Nowojorska wystawa Björk

Gdy w Polsce oznajmiłem znajomym, że chcę obejrzeć tę ekspozycję, spotkałem się z zaskoczeniem: – Wystawa poświęcona Björk? Przecież ona chyba nie umarła?

Publikacja: 13.03.2015 00:12

Björk jako robot w nagranym na wideo utworze „All Is Full of Love”

Björk jako robot w nagranym na wideo utworze „All Is Full of Love”

Foto: AFP

Siedemdziesięcioletni mężczyzna jak zahipnotyzowany wpatruje się w wielki ekran, na którym akurat wyświetlany jest teledysk do utworu Björk „Big Time Sensuality" z 1993 r., który został nakręcony na ulicach Nowego Jorku. Widać, że zna na pamięć tekst – nuci pod nosem utwór, w którym wokalistka śpiewa o intensywnym erotycznym weekendzie.

Siedzimy w dość dusznej sali, w której trwa nieustanny pokaz wideoklipów artystki od jej pierwszego solowego albumu „Debut" z 1993 r. po premierę ostatniego, czyli „Lionsong" z płyty „Vulnicura", która ukazuje się w połowie marca (choć po wycieku nagrań do internetu w połowie stycznia artystka zgodziła się na wcześniejszą jego sprzedaż w wersji elektronicznej).

Obejrzenie wszystkich klipów to, lekko licząc, trzy godziny, trudno więc uwierzyć, aby ktokolwiek był w stanie wysiedzieć tak długo w niemiłosiernym tłoku przy kiepsko działającej klimatyzacji. Zresztą po co – zaprzysięgli fani Björk i tak znają piosenki na pamięć, a pozostali mogą wszystkie bez problemu znaleźć w sieci. Dodatkowo urok pokazu przyćmiewa fakt, że teledyski nie są opatrzone żadnym komentarzem, nie ma też co liczyć na chociażby rozbudowane o wcześniej niepublikowane materiały wersje.

Jajko na dywanie

Opisany powyżej pokaz jest częścią retrospektywnej wystawy poświęconej twórczości Björk, którą można oglądać od niedzieli „8 marca" w nowojorskim Museum of Modern Art (MOMA). Monumentalna wystawa potrwa do połowy czerwca. Pierwszego dnia, aby obejrzeć ekspozycję, trzeba było odstać w kilku kolejkach nawet po kilkadziesiąt minut – ekspozycja została bowiem podzielona na kilka części i do każdej wchodzi się oddzielnie.

Na główną część wystawy, czyli „Songlines", wydawane są oddzielne bilety na konkretne godziny, a zainteresowanie jest ogromne. – To pierwsza w historii prezentacja twórczości artystki tak wyjątkowej i innowacyjnej, która przygotowała na nią także specjalny materiał – wyjaśnia Glenn D. Lowry, dyrektor MOMA.

Szalona Islandka musi mieć coś w sobie, skoro tyle osób ruszyło od razu pierwszego dnia do szacownego muzeum na podziwianie projektu, który jest złożonym jej hołdem. Nowy Jork docenia artystkę, która mieszka tam od kilkunastu lat, choć zawsze i wszędzie podkreśla, iż szczególne miejsce w sercu zajmuje u niej rodzinny Rejkiavik.

Dzień przed otwarciem wystawy, 7 marca, w Carnegie Hall odbył się pierwszy z siedmiu nowojorskich koncertów, którymi Björk rozpoczyna światową trasę promującą jej najnowszy, ósmy już studyjny solowy album „Vulnicura". Bilety na koncerty zostały wyprzedane w ciągu kilku minut – dziś można je odkupić na rynku wtórnym po cenie znacznie przewyższającej tę wydrukowaną na bilecie.

Władze MOMA od miesięcy podgrzewały atmosferę wokół wystawy jako przełomowego na skalę światową wydarzenia. Wiadomość o przygotowywaniu ekspozycji została ogłoszona niedługo po tym, gdy muzeum kupiło do swojej kolekcji album Björk „Biophilia" (skądinąd jako pierwszy wydany także w postaci mobilnej aplikacji).

Wokalistka pierwszą propozycję zorganizowania pokazu swojej twórczości dostała już kilka lat temu, ale wtedy się nie zgodziła. Kurator projektu Klaus Biesenbach jednak nie zrezygnował z namawiania piosenkarki i Björk ostatecznie zaakceptowała pomysł w 2013 r. Od tego czasu – według ich relacji – trwały prace nad przygotowaniem ekspozycji. Po obejrzeniu wystawy jednak trudno w to uwierzyć – bo niby nad czym mieli pracować tak długo?

– Chcieliśmy pokazać Björk nie tylko jako kompozytorkę czy autorkę tekstów, ale także artystkę wizualną, która wyraża się nie tylko poprzez muzykę – tłumaczy Biesenbach. Fani jednak dostali w sumie niewiele nowych informacji. Niewątpliwie atrakcją jest możliwość zobaczenia na żywo jej kreacji scenicznych, bo artystka znana jest z niekonwencjonalnego podejścia do mody. Piosenkarka wykreowała przynajmniej kilku wcześniej niszowych projektantów – takich jak Hussein Chalayan, którego projekt marynarki z papieru z kopert do poczty lotniczej wykorzystany został na okładce albumu „Post" i znalazł się na nowojorskiej wystawie. Znakami rozpoznawczymi Björk stały się też dziwaczne maskokapelusze autorstwa japońskiej projektantki Maiko Takedy – jeden z nich piosenkarka zaprezentowała na okładce nowego albumu, w innym wystąpiła z kolei w Carnegie Hall. Na wystawie można zobaczyć też suknię projektu Holenderki Iris van Herpen, wykonaną na drukarce 3D.

Nie dziwi też prezentacja słynnej sukienki-łabędzia, w której Björk wystąpiła w 2001 r. na gali wręczenia Oscarów jako nominowana w kategorii najlepsza piosenka za utwór „I've Seen It All" z filmu „Tańcząc w ciemnościach", w którym zagrała też główną rolę. Szykowała wtedy prowokację – chciała na czerwonym dywanie w łabędzim stroju znieść jajko. Jak mówiła później w wywiadach, jajka odebrała jej jednak ochrona i plan nie wypalił. Mimo to po oscarowej gali piosenkarka – chyba pierwszy i ostatni raz na taką skalę – stała się bohaterką prasy kolorowej na całym świecie, trafiła też na listy najgorzej ubranych gwiazd roku.

Tego wszystkiego jednak zwiedzający wystawę się nie dowiedzą, bo na tabliczce jest jedynie informacja, iż suknię zaprojektował macedoński kreator Marjan Pejoski. Strój zawieszono na okropnym manekinie, który w założeniu miał wyglądać jak Björk, ale przypominał raczej okropieństwo ze sklepów odzieżowych z lat 80.

Krwawy gorset

Znacznie lepiej (bo na wykonanym z przezroczystego plastiku symbolicznym manekinie, który przynajmniej nikogo nie udaje) pokazano kreację z teledysku „Pagan Poetry" zaprojektowaną przez Aleksandra McQueena – włącznie z futurystycznymi butami z plastiku i pozytywką, której autorem jest Matthew Barney, były już partner życiowy Björk. Teledysku jednak wielu widzów nie miało okazji obejrzeć – MTV odmówiło emisji, VIVA robiła to tylko w późnych godzinach wieczornych. Suknia bowiem całkowicie odsłaniała piersi wokalistki, a ponadto prezentowała szeroką gamę jej samookaleczeń i piercingu (Björk miała m.in. gorset składający się z wbitych w skórę i ociekających krwią sześciu metalowych kółek, przez które przepleciono sznur pereł).

Prowadzone jednocześnie projekcje uzupełniają się, obraz przechodzi z jednego ekranu na drugi. Björk na tle księżycowych krajobrazów Islandii czy miotająca się z bólu w ciemnej jaskini robi porażające wrażenie

Kurator nowojorskiej wystawy nie pokazał, niestety, zbyt wielu przykładów współpracy artystki ze wspomnianym McQueenem, który szył dla niej na długo przed tym, nim stał się sławny. Odwiedzający nie dowiedzą się zatem, iż nieżyjący już projektant reżyserował jeden z teledysków Björk – do piosenki „Alarm Call". Szkoda, bo wideo nie jest zbyt popularne, a Björk w pewnym momencie z twarzą zamienioną w pysk piranii prezentowała się w tym utworze nawet jak na siebie wyjątkowo oryginalnie. Zamiast tego zaprezentowano na kolejnym wyjątkowo brzydkim manekinie z okropną peruką jego projekt sukni z dzwonków do klipu „Who Is It".

Artystka na początku solowej kariery ewidentnie flirtowała z muzyką pop, jej single, jak choćby swingowy cover „It's oh so quiet", lądowały nawet na czołówkach list przebojów w wielu krajach. Od lat wydaje spójne płyty chwalone przez krytyków, ale już bez przebojów.

Złośliwi komentowali, że wymagające ogromnego skupienia albumy „Drawing Restaint 9" czy „Medulla" były po prostu wyrazem prywatnego wyścigu Björk z partnerem życiowym Matthew Barneyem o to, kto stworzy coś dziwniejszego i bardziej awangardowego. Wystarczy obejrzeć cykl filmów „Cremaster" stworzony przez jej eksukochanego, by przyznać, iż może to być prawda. Jednak mimo to nawet na wskroś dziwaczna „Medulla" Björk była doskonale oceniona, a pochodzący z niej utwór „Oceania" został użyty podczas ceremonii otwarcia letnich igrzysk olimpijskich w Atenach. Jaka inna artystka – niszowa i tworząca skierowaną do wąskiej publiczności muzykę – może liczyć na tak ogromną popularność na całym świecie?

Porzucone zabawki

Zdecydowanie najmocniejszym punktem nowojorskiej ekspozycji jest przygotowana specjalnie na to wydarzenie projekcja do monumentalnego utworu „Black Lake" z ostatniego albumu artystki. Wideo wyreżyserował Andrew Thomas Huang, który jest autorem także pochodzącego z wcześniejszej płyty „Biophilia" wideo do piosenki „Mutual Core". Już wtedy widać było, iż współpraca między piosenkarką i reżyserem układa się doskonale, a dzieło zyskało także spory rozgłos – było przez kilka wiosennych tygodni pokazywane o północy na wszystkich ekranach na nowojorskim Times Square, na których zazwyczaj emitowane są bez końca reklamy. W projekt także zaangażowane było MOMA – jednak teraz, z niewiadomych powodów, nie poświęciło tamtemu wydarzeniu uwagi.

Trwający ponad 10 minut „Black Lake" robi wrażenie niesłychanie rozbudowaną i pełną gwałtownych zwrotów warstwą muzyczną – utwór Björk napisała tuż po tym, gdy rozpadł się jej wieloletni związek z Matthew Barneyem. Wideo wyświetlane jest na dwóch wielkich ekranach, a sala jest perfekcyjnie przygotowana pod względem akustycznym – ochrona wielokrotnie więc przypomina, aby nie opierać się o ściany ani ich nawet nie dotykać.

Prowadzone jednocześnie projekcje uzupełniają się, obraz przechodzi z jednego ekranu na drugi. Björk na tle księżycowych krajobrazów Islandii czy miotająca się z bólu w ciemnej jaskini robi porażające wrażenie. Takich mocnych akcentów, niestety, na wystawie jest mało, część zatytułowana „Songlines" jest mocno konwencjonalna.

Z jednym wyjątkiem. Każdy zwiedzający dostaje smartfona z aplikacją, która po uruchomieniu reaguje na przemieszczanie się po pomieszczeniach, a w słuchawkach słyszymy komentarze dotyczące kolejnych utworów czy albumów.

Obsługa uprzedza, iż w każdej z sal poświęconych kolejnym płytom Björk warto spędzić co najmniej 5 minut, ale jeśli widz przemieszcza się szybciej, aplikacja dostosowuje się do jego tempa. To, jak odbiera się wystawę, zależy więc także od tempa spaceru – w słuchawkach nigdy nie ma ciszy, w żadnym scenariuszu muzyka i komentarze nie milkną.

Kurator próbował pokazać proces tworzenia piosenek – widzimy więc tradycyjnie notesy czy pojedyncze kartki z nabazgrolonymi tekstami, często w wersjach roboczych, z kółkami od postawionych na papierze kubków z kawą czy herbatą. Widzimy gadżety z kolejnych teledysków – i czasami skutkiem jest brutalne rozczarowanie.

Tak właśnie jest w przypadku scenografii do obsypanego nagrodami klipu do piosenki „All Is Full of Love". Wideo wyreżyserowane przez Chrisa Cunninghama i pokazane w 1999 r. kanał MTV i magazyn „Time" umieściły wśród dziesięciu najlepszych wideoklipów w historii. Pokazano w nim historię miłości dwóch robotów z twarzami Björk. W klipie wyglądają, jakby były wykonane z porcelany, ale ich twarze podczas pocałunków poruszają się jak żywe. Na nowojorskiej wystawie roboty w zakrytej pleksi gablocie prezentują się jak porzucone w kącie, zupełnie zapomniane, lekko podniszczone i przykurzone zabawki, zupełnie nieprzypominające bohaterów tego krótkiego, ale jakże emocjonalnego arcydzieła.

Ataki płaczu

Wystawa pokazuje twórczość Björk od 1993 r., czyli wydania pierwszego solowego albumu. Jedna gablotka to jej zdjęcia z dzieciństwa, a przecież pierwszą płytę wydała już w 1977 r. 12-latka umieściła na niej nie tylko covery, choćby Arethy Franklin, ale także własną instrumentalną kompozycję. Kilka lat później już jako zbuntowana nastolatka wykrzykiwała punkowe utwory i tworzyła takie zespoły, jak Spit and Snot, Tappi Tikarras czy KUKL (nazwy w oryginale oznaczają zazwyczaj same wulgaryzmy).

Powołana w 1986 r. grupa Sugarcubes (w tym samym roku urodził się jej syn Sindri) była początkowo wydarzeniem tylko na islandzkiej scenie muzycznej, ale szybko poznali się na jej muzyce także Amerykanie i Brytyjczycy. Gdy w 1988 r. ukazał się album „Life's Too Good" poprzedzony sukcesem singla „Birthday", krytycy piali z zachwytu i dosłownie padli na kolana. Twórczością grupy zachwycił się Bono. Dzięki temu islandzki zespół występował przed koncertami U2 podczas amerykańskiej trasy. Ten sukces przerósł jednak członków Sugarcubes i po wydaniu kolejnego albumu grupa się rozpadła.

O tym zwiedzający wystawę w MOMA także się nie dowiedzą. Chyba że kupią pięknie wydany katalog, gdzie wszystkie etapy kariery Björk opisane są dokładnie w kilku zeszytach, świetnie udokumentowane fotografiami i innymi materiałami, czasem nigdy wcześniej niepublikowanymi. Taka przyjemność kosztuje jednak 70 dolarów.

Björk w listopadzie kończy 50 lat, biorąc więc pod uwagę, iż na rynku muzycznym jest obecna, odkąd skończyła 12 lat, na pewno zasłużyła na taką wystawę. Dotychczas piosenkarka sceptycznie podchodziła do pojawiających się od czasu do czasu różnych pomysłów na wyrażenie jej szacunku. Rząd Islandii w uznaniu dla jej zasług w dziedzinie promocji kraju na arenie międzynarodowej wiele lat temu chciał artystce podarować wyspę niedaleko stolicy kraju. Z oburzeniem odrzuciła podarunek, stwierdzając, iż jest wysoce niestosowny. Dlaczego zatem teraz zgodziła się na wystawę?

Czy chodziło o próbę wypełnienia sobie życia dodatkowymi obowiązkami, kiedy rozpadł się jej związek? Piosenkarka nigdy nie lubiła mówić o sprawach prywatnych. Gdy kiedyś uparta dziennikarka telewizyjna zaczepiała jej nastoletniego syna na lotnisku w Bangkoku, zniecierpliwiona, szybko obezwładniła ją chwytem za włosy, po czym zaczęła okładać pięściami.

Tym razem podczas wywiadów promujących płytę „Vulnicura" dokonała jednak wiwisekcji swojego prywatnego życia, zdarzało jej się także przerywać rozmowy z powodu ataków płaczu. Teksty są potwornie bolesne i osobiste, momentami wręcz wulgarne, co dowodzi, jak ogromną traumą były dla Björk ostatnie dwa lata.

Efektem tej traumy jest jednak doskonały album, prawdopodobnie najlepszy od czasu wydanego w 2001 r. „Vespertine" (wtedy była w euforii na początku związku z Barneyem). Smutne jest, że musiała wszystko to przeżyć, aby powstało tak wybitne dzieło, które na pewno zostanie na długo zapamiętane. Na pewno na dłużej niż wystawa w MOMA – nawet jeśli będzie sukcesem frekwencyjnym.

„Björk". Wystawa w Museum of Modern Arts w Nowym Jorku od 8 marca do 7 czerwca 2015 r.

Siedemdziesięcioletni mężczyzna jak zahipnotyzowany wpatruje się w wielki ekran, na którym akurat wyświetlany jest teledysk do utworu Björk „Big Time Sensuality" z 1993 r., który został nakręcony na ulicach Nowego Jorku. Widać, że zna na pamięć tekst – nuci pod nosem utwór, w którym wokalistka śpiewa o intensywnym erotycznym weekendzie.

Siedzimy w dość dusznej sali, w której trwa nieustanny pokaz wideoklipów artystki od jej pierwszego solowego albumu „Debut" z 1993 r. po premierę ostatniego, czyli „Lionsong" z płyty „Vulnicura", która ukazuje się w połowie marca (choć po wycieku nagrań do internetu w połowie stycznia artystka zgodziła się na wcześniejszą jego sprzedaż w wersji elektronicznej).

Obejrzenie wszystkich klipów to, lekko licząc, trzy godziny, trudno więc uwierzyć, aby ktokolwiek był w stanie wysiedzieć tak długo w niemiłosiernym tłoku przy kiepsko działającej klimatyzacji. Zresztą po co – zaprzysięgli fani Björk i tak znają piosenki na pamięć, a pozostali mogą wszystkie bez problemu znaleźć w sieci. Dodatkowo urok pokazu przyćmiewa fakt, że teledyski nie są opatrzone żadnym komentarzem, nie ma też co liczyć na chociażby rozbudowane o wcześniej niepublikowane materiały wersje.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Joanna Mytkowska: Wiem, że MSN budzi wielkie emocje
Plus Minus
J.D. Vance, czyli marna przyszłość dla bidoków
Plus Minus
Tomasz Terlikowski: Polski Kościół ma alternatywny świat. W nim świetnie działa Wychowanie do życia w rodzinie
Plus Minus
Sikorski czy Trzaskowski? Kto kandydatem PiS? Ustawka Tuska i kapelusz Kaczyńskiego
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
GPS. Śmiertelnie groźna broń Moskwy