacyjnie, taka jest jednak prawda. Niedawno pojawił się raport, w którym mowa była o praktykach tej korporacji. Jedną z nich jest częsta wymiana pracowników. Firmie nie szkodzi, by się szybko „zużywali", ponieważ pracownik, który wiązałby się z firmą na dłuższy czas, miałby po prostu większe wymagania.

Już samo wnętrze takiego magazynu przygnębia. Pracowałam kiedyś w dziale, w którym przechowuje się rzeczy uszkodzone, nienadające się do sprzedaży. Trafiało tam sporo „ręczników twarzo-tyłkowych". To jest zestaw dwukolorowych ręczników z napisami „twarz" i „tyłek". Jeden stosujemy do jednej części ciała, drugi – do drugiej. Wyprodukowano je, prawdopodobnie nie zważając na prawa pracownicze, jako żartobliwy prezent, który zapewne bardzo szybko trafiał do kosza. Podobnych przedmiotów jest tam tysiące. Patrzenie na pracujących ponad siły emerytów przy bezużytecznych w gruncie rzeczy przedmiotach, które w dodatku zatruwają środowisko, było naprawdę trudne. W tym kontekście szczególnego znaczenia nabierają te fragmenty książki, w których szczegółowo wyliczam kontuzje i choroby, których nabawiają się pracownicy Amazon Force, pracując ponad miarę. Bardzo łatwo jest wejść na stronę tej firmy, by popatrzeć na gładki i błyszczący interfejs, zapominając o tym, że kryje się za nim magazyn, w którym to wszystko napędza ludzki wysiłek i pot. Zdecydowanie za łatwo przychodzi nam o tym zapominać.

Czytaj więcej

Film „Nomadland” jest najlepszy

Poza trudami codzienności bohaterowie „Nomadlandu" mają także marzenia.

Niektórzy chcieliby kupić własny kawałek ziemi i stworzyć tam bezpieczny dom. Inni chcą to samo zrobić wspólnie. Jednak nigdy nie widziałam, by to się udało. Linda May ma bardzo szczególne marzenie – pragnie wybudować earthship, czyli dom z odpadów i ziemi. Do tego celu można użyć opon, ale też starych drzwi, okien, butelek czy puszek, a szczeliny pomiędzy nimi wypełnić ziemią lub gliną. Ja w książce podążam za opowieścią Lindy i jej marzeniem.

Udało się je w końcu spełnić?

Obecnie Linda jest po siedemdziesiątce, a w jej życiu zdarzyło się wiele rzeczy, których byśmy się nie spodziewali. Gdybym jeszcze kilka lat temu powiedziała, że wystąpi w oscarowym filmie z Frances McDormand, prawdopodobnie żartowano by, że powinnam zmienić dealera (śmiech). Ostatecznie Linda zdecydowała się wybudować dom. Nie jest to jednak earthship, ponieważ postanowiła zostawić coś dla swoich wnuków, a te nie były zachwycone pomysłem domu z odpadów. Teraz zajmuje się własnym kątem. Poza tym Linda zawsze była osobą niezwykle gościnną, a mieszkanie w kamperze to utrudniało. Dom daje jej teraz możliwość pielęgnowania kontaktów z przyjaciółmi poprzez liczne spotkania w nowym gniazdku. Obserwuję, jak ono powstaje i jak Linda dzieli się tym, co ma, z innymi.

Czy uczestniczyła pani w pracy nad wielokrotnie nagradzanym filmem Chloé Zhao na podstawie pani książki?

Nie współpracowałam przy pisaniu scenariusza, to wszystko należało do reżyserki – bardzo zdolnej twórczyni. Przy filmie pełniłam rolę producentki odpowiedzialnej za konsultację merytoryczną. Uznałam więc, że zachowam się jak osoba posiadająca ogromną szafę różnych produktów, niektórych kupionych już dziesięć lat temu, wyłożę je na stół i pozostawię Chloé. Ona jako wyśmienity i utalentowany kucharz przyrządzi z nich smakowity posiłek i rzeczywiście tak się stało.

O rozmówczyni:
Jessica Bruder

Przez lata była związana z takimi tytułami jak „New York Times", „WIRED" czy „Harper's Magazine". Pracując nad książką „Nomadland. W drodze za pracą" (wyd. Czarne, przeł. Martyna Tomczak), spędziła trzy lata w kamperze, towarzysząc swoim bohaterom – bezdomnym pracownikom najemnym, przemierzającym Amerykę za pracą sezonową. Na podstawie tej książki powstał w 2020 r. film nagrodzony później trzema Oscarami. We wrześniu 2021 r. autorka odebrała w Warszawie Nagrodę im. Ryszarda Kapuścińskiego za najlepszy reportaż literacki


"Rzeczpospolita": Bioindykatory – tak w książce „Nomadland" określa pani swoich bohaterów. To wrażliwe organizmy, które sygnalizują istotne zmiany w ekosystemie. Czy styl życia bezdomnych nomadów, do którego poniekąd zostali zmuszeni, jest rzeczywiście znakiem nowego etapu w historii ludzkości?

Bardzo dużo zajmuję się subkulturami i nauczyłam się już, że trudno zobaczyć ich elementy, gdy analizujemy wszystko z pozycji centrum. Często najwyraźniejszy obraz całości objawia się nam, gdy patrzymy z obrzeży. Nie sądzę, że skończy się na tym, że każdy w Ameryce będzie żył w samochodzie, ale jestem pewna, że siły, które spowodowały tę zmianę, wpłyną na każdego.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS