Kiedy słyszę o właśnie rozpoczętych tegorocznych maturach w polskich szkołach, odruchowo zaciskają mi się pięści. W salkach szkolnych zasiądą podzieleni na małe grupy młodzi ludzie, którzy od marca 2020 roku mieli normalne zajęcia szkolne ledwie przez półtora miesiąca – to był wrzesień i połowa października.
Ponieważ są to klasy trzecie (idące jeszcze według starego systemu, z gimnazjami), tak naprawdę kataklizm zabrał im niemal połowę edukacji w szkole średniej: prawie cały drugi semestr klasy drugiej i prawie całą klasę ostatnią. Dziś oferuje im się „łatwiejszą maturę" (co to oznacza dla ich przyszłego rozwoju?) i dobre rady. Media, te same, które kibicowały swoją alarmistyczną wrzawą zamykaniu szkół, nadają ze współczuciem wypowiedź licealisty, który skarży się, że jedyną szansą były dla niego korepetycje – bo zdalne nauczanie to jedna wielka fikcja.
Młodzież jako kłopot
Te same media informują o protestach uczniów młodszych klas, którzy nie chcą wracać do szkół na dwa ostatnie tygodnie roku szkolnego. Upatrują w tym krótkim powrocie ryzyko nasilonych wymagań nauczycieli, którzy spróbują nagle nadrabiać cały stracony rok. Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek obdarzył buntowników twardymi pouczeniami, że muszą ryzykować stres. Formalnie słusznie, bo przecież nie można żyć bez szkoły bez końca.
Ja to jednak widzę zupełnie inaczej. Rozmawiamy o uczniach (pół miliona popierających protest wpisów w sieci), którzy po prostu odzwyczaili się od wszystkiego: systematycznej pracy, kontroli ze strony nauczycieli, możliwe, że po części także od normalnych szkolnych kontaktów i szkolnej współpracy. Narządy nieużywane zanikają. Umiejętności – też. Czy można się dziwić ich obawom?
Młodzież była przez ostatni rok systematycznie łajana, że nie chce siedzieć w domu, a swoimi płochymi potrzebami towarzyskimi i życiowymi zmierza do zarażania starszych. I że zawraca głowy rodzicom i państwu swoimi nerwicami i frustracjami, a przecież „po wojnie było znacznie ciężej"... Na koniec ta młodzież jest traktowana raz jeszcze jako kłopotliwe obciążenie. Nie da się w jednym tekście napisać, czego im odmówiono i czego być może nigdy nie zdołają nadrobić.