A właściwie trzech alfabetów. Najstarszy ma niemal 2 tysiące lat, choć badacze spierają się, kiedy dokładnie powstał, później pojawiła się kolejna wersja, a ten stosowany dziś wyewoluował z poprzednich, bagatela, 11 stuleci temu. Gruzini mają być z czego dumni.
Jadąc na zachód z Tbilisi do Kutaisi, podróżny natrafia jednak na jeszcze inny alfabet, który w Gruzji widoczny jest coraz częściej. I jeśli ktoś nie śledzi geopolityki, może się przez chwilę zastanawiać, skąd ten liczący sobie kilkaset stuleci wziął się na południowym Kaukazie. Otóż przy budowanej właśnie autostradzie Wschód–Zachód większość napisów jest po... chińsku. Bo to właśnie firmy budowlane z Państwa Środka budują tunele, mosty i estakady przez góry, by połączyć Morze Czarne z granicą z Azerbejdżanem.
W dodatku dziś w żyłach wielu Gruzinów płynie chińska krew. A ściślej w ich krwi krążą przeciwciała wytworzone przez chińską szczepionkę na koronawirusa, pierwszą, którą trafiła do Gruzji. Jeśli dodamy do tego wart ponad 300 milionów dolarów projekt chińskiej dzielnicy Tbilisi z największym na Kaukazie centrum handlowym, luksusowym hotelem Hauling, mamy zarys obrazu. Gruzini bardzo potrzebują pieniędzy na inwestycje, a tu chętnie pojawiają się Chińczycy. Rzut oka na mapę wystarczy, by zrozumieć, że posiadanie swoich przyczółków na Kaukazie (wielomilionowe inwestycje pojawiają się też w innych krajach tego regionu) jest elementem globalnego planu Pekinu, podobnie jak inwestycje na Bałkanach czy w Afryce.
Gruzini doskonale rozumieją, co to geopolityka, czyli realia polityczne związane z położeniem geograficznym. Ich państwo zawsze znajdowało się na geograficznym rozdrożu. W starożytności było to pogranicze cywilizacji hellenistycznej i perskiej. Dzięki świetnej intuicji Gruzini przyjęli chrzest już w IV wieku, jako drugie państwo na świecie, słusznie przewidując, że to ta religia stanie się centrum nowej cywilizacji. W nowożytności, wraz ze wzrostem potęgi Rosji, Gruzini znaleźli się w kleszczach. Z jednej strony była Turcja i Persja, z drugiej bliska pod względem religii, ale mająca wielkie apetyty, Rosja.
Gruzini, których niemal jedna piąta powierzchni znajduje się dziś pod rosyjską okupacją, doskonale wiedzą, że gra o niezależność wiąże się z równoważeniem rozmaitych wpływów. Edward Szewardnadze twierdził, że w Gruzji słońce wschodzi na północy, kokietując położoną 2 tysiące kilometrów na północ Moskwę. By jednak „przyjacielski" uścisk Rosji nie okazał się śmiertelny, Gruzja stara się zakorzenić na Zachodzie. Stąd dyplomatyczne i polityczne zabiegi zacieśnionej współpracy z Unią Europejską i NATO, która pozwoli przekroczyć „point of no return", za którym nie będzie powrotu na rosyjski Wschód z Zachodu. Dlatego za bohatera uważają Lecha Kaczyńskiego, bo w ich imaginarium słynny lot i przemówienie w Tbilisi podczas wojny w 2008 roku miały pokazać Rosji, że Zachód Gruzji nie zostawi. Tam gdzie ścierają się wpływy Unii, NATO i Moskwy, postanowili wejść również Chińczycy, którzy mają swój pomysł na równowagę wpływów.