To jest 15 lat mojego życia, podczas których wiele się wydarzyło.
Sprawa Olina...
To była szaleńcza próba odwrócenia przez przegraną prawicę werdyktu wyborów prezydenckich. Najpierw próbowano nas przekonać, żeby to Józef Oleksy był kandydatem na prezydenta, a nie Aleksander Kwaśniewski. Gdy to się nie udało i Kwaśniewski wygrał wybory, rzucono na szalę sprawę Olina, próbowano nie dopuścić do zaprzysiężenia prezydenta elekta. To, co się wokół tej sprawy działo, dowodziło, że w gruncie rzeczy chodziło o prezydenturę Kwaśniewskiego.
A afera PKN Orlen, w wyniku której został pan skazany na rok więzienia za niezgodne z prawem zatrzymanie szefa Orlenu?
Racje stały za nami, ale sąd ich nie uznał. Jak trudna była to sprawa dla sądu, może świadczyć fakt, że ja zostałem skazany, a mojego zastępcę, który według oskarżenia miał uruchomić całą machinę zatrzymania Modrzejewskiego, uniewinniono. A tak naprawdę w tej pseudoaferze też chodziło o polowanie na Kwaśniewskiego. Nie mogąc dosięgnąć jego, uderzono we mnie. Gdy siedziałem na zamkniętej części komisji orlenowskiej, doskonale to widziałem. Chodziło o to, by tak unurzać Kwaśniewskiego, żeby po zakończeniu kadencji nie mógł odegrać nigdy żadnej znaczniejszej roli politycznej. Chcę zaznaczyć, że te dwie sprawy nie były dla mnie aż takie istotne. Największą przygodą mojego życia było kierowanie Agencją Wywiadu. To wtedy byłem w miejscach, których nie ma, spotykałem ludzi, którzy nie istnieją, brałem udział w historiach, których nikt nigdy nie opisał i nie opisze. To było fascynujące.
Jest jeszcze kwestia tajnych więzień CIA w Polsce. Podobno w tej sprawie ma pan zarzuty?
Co do ewentualnych zarzutów, to nie mogę się na ten temat wypowiadać, bo śledztwo jest tajne. Poza tym nie było tajnych więzień CIA. Był tajny ośrodek, w którym CIA w porozumieniu z polskim wywiadem realizowała bardzo ważne zadania na trudnym odcinku walki z terroryzmem międzynarodowym. Tyle na ten temat mogę i chcę powiedzieć.
Jest amerykański raport na ten temat, a Trybunał w Strasburgu skazał Polskę na zapłacenie odszkodowania dwóm osobom przetrzymywanym i torturowanym w Kiejkutach. Senator Józef Pinior oraz Adam Bodnar, kandydat na rzecznika praw obywatelskich, uważają, że Polska została skompromitowana na arenie międzynarodowej.
Wszystkim pięknoduchom odpowiem tak: jeżeli któryś z was przekaże młodej kobiecie informację, że mąż, którego wysłali na misję, nie wróci, a w mieszkaniu zobaczy raczkujące dziecko, które nigdy nie pozna ojca, to wtedy będę z nimi rozmawiał jak równy z równym. Bo pięknie się dyskutuje na wykładach, ale praktyka to co innego. Pamiętajmy ponadto, że wywiad jest światem moralnego półcienia.
A jednak jest coś w tym, co mówi Józef Pinior, że torturowanie ludzi jest niedopuszczalnie, niezależnie od okoliczności. I że demokratyczne kraje, np. Włochy, odmówiły Amerykanom tajnych baz, a my nie.
Włosi nie ubiegają się o lokalizację ciężkich brygad NATO na swoim terenie, a my tak. I dzięki tamtej współpracy z CIA nasi następcy mogą spokojnie oczekiwać, że dostaną to, o co zabiegają, plus realne gwarancje bezpieczeństwa. Amerykanie pamiętają, kto im pomógł w trudnych dla nich chwilach, mają wobec nas moralny dług. Ktoś musiał wykonać brudną robotę i myśmy to zrobili. A tortury to nie jest nasz problem, tylko CIA. Żaden z naszych oficerów nie ma zarzutów o torturowanie. Prowadziliśmy inne działania, które nie miały nic wspólnego z tym, co zostało opisane w amerykańskim raporcie.
A co się stało z pieniędzmi CIA – 30 mln dolarów w kartonach, które – jak informowały media – miał odebrać płk Andrzej Derlatka?
Nie mogę mówić na ten temat.
A jeżeli w przyszłym Sejmie zostanie powołana komisja śledcza w tej sprawie?
Nie powstanie. Ktoś musi być poważny.
Co jeszcze zapadło panu w pamięć z 15 lat w polityce?
Cieszę się, że miałem maleńki wkład w transformację lewicy z ugrupowania postkomunistycznego w demokratyczną partię. Niestety, dzisiaj lewica jest w sytuacji francuskich rojalistów, którzy po restauracji w 1815 roku ostatecznie zeszli ze sceny po rewolucji 1848 roku. Jeszcze przez następnych 20–30 lat funkcjonowały jakieś maleńkie ugrupowania, które odwoływały się do okresu Burbonów i czasów przedrewolucyjnych, ale nie miały już żadnego znaczenia.
Chce pan powiedzieć, że te wstrząsy, które teraz obserwujemy na lewicy, nie mają już żadnego sensu?
Mają sens o tyle, o ile coś nowego może się z tego urodzić, ale bez ludzi, którzy od dawna są na scenie politycznej. Musi się coś urodzić. Będzie to lewica odpowiadająca na dzisiejsze wyzwania, a nie wczorajsze. Ale trzeba pamiętać, że w naszym kraju lewica ze względu na konserwatyzm społeczeństwa w najlepszym wypadku może zagospodarować 20 proc. elektoratu.
SLD pod przywództwem Leszka Millera zdobył 41 proc. głosów w 2001 roku.
To nie były nasze głosy. Ci ludzie nie identyfikowali się ideowo z partią demokratycznego socjalizmu. To byli wyborcy rozczarowani rządami ugrupowań solidarnościowych, którzy sądzili, że gdy zagłosują na Sojusz, to socjalnie będzie tak jak dawniej. To dlatego SLD tak łatwo została później podcięta przez konkurencję polityczną – od strony socjalnej przez Samoobronę, a potem PiS i liberalnej przez PO. Został twardy elektorat na 10, 8, a może 5 procent głosów. To się okaże. Tak czy inaczej Sojusz w obecnej postaci jest w stanie zagospodarować jedynie wyborców broniących PRL. Na tym się nic nie zbuduje. Pamiętam, jak w 2005 roku rozmawiałem z politykami PO, którzy mieli wtedy w sobie ten power zwycięzców. Mówiłem im: nie dobijajcie SLD, bo ta partia już nie żyje. Wybory macie już wygrane. Myślcie innymi kategoriami, nie obiecujcie rzeczy, których nie będziecie mogli zrealizować, nie stosujcie demagogii, taniego populizmu i brutalnych chwytów. Nie mówcie, że po rządach lewicy obejmujecie Polskę zdewastowaną politycznie i moralnie. To wszystko kiedyś do was wróci, jak sami będziecie rządzić. Nie oparli się pokusie, a dzisiaj wpadli we własne sidła. Skończyliby się już po czterech latach rządów, gdyby nie to, że mieli za sobą środowiska opiniotwórcze i media. Sojusz przy połowie afer PO zostałby po prostu zgnieciony.
Zbigniew Siemiątkowski jest politykiem SLD, doktorem habilitowanym nauk humanistycznych, politologiem, byłym ministrem spraw wewnętrznych, szefem UOP, Agencji Wywiadu