Paweł Szefernaker: PiS może rządzić tak długo jak CDU

Przez lata brakowało miejsc, gdzie można było wieszać banery. Teraz byłem zaskoczony społecznym odzewem. Ludzie dzwonili i prosili, by powiesić u nich jakiś plakat. Mieli pretensje, że wisimy na płocie u sąsiada, a u nich nie - mówi Paweł Szefernaker, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji.

Publikacja: 18.10.2019 18:00

Paweł Szefernaker: PiS może rządzić tak długo jak CDU

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Plus Minus: Prawo i Sprawiedliwość nie dominuje już w internecie. Od 2015 roku wiele zmieniło.

Są różne pola, na których prowadzi się kampanię wyborczą. W 2015 roku jako jedyni poważnie potraktowaliśmy internet. Rzeczywiście, wtedy była przepaść. Nasi konkurenci po prostu nie prowadzili tam żadnej kampanii.

Starali się prowadzić, ale nie wiedzieli jak. Wy byliście zahartowani, bo przez lata szukaliście własnych kanałów komunikacji.

Właśnie dlatego były one dla nas naturalne i dobrze się w nich czuliśmy. Czytałem, że sztab Bronisława Komorowskiego przed drugą turą wyborów prezydenckich szukał firmy PR-owej, która pomoże mu w internecie. Wtedy było już oczywiście za późno.

Od tego czasu sporo się zmieniło.

Teraz w sieci są już wszyscy. W tym roku każda partia była aktywna, Platforma wydała ogromne środki na reklamę w internecie.

Wszyscy wydali.

Tyle że w sieci liczy się kreatywność. Nasze spoty właśnie takie były. Użytkownicy odtwarzali je bez reklamy – i tak naprawdę to właśnie się liczyło. To, że się wykupi banery na portalach, ma umiarkowane znaczenie.

A może wszyscy przeceniliście rolę internetu w kampanii. Media społecznościowe są ważne, ale ich rola z natury rzeczy jest jednak ograniczona.

Przez lata zmieniały się pola, na których prowadzi się kampanię. Dziś plakatowanie słupów nie jest już tak ważne, jak było w latach 90. Pod ich koniec zaczęły się pojawiać wielkie billboardy i powierzchnie reklamowe, a potem dołączyły do tego całodobowe stacje informacyjne i spoty radiowe. Na końcu doszedł internet. I jest on jednym z wielu miejsc, w których prowadzi się kampanię wyborczą. Równie ważne są przecież spotkania w terenie, a tu byliśmy dobrze naoliwioną maszyną. Prezes Jarosław Kaczyński był w każdym okręgu w Polsce. Odbył 41 spotkań-konwencji. U mnie w Koszalinie sala pękała w szwach, a nie wszyscy weszli ze względów bezpieczeństwa. W tym samym czasie premier Mateusz Morawiecki odbywał po kilka spotkań dziennie w różnych miejscach Polski.

Wśród polityków opozycji panuje przekonanie, że mieliście dokładnie zbadaną każdą gminę, do której jechaliście, i na tej podstawie formułowaliście szczegółowy przekaz.

Od 2015 roku ze sztabem PiS współpracuje Piotr Agatowski. I badania robione przez niego są dobrą podstawą do prowadzenia skutecznej kampanii. Trafnie wskazywał, jakie są problemy poszczególnych regionów i poszczególnych grup społecznych. W XXI wieku praca sztabu w kampanii politycznej musi być mocno sprofesjonalizowana. Podstawą są dobre badania i odpowiednia ich interpretacja. Moim zdaniem sprawnie działający sztab to była nasza przewaga nad innymi partiami.

A propos badań. Kolejne sondaże pokazują, że Polacy stają się światopoglądowo coraz bardziej liberalni, a wy ignorujecie to w swojej kampanii... i wygrywacie.

Jesteśmy społeczeństwem tolerancyjnym i to wiadomo bez badań. PiS mówiło następującą rzecz: tolerancja tak, ale nie afirmacja. Opozycja pokazała, że chce światopoglądowej rewolucji, a Polacy się na to nie zgadzają. My dajemy tu wolność. Ludzie nie chcą, by rewolucja światopoglądowa z buciorami wchodziła w ich życie.

Trudno tak zachowawczą partię jak Platforma podejrzewać o jakiekolwiek rewolucje.

Posłowie PO chodzili w marszach równości, a samorządowcy dawali patronat tym wydarzeniom. Najlepszym przykładem jest tu Gdańsk. Tam zorganizowano marsz w czasie ciszy wyborczej w wyborach do europarlamentu. Poglądy liberalne zostały tam przedstawione tak, że sprofanowano symbole religijne. Wiele osób w czasie ciszy wyborczej zobaczyło, czym się zakończą rządy tych ludzi. Platforma i Koalicja Europejska zrobiły wszystko, by zmobilizować do głosowania na PiS tych, którzy chcą, by Polska pozostała miejscem, gdzie ze względu na przekonania nie obraża się uczuć innych.

A wy wzięliście się do mobilizacji tych, którzy chcą choćby legalizacji związków partnerskich.

Mówiliśmy o tym, jakie wartości są dla nas ważne, i staliśmy na ich straży. Politycy Platformy pomogli nam w mobilizacji tych wyborców, którzy wyznają takie wartości jak my.

Skąd u was po czterech latach rządzenia taki głód władzy? Niektórzy wasi politycy działali tak, jakby cały czas byli w opozycji.

Chcieliśmy udowodnić, że możemy sprawować władzę dłużej. W Polsce utarło się, że partia może rządzić maksymalnie dwie kadencje, a ważne jest, by budować środowisko polityczne na lata. W Niemczech CDU sprawuje władzę przez wiele kadencji i to jest naturalne. Czas, by w Polsce też była prawicowa konserwatywna partia, która może sprawować władzę dłużej.

Jeszcze niedawno wszyscy myśleliśmy, że władzę można przejąć pospolitym ruszeniem, najlepiej internetowym. Tak było we Francji.

Tego typu pospolite ruszenia są na krótką metę.

Ale pojawia się pytanie, czy warto jeszcze budować partię z klasyczną strukturą, składkami i zebraniami. Kto miałby zresztą dziś na to czas?

Musi być ugruntowana struktura. Są rzeczy, których nie da się przeskoczyć. Nie byłoby w terenie tylu plakatów i banerów bez zaangażowanej struktury.

Wracając z Krynicy do Warszawy, widziałem po drodze tylko plakaty polityków PiS. Niektóre regiony w Polsce były nimi wręcz zalane.

Nasi kandydaci byli bardzo aktywni. U nas mocną kampanię robiły nawet osoby z dalszych miejsc. Kandydaci widzieli, że jest dobry klimat dla Prawa i Sprawiedliwości, i ciężko pracowali, licząc na to, że mogą wejść nawet z dalekich miejsc. Pewnie ciężko jest zaktywizować dziewiątą osobę na liście PSL, gdy wiadomo, że oni wezmą tam góra jeden mandat w okręgu. My braliśmy po kilka i to automatycznie mobilizowało całą listę.

Ta zasada działała zawsze. W tej kampanii coś się jednak zmieniło: ludzie zaczęli masowo użyczać swoich płotów, by wywieszać na nich plakaty.

Byłem zaskoczony społecznym odzewem. Ludzie odzywali się nawet na terenie trudnego dla PiS okręgu koszalińskiego. Rzeczywiście, przez lata brakowało miejsc, gdzie można było wieszać banery. Teraz bywało tak, że wiele osób dzwoniło i prosiło, by powiesić u nich jakiś plakat. Spotkałem się z sytuacją, gdy ludzie mieli pretensje, że wisimy na płocie u sąsiada, a u nich nie.

To jak się aktywizuje tych ludzi?

Rozmawia się z nimi. Utrzymuje kontakt. Kampania bezpośrednia, często także ta na bazarach i rynkach, dała znakomite efekty.

Ludzie na bazarach z zasady nie lubią władzy.

To nie wiem, na jakich bazarach... Zdarzały się trudne rozmowy, ale często też ludzie dziękowali za programy, które realizowaliśmy. Bywaliśmy w miejscach, gdzie nie dotarł nikt inny. Prawo i Sprawiedliwość otrzymało świetne wyniki w gminach, które dotąd były zapomniane, a my tam pracowaliśmy. Ważną kwestią były także rządowe inwestycje w lokalne drogi. Jako poseł często bywałem w gminach w powiecie koszalińskim. Działałem na rzecz mieszkańców Biesiekierza czy Sianowa. PiS osiągnęło tam znacznie lepszy wynik niż cztery lata temu.

Może tam docierała tylko telewizja publiczna. To była przecież prawdziwa kampanijna machina. Opozycja dziś mówi, że ta gra nie była równa.

Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory cztery lata temu, choć nie sprawowało władzy. Wtedy telewizja publiczna atakowała nas przez 24 godziny na dobę. Proszę sobie przypomnieć, jak w 2015 roku traktowany był Andrzej Duda.

Mamy 2019 rok.

Pokazuję na przykładzie, że władza nie zależy od tego, co dzieje się w telewizji publicznej. Myślę, że to jest życzeniowe myślenie opozycji. Tak sobie tłumaczą, dlaczego przegrali wybory. A naprawdę przegrali je, bo byli aroganccy i popełniali ciągle te same błędy. Dziś nie potrafią uderzyć się w pierś i zastanowić, dlaczego nie mieli programu.

Telewizję publiczną skrytykowało nawet OBWE.

Nie każdemu musi się podobać telewizja publiczna, ale każdy ma pilota i wybór, co chce oglądać. Mamy w tej kwestii pluralizm.

Zmieniliście się rolami. Platforma zaczęła inwestować w internet i zasięgi.

Czytałem analizy, z których wynikało, że spot PO zobaczyło milion osób. Oni się z tego bardzo cieszyli. Przedstawiali to jako historyczny wynik.

Konkretny zasięg.

Dopiero na drugi dzień przeczytałem, jakie pieniądze poszły na te kliki. Ogromne środki. W internecie najważniejsze są działania naturalne: gdy ludzie sami chcą coś komuś pokazać, a nie takie, które się wykupuje. Platforma popełniła tu taktyczny błąd, wydając takie ogromne pieniądze na kliki.

Myślę, że większym problemem PO było to, że ten spot z rodziną był słaby.

Spoty PiS były całkowicie nową jakością w polskiej polityce.

A co w nich właściwie było takiego nowego?

Spot z Januszem Rewińskim czy ten z młodym chłopakiem były odejściem od reklamówki w tradycyjnym stylu. Zrobiliśmy to bez polityka, który na tle flag mówi o tym, co by chciał zrobić. Takich spotów w kampanii jeszcze nie było. Wiem, że mocno nimi zaskoczyliśmy naszych konkurentów.

To było kluczem do sukcesu?

Kluczem była wiarygodność. Kampanie wyborcze są bardzo ważne, ale cokolwiek opozycja by zrobiła, to my i tak prowadziliśmy grę na trochę innym boisku. Nawet gdyby Lady Gaga zatańczyła na konwencji Platformy, nic by to nie dało, bo są niewiarygodni. My dotrzymaliśmy słowa. Oni chcieli zresztą typowo PR-owego biegu, a my weszliśmy na poziom wiarygodności. I to było pole, na którym nasi przeciwnicy nie mieli żadnych szans. Zresztą teraz popełniali te same błędy, co wtedy, gdy rządzili. Byli aroganccy w swych działaniach.

Myślę, że pod tym względem prowadziliście zażartą rywalizację. Szliście łeb w łeb...

Wielu polityków z różnych partii miało przez to problem z dostaniem się do parlamentu. Jest też paru, którzy nie zostali ponownie posłami. Myślę, że właśnie za to dostali nauczkę.

Wracając do samej kampanii wyborczej, ona toczy się nieustannie w zasadzie od wyborów samorządowych.

Zarówno kampania europejska, jak i parlamentarna zostały ustawione przez tzw. piątkę Kaczyńskiego. Wtedy właśnie pojawiło się poparcie dla PiS na poziomie ponad 42 proc., które udało się nam utrzymać. Pokazaliśmy, że mamy dobre wyniki gospodarcze i chcemy, żeby wszyscy z nich korzystali. Rząd premiera Morawieckiego niezwykle sprawnie zrealizował ten program w pół roku. I znów pokazaliśmy, że jesteśmy wiarygodni. Pewne trendy w badaniach pojawiły się właśnie wtedy i zostały z nami już do końca kampanii.

To może ustalmy na koniec, czy wynik tych wyborów jest sukcesem?

Olbrzymim. W III RP żadna partia nie zdobyła takiego poparcia, czyli 8 mln głosów. Żadna partia nie rządziła też sama przez dwie kadencje. Przypomnę, że Platforma straciła po czterech latach rządów ponad milion głosów, a my zyskaliśmy ponad 2 mln. To świadczy o tym, jak duży jest to sukces.

To o czym świadczy to, że straciliście Senat?

Opozycja wystawiła po wspólnym kandydacie w każdym okręgu, co skomplikowało sytuację. My w wielu miejscach nie wystawiliśmy kandydatów, którzy wcześniej od nas startowali. Przykłady senatorów Koguta czy Bonkowskiego pokazują też, że się oczyściliśmy. A Platforma nie miała problemu z poparciem dla Stanisława Gawłowskiego. Narzuciliśmy sobie zasady, które nam nie pomogły w tych wyborach. Wygraliśmy wybory do Senatu, ale nie mamy w nim większości.

To nie wygraliście.

PiS ma najwięcej mandatów – 48. Koalicja Obywatelska ma 43.

Tak sobie opozycja to ułożyła.

Wydaje się dziś, że większość w Senacie ma cała opozycja, ale to, jak oni potrafią się porozumieć, pokazały już europejskie wybory i to, że koalicja rozpadła się następnego dnia. Chcielibyśmy, by Senat był miejscem, gdzie jest możliwe ponadpartyjne porozumienie.

Dobrze wiemy, że nie jest ono możliwe.

Będziemy się starali, żeby tak było.

Wszyscy widzieli, co spadło na Wojciecha Kałużę po wyborach samorządowych. Trudno wam będzie teraz kogoś przekonać do współpracy.

Nie myślę o tym, żeby kogokolwiek przejmować. Może jest szansa na szersze porozumienie, które sprawi, że Senat naprawdę będzie „izbą refleksji".

–rozmawiał Piotr Witwicki

(dziennikarz Polsatnews.pl)

Plus Minus: Prawo i Sprawiedliwość nie dominuje już w internecie. Od 2015 roku wiele zmieniło.

Są różne pola, na których prowadzi się kampanię wyborczą. W 2015 roku jako jedyni poważnie potraktowaliśmy internet. Rzeczywiście, wtedy była przepaść. Nasi konkurenci po prostu nie prowadzili tam żadnej kampanii.

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Straszne skutki wyłączenia telewizora
Plus Minus
Jan Bończa-Szabłowski: Potępienie Fausta
Plus Minus
Jan Maciejewski: Zemsta cudu
Plus Minus
„Anora” jak dawne zwariowane komedie, ale bez autocenzury
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
Kataryna: Panie Jacku, pan się nie boi