O zachodzie słońca byliśmy już na promie. Chużyr jest największą osadą na wyspie Olchon i mieszka tu 1300 osób. Pozostałych 300 rozproszonych jest w drobniejszych osadach. Aby się tu dostać, zjechaliśmy z szutrowej drogi, na której trzęsło jak na tarce, i pędziliśmy stepem przed siebie. Potem zjedliśmy jakiegoś buriackiego pieroga w barze, w którym zgasło światło.
Na dużej latarce mojego przewodnika i kierowcy zarazem, Pawła, postawiliśmy butelkę wody i tak powstała lampa rozświetlająca izbę. Teraz jestem w pensjonie, w którym można wynająć albo domki kempingowe bez łazienki i toalety, albo pokoje hotelowe z łazienką. Standard pokoju jak gdzieś na kwaterze w Mszanie Dolnej, ale w łazience, urządzonej z prawdziwie drobnomieszczańską elegancją, jest nie tylko toaleta, ale nawet kabina prysznicowa. Fakt, że podparta drewnianym kołkiem, niezbyt oszlifowanym.
Buddyjska stupa
Dziś rano płyniemy stateczkiem wzdłuż wyspy. Olchon dzieli jezioro na część północną i południową i jest – oczywiście – nie wyspą, lecz archipelagiem. Natomiast Bajkał to w gruncie rzeczy potężne pęknięcie w ziemi zalane wodą. Kiedyś były to nawet dwa jeziora – północne, dużo płytsze, ma zaledwie 900 metrów, a południowe średnio 1200 metrów, a w najgłębszym miejscu nawet 1600 z okładem. Rozpadlina jest ponoć głębsza o 2 kilometry od Rowu Mariańskiego, tylko zasypana miękkim materiałem, więc w rezultacie Bajkał jest płytszy.
Pierwszą atrakcją jest wysepka, na której zbudowano stupę buddyjską, upamiętniającą istnienie w pobliżu jednego z energetycznych miejsc ziemi. Nie jestem pewien, czy chodzi o to samo co z czakramem na Wawelu, ale chyba coś w tym guście. Buddyści uważają, że dzięki kilku specjalnym miejscom i dzięki obrzędom świat jest lepszy. No cóż, jestem w stanie przyjąć, że bez takich obiektów i modlitw świat byłby jeszcze gorszy.
Stupa ma kształt pomnika o kwadratowym postumencie, na którym stoi lejek do góry nogami. Dla buddystów jest ona widzialnym obrazem doskonałego oświecenia i jego materialnym wyrazem. Jeśli dobrze rozumiem, wybudowanie stupy ma na celu przekształcenie żywiołów i uczuć w oświeconą mądrość, co wydaje mi się marzeniem nieco przesadnym. Pod nią zakopano różne złe przedmioty, jak pocisk z I wojny światowej, oraz dobre, jak kasza oraz różne jadalne rośliny. Te skarby – a zakopano tu i srebro, i złoto, a także święte księgi i sutry – mają sprowadzić w to miejsce samego Buddę. Rzecz wymurowana z kamienia, otynkowana i wybielona jak piec w wiejskiej izbie. W pobliżu na drzewach powieją różnokolorowe wstążki i szmatki, a na całym wzgórzu stoją stelle przypominające miniaturowe Stone Hedge. Dookoła biegnie dróżka, którą należy przejść trzy razy, mając dobre myśli, a może tylko wyzbywszy się złych. Tak czy inaczej chodzi o to, by gromadzić dobrą karmę.