Imigranci. Odwet Białorusi

Aleksander Łukaszenko znalazł sposób, by odegrać się za nałożone na niego unijne sankcje. Jak? Fundując Litwie, Łotwie i Polsce najazd nielegalnych imigrantów.

Aktualizacja: 22.08.2021 22:01 Publikacja: 20.08.2021 00:01

Obóz dla nielegalnych imigrantów przybyłych z Białorusi na poligonie litewskiego MSW w Rudnikach, 13

Obóz dla nielegalnych imigrantów przybyłych z Białorusi na poligonie litewskiego MSW w Rudnikach, 13 sierpnia 2021 r.

Foto: PAP

Dlaczego Białoruś jest atrakcyjnym krajem? Bo graniczy jednocześnie z trzema państwami Unii Europejskiej [...] po przekroczeniu tej granicy możesz liczyć na mieszkanie, ubezpieczenie zdrowotne, wynagrodzenie i godne życie w dobrym miejscu" – czytamy w ogłoszeniu w komunikatorze Telegram, na jednym z czatów zachęcających Irakijczyków do wybrania „lepszego życia". Podobne czaty pojawiają się jak grzyby po deszczu i znikają, gdy treść i dane jakiejkolwiek ze stojących za nimi osób przedostają się do mediów. Autorzy piszą po arabsku, ale wiele z tych grup tematycznych ma niemal taką samą angielską nazwę, która wprost wskazuje, że miejscem docelowym imigrantów nie są Litwa, Łotwa czy Polska. Bez problemu znajdziemy czaty pod nazwą „Belarus-Lithuania-Germany". Autorzy ofert uprzedzają jednak, że do Niemiec dotrą tylko ci, którzy nie trafią w ręce pograniczników w krajach UE graniczących z Białorusią. Żeby uniknąć zatrzymania, wskazują arabskojęzyczni pośrednicy, najlepiej udać się na „niemal otwartą" granicę Białorusi z Litwą.




Z Bagdadu do Wilna

Cena takiej podróży waha się od 1 tys. do kilkunastu tysięcy dolarów. Niedawno litewscy i białoruscy dziennikarze (publicznego nadawcy LRT, serwisów Scanner Project i mediazona.by), udając mieszkańca irakijskiego Kurdystanu, przeprowadzili śledztwo, z którego wynika, że przemytnicy oferują najzamożniejszym pełny pakiet usług: białoruska wiza turystyczna lub biznesowa, przelot na Białoruś, rozmieszczenie w hotelu, transport do granicy UE i pomoc w jej przekroczeniu. Ale to nie wszystko, zapewniają nawet transport (np. lotem z Wilna) do Niemiec, Francji czy Belgii. Większość imigrantów wybiera jednak tańszą opcję, która zawiera przelot na Białoruś i transport do litewskiej granicy. Za taką usługę dla czteroosobowej rodziny na irakijskich forach i czatach życzą sobie 5 tys. dol.

O tym, że przylatujących z Iraku „turystów" na mińskim lotnisku spotykają przedstawiciele miejscowych firm turystycznych oraz nieznani pośrednicy, wielokrotnie informowały białoruskie niezależne media. Dziennikarze ukrytą kamerą nagrywali, jak na lotnisku w Mińsku sprawdzają, czy pasażer jest na odpowiedniej liście i nawet podstawiają autobusy. Jeden z irakijskich rozmówców niezależnej stacji Biełsat (nadaje z Polski) tłumaczył, że imigranci, którym udało się przekroczyć granicę, przekazują kontakty sprawdzonych pośredników swoim znajomym i bliskim. W sieci roi się od map, instrukcji i nagrań, na których przybysze z Bliskiego Wschodu i Afryki dzielą się radami, jak przekraczać granicę przez białoruskie lasy, co trzeba mieć ze sobą i na co zwrócić szczególną uwagę. W antyreżimowych mediach przewija się nazwa rządowej korporacji turystycznej Centrkurort, która w ostatnich miesiącach nawiązała współpracę z bliskowschodnimi partnerami.

O skali problemu świadczą liczby. W tym roku litewscy pogranicznicy zatrzymali ponad 4 tys. imigrantów nielegalnie przekraczających granicę. W całym 2020 r. odnotowano jedynie 74 takie przypadki. Przepełnienie strzeżonych ośrodków dla imigrantów sprawiło, że władze Litwy musiały utworzyć obóz namiotowy (dla 800 przybyszy) w Rudnikach, co wywołało protesty lokalnej ludności. W obozie kilkakrotnie już dochodziło do zamieszek, imigranci narzekają na warunki życia i domagają się wolności. Podczas ostatnich starć 10 sierpnia uciekło stamtąd 20 osób; by ich zatrzymać, policja musiała poderwać helikopter. Władze wskazują, że za całym procederem stoi reżim Aleksandra Łukaszenki. Litewska straż graniczna publikowała nawet nagrania, które dowodzą, że imigrantom często towarzyszą białoruscy pogranicznicy.

Zdaniem litewskich polityków w ten sposób Mińsk odpowiada na wspieranie przez Wilno liderki opozycji demokratycznej Swiatłany Cichanouskiej. Ale też w odwecie za zachodnie sankcje gospodarcze i personalne, za którymi tak mocno opowiadała się Litwa. Teraz litewski Sejm domaga się, by UE wprowadziła sankcje wobec białoruskich urzędników i pośredników, którzy stoją za falą nielegalnej imigracji. Ostatnio parlament przyjął rezolucję w sprawie, w której sytuację na granicy określił jako „agresję hybrydową".

Litwini pośpiesznie odgradzają się od Białorusi drutem kolczastym i wysłali do regionów przygranicznych żołnierzy. Ogrodzenie w całości niemal 680 km granicy, która przebiega m.in. przez błota i jeziora, będzie sporym wyzwaniem. Formalnie granica powstała tam dopiero po upadku Związku Radzieckiego, którego częścią była też radziecka Litwa. Od stuleci mieszkańcy leżących po obu stronach wiosek (jedno z większych skupisk Polaków w regionie) swobodnie się odwiedzali. A zdarzało się nawet, że proboszcz parafii na Litwie odprawiał też mszę po drugiej, białoruskiej stronie granicy.

Jak przekroczyłem granicę

Najpierw udaliśmy się do niewielkiej miejscowości przy granicy z Litwą, przez jakiś czas musieliśmy się chować w lasach, omijając wioski i domy, bo często przygraniczni mieszkańcy współpracują ze służbami i donoszą. Przemieszczaliśmy się w nocy przez lasy i błota, tuż przy granicy natknęliśmy się na jakiś obóz imigrantów z namiotami wojskowymi, wyglądało na to, że pogranicznicy go zorganizowali. Ale nas nie zauważyli, poszliśmy dalej. Gdy przekroczyliśmy granicę Litwy, zaczęli szukać funkcjonariuszy litewskiej straży granicznej, by poprosić o azyl, zaledwie pół godziny później tą samą drogą przyszła grupa imigrantów – opowiada „Plusowi Minusowi" Andruś Szarenda, białoruski opozycjonista, który na początku lipca uciekał przed reżimem Łukaszenki. Wraz z nim granicę przekraczała wtedy opozycyjna aktywistka Wolha Paulawa.

Rodzina Szarendów z Brześcia od wielu lat jest znana w białoruskim ruchu demokratycznym. Palina Szarenda-Panasiuk trafiła za kraty jeszcze w grudniu 2020 r., a kilka miesięcy później została skazana na dwa lata łagru za „stawianie oporu funkcjonariuszom milicji" podczas rewizji w ich mieszkaniu. Jest jednym z już ponad 600 więźniów reżimu. Andruś, który został w domu z dwójką nieletnich dzieci, również usłyszał zarzuty, oskarżono go o zniesławienie prezydenta, groziło mu nawet kilka lat pozbawienia wolności.

– Po przekroczeniu granicy wylądowałem razem z imigrantami na posterunku litewskiej straży granicznej. Byłem cały w błocie, ale chłopcy z Iraku mieli czyściutkie ubrania i białe pantofle, nie mieli nic poza smartfonami. Wyglądało na to, że ktoś ich podwiózł i nie zdążyli nawet się zabrudzić – relacjonuje.

Na Litwie poprosił o azyl polityczny i czeka, aż dziadkowie przywiozą tam dzieci z Białorusi. – Nie wiem, ile będę czekał na decyzję służb migracyjnych, może miesiąc, a może pół roku. Mówią, że fala imigrantów sparaliżowała system. Ale z Białorusi też nie brakuje przybyszy, w Wilnie się mówi, że w ten sam sposób przed Łukaszenką uciekło już ponad 500 Białorusinów – dodaje.

Najpierw udaliśmy się do niewielkiej miejscowości przy granicy z Litwą, przez jakiś czas musieliśmy się chować w lasach, omijając wioski i domy, bo często przygraniczni mieszkańcy współpracują ze służbami i donoszą. Przemieszczaliśmy się w nocy przez lasy i błota, tuż przy granicy natknęliśmy się na jakiś obóz imigrantów z namiotami wojskowymi, wyglądało na to, że pogranicznicy go zorganizowali. Ale nas nie zauważyli, poszliśmy dalej. Gdy przekroczyliśmy granicę Litwy, zaczęli szukać funkcjonariuszy litewskiej straży granicznej, by poprosić o azyl, zaledwie pół godziny później tą samą drogą przyszła grupa imigrantów – opowiada „Plusowi Minusowi" Andruś Szarenda, białoruski opozycjonista, który na początku lipca uciekał przed reżimem Łukaszenki. Wraz z nim granicę przekraczała wtedy opozycyjna aktywistka Wolha Paulawa.

Rodzina Szarendów z Brześcia od wielu lat jest znana w białoruskim ruchu demokratycznym. Palina Szarenda-Panasiuk trafiła za kraty jeszcze w grudniu 2020 r., a kilka miesięcy później została skazana na dwa lata łagru za „stawianie oporu funkcjonariuszom milicji" podczas rewizji w ich mieszkaniu. Jest jednym z już ponad 600 więźniów reżimu. Andruś, który został w domu z dwójką nieletnich dzieci, również usłyszał zarzuty, oskarżono go o zniesławienie prezydenta, groziło mu nawet kilka lat pozbawienia wolności.

– Po przekroczeniu granicy wylądowałem razem z imigrantami na posterunku litewskiej straży granicznej. Byłem cały w błocie, ale chłopcy z Iraku mieli czyściutkie ubrania i białe pantofle, nie mieli nic poza smartfonami. Wyglądało na to, że ktoś ich podwiózł i nie zdążyli nawet się zabrudzić – relacjonuje.

Na Litwie poprosił o azyl polityczny i czeka, aż dziadkowie przywiozą tam dzieci z Białorusi. – Nie wiem, ile będę czekał na decyzję służb migracyjnych, może miesiąc, a może pół roku. Mówią, że fala imigrantów sparaliżowała system. Ale z Białorusi też nie brakuje przybyszy, w Wilnie się mówi, że w ten sam sposób przed Łukaszenką uciekło już ponad 500 Białorusinów – dodaje.

„Reżim Nausedy"

Europa, a przede wszystkim Niemcy, wezwała do siebie tych ludzi [...] Nigdy nie będziemy nikogo zatrzymywać, przecież nie idą do nas. Idą do oświeconej, ciepłej i przytulnej Europy – mówił niedawno Łukaszenko.

Władze w Wilnie obawiały się, że do końca roku poprzez Białoruś z państw Bliskiego Wschodu i Afryki na Litwę może przedostać się nawet 10 tys. imigrantów. W związku z tym 2 sierpnia podjęto decyzję, by nie wpuszczać przybyszy na swoje terytorium, a schronienia udzielać jedynie naprawdę potrzebującym. Jak wynika z danych lokalnego MSW z 13 sierpnia, Litwini uniemożliwili przekroczenie granicy ponad 1340 osobom, schronienia z powodów humanitarnych udzielono 44 imigrantom.

Rozgniewany Łukaszenko skierował nad granicę dodatkowe jednostki wojskowe, które mają sprawić, że cofający się na Białoruś imigranci nie zostaną wpuszczeni z powrotem. Wysłano tam też kamery reżimowych stacji telewizyjnych, które pokazują koczujące na granicy kobiety z dziećmi na rękach oraz poturbowanych Irakijczyków. 4 sierpnia media Łukaszenki pokazały nawet ciało imigranta, który zmarł po nieudanej próbie przekroczenia granicy z Litwą. „Reżim Nausedy" (chodzi o prezydenta Litwy Gitanasa Nausedę), „litewscy faszyści", „naziści" – sypały się oskarżenia pod adresem Litwinów ze strony propagandystów Łukaszenki i związanych z nim mediów.

Białoruskie służby ściągnęły nawet amerykańskich dziennikarzy na granicę z Litwą i zorganizowały konferencję prasową z udziałem Irakijczyka, który opowiadał o przemocy ze strony litewskiej straży granicznej. Nikt nie był w stanie zweryfikować tych informacji, a władze w Mińsku często reżyserują różnego rodzaju sytuacje i dobierają rozmówców do potrzeb propagandowych.

Pod presją władz Litwy (ale też unijnej dyplomacji) 6 sierpnia władze Iraku zawiesiły wszystkie bezpośrednie loty na Białoruś. Rozpoczęły też dochodzenie w sprawie przemytu ludzi i prowadzą rozmowy z Mińskiem. W ostatnich miesiącach irakijskie linie lotnicze zarabiały na tym fortunę, gdyż „turystów" do Mińska wożono niemal codziennie. Uruchomiono połączenia nie tylko z Bagdadu, ale też z Basry, Irbilu i Sulejmanii. Przedstawiciele przewoźników tłumaczą, że nie mają nic wspólnego z falą nielegalnych imigrantów do UE i że jedynie sprzedają bilety ludziom, którzy mają dokumenty tożsamości i białoruską wizę. Przecież nie ponoszą odpowiedzialności za to, co ich pasażerowie robią, będąc już na Białorusi. Nie ukrywają, że w czasach pandemii i strat linii lotniczych tak duży popyt na bilety do Mińska jest zbawienny. Niezależne białoruskie media informują, że przybysze nadal docierają na Białoruś, ale z przesiadką w Stambule.

Podczas ostatniej ponad ośmiogodzinnej konferencji prasowej Łukaszenko nawet nie ukrywał, że Białoruś stała się państwem tranzytowym dla imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki. Sugerował też, że może to powstrzymać, że Zachód „nie powinien stawiać mu warunków". – Nikogo nie szantażujemy, nikomu nie grozimy – mówił. – Stawiacie nas w takiej sytuacji, że musimy reagować i reagujemy – sugerował.

Problem dotyczy jednak nie tylko Litwy. 11 sierpnia stan nadzwyczajny na granicy z Białorusią ogłosiła również Łotwa. W ubiegłym tygodniu nastąpił szturm setek imigrantów, lokalne władze informowały o niemal 400 odesłanych z powrotem przybyszach. Od początku roku zatrzymano tam ponad 350 imigrantów nielegalnie przekraczających granicę, gdy w całym 2020 r. odnotowano tylko osiem takich przypadków. Łotysze, podobno jak Litwini, odgradzają się od Białorusi drutem kolczastym.

Z dnia na dzień zmienia się sytuacja na wschodniej granicy Polski. Z danych, które otrzymaliśmy od MSWiA w środę wynika, że tylko w sierpniu granicę próbowało nielegalnie pokonać ponad 2100 osób. 758 z nich zatrzymano i osadzono w zamkniętych ośrodkach dla uchodźców prowadzonych przez Straż Graniczną. „Są weryfikowane przez polskie służby pod kątem bezpieczeństwa. W tym czasie jest prowadzone postępowanie w sprawie udzielenia pomocy międzynarodowej, bądź deportacji do kraju pochodzenia" – czytamy w komunikacie MSWiA. Reszty próbujących przedostać się do Polski nie wpuszczono. Powrót tych osób na Białoruś blokują z kolei tamtejsze jednostki, którym Łukaszenko polecił niedawno „uszczelnić każdy metr granicy". Prawdopodobnie w najbliższych dniach Polska zacznie się odgradzać od Białorusi drutem kolczastym na odcinku 50 km, do tej pory w ten sposób zabezpieczono 100 z 418 km granicy. Z komunikatu MSWiA dowiadujemy się również, że rząd wysyła na wschodnią granicę tysiąc żołnierzy i setki dodatkowych pograniczników z innych regionów.

Resort nie odpowiedział na pytanie „Plusa Minusa" dotyczące m.in. liczby dostępnych miejsc w strzeżonych ośrodkach dla imigrantów. Szef MSWiA Mariusz Kamiński na Twitterze uspokajał jednak, że sytuacja na granicy z Białorusią „jest pod kontrolą" i że państwo polskie jest „przygotowane na każdy scenariusz rozwoju sytuacji".

– Dobrze, że nasze służby radzą sobie z sytuacją na wschodniej granicy. Jest już jednak najwyższy czas, by zwrócić się do naszych zachodnich sojuszników z informacją, że występuje zagrożenie, i to w kilku wymiarach, zarówno społecznym, jak i humanitarnym – mówi „Plusowi Minusowi" Paweł Kowal, były wiceszef MSZ, poseł Koalicji Obywatelskiej. Wzmożoną nielegalną imigrację ze Wschodu nazywa „już stałym zjawiskiem popieranym przez władze białoruskie". – Powinniśmy pytać też o to, jak w przyszłości, gdyby te działania się spotęgowały, nasi zachodni partnerzy mogliby nam pomóc. Wschodnia granica Polski czy granica litewsko-białoruska nie są tylko granicą naszych państw, ale i Unii Europejskiej – tłumaczy. Dodaje, że działania władz białoruskich powinniśmy traktować „jako wrogie". – Mińsk powinien zdawać sobie sprawę z tego, że całkowicie niszczą one resztki jakiegokolwiek zaufania nawet na polu technicznym, które dotyczy bezpieczeństwa cywilów – uważa.

Celem jest destabilizacja

Zawieszone (tymczasowo) połączenia lotnicze z Iraku na Białoruś w każdej chwili mogą zostać wznowione. Dla spokrewnionego ze środkowoazjatyckimi dyktaturami reżimu Łukaszenki nie będzie stanowiło najmniejszego problemu sprowadzenie stamtąd pod granicę UE uchodźców z Afganistanu. – Z naszych informacji wynika, że Łukaszenko planuje ściągnięcie nielegalnych imigrantów z wielu kierunków. Ludzie reżimu już działają w Afganistanie, Maroko, Tunezji i Pakistanie. Kraje te odwiedzał syn dyktatora Wiktor wraz z pomocnikami. Prawdopodobny tranzyt tych ludzi będzie odbywał się przez lotnisko w Stambule – mówi „Rzeczpospolitej" Paweł Łatuszka, były minister kultury, a niegdyś ambasador Białorusi w Polsce i we Francji. Obecnie stoi na czele działającego w Warszawie Narodowego Zarządu Antykryzysowego (NAU). Przed reżimem Łukaszenki uciekł, gdy po ubiegłorocznych sierpniowych wyborach stanął po stronie protestujących, będąc dyrektorem mińskiego teatru im. Janki Kupały. Szacuje, że na terenie Białorusi może obecnie przebywać nawet do 10 tys. imigrantów z Afganistanu, Bliskiego Wschodu i Afryki. To bomba, która za chwilę może wybuchnąć. – Można się spodziewać, że w pewnym momencie kilka tysięcy imigrantów spróbuje przekroczyć granicę jednego z graniczących z Białorusią państw UE. A to może doprowadzić do konfliktu na granicy, to część scenariusza, na który zgodę wyraził osobiście Łukaszenko – przekonuje. – Celem jest destabilizacja sytuacji na granicy z Unią Europejską w odwecie za wprowadzone sankcje. Nie można też wykluczyć zainteresowania Rosji, by dobić Łukaszenkę ostatecznie i całkowicie nim sterować. Dyktatura na Białorusi już nie jest problemem wyłącznie Białorusinów, to także problem Europy. Liczymy na to, że 18 sierpnia na spotkaniu szefów MSW państw UE zostaną podjęte twarde kroki wobec reżimu Łukaszenki – konkluduje.

Tymczasem Irakijczycy na internetowych czatach opisują problem jeszcze inaczej. Białoruś jest nazywana tam „najatrakcyjniejszym kierunkiem". O wiele bezpieczniejszym sposobem przedostania się do UE niż poprzez np. Morze Śródziemne. – Skąd powstała taka luka na granicy? Sprawa jest czysto polityczna, istnieje napięcie pomiędzy Rosją a Unią Europejską, która przyczyniła się do rozwiązania Związku Radzieckiego. Rosja chce rządzić po staremu – tłumaczy jeden z arabskojęzycznych pośredników werbujących „turystów" na Białoruś na czacie „Belarus and Iraq". Ponagla, by jechać „jak najszybciej". – W każdej chwili może dojść do porozumienia i uszczelnią granicę – wróży.

Dlaczego Białoruś jest atrakcyjnym krajem? Bo graniczy jednocześnie z trzema państwami Unii Europejskiej [...] po przekroczeniu tej granicy możesz liczyć na mieszkanie, ubezpieczenie zdrowotne, wynagrodzenie i godne życie w dobrym miejscu" – czytamy w ogłoszeniu w komunikatorze Telegram, na jednym z czatów zachęcających Irakijczyków do wybrania „lepszego życia". Podobne czaty pojawiają się jak grzyby po deszczu i znikają, gdy treść i dane jakiejkolwiek ze stojących za nimi osób przedostają się do mediów. Autorzy piszą po arabsku, ale wiele z tych grup tematycznych ma niemal taką samą angielską nazwę, która wprost wskazuje, że miejscem docelowym imigrantów nie są Litwa, Łotwa czy Polska. Bez problemu znajdziemy czaty pod nazwą „Belarus-Lithuania-Germany". Autorzy ofert uprzedzają jednak, że do Niemiec dotrą tylko ci, którzy nie trafią w ręce pograniczników w krajach UE graniczących z Białorusią. Żeby uniknąć zatrzymania, wskazują arabskojęzyczni pośrednicy, najlepiej udać się na „niemal otwartą" granicę Białorusi z Litwą.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi