Może tam docierała tylko telewizja publiczna. To była przecież prawdziwa kampanijna machina. Opozycja dziś mówi, że ta gra nie była równa.
Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory cztery lata temu, choć nie sprawowało władzy. Wtedy telewizja publiczna atakowała nas przez 24 godziny na dobę. Proszę sobie przypomnieć, jak w 2015 roku traktowany był Andrzej Duda.
Mamy 2019 rok.
Pokazuję na przykładzie, że władza nie zależy od tego, co dzieje się w telewizji publicznej. Myślę, że to jest życzeniowe myślenie opozycji. Tak sobie tłumaczą, dlaczego przegrali wybory. A naprawdę przegrali je, bo byli aroganccy i popełniali ciągle te same błędy. Dziś nie potrafią uderzyć się w pierś i zastanowić, dlaczego nie mieli programu.
Telewizję publiczną skrytykowało nawet OBWE.
Nie każdemu musi się podobać telewizja publiczna, ale każdy ma pilota i wybór, co chce oglądać. Mamy w tej kwestii pluralizm.
Zmieniliście się rolami. Platforma zaczęła inwestować w internet i zasięgi.
Czytałem analizy, z których wynikało, że spot PO zobaczyło milion osób. Oni się z tego bardzo cieszyli. Przedstawiali to jako historyczny wynik.
Konkretny zasięg.
Dopiero na drugi dzień przeczytałem, jakie pieniądze poszły na te kliki. Ogromne środki. W internecie najważniejsze są działania naturalne: gdy ludzie sami chcą coś komuś pokazać, a nie takie, które się wykupuje. Platforma popełniła tu taktyczny błąd, wydając takie ogromne pieniądze na kliki.
Myślę, że większym problemem PO było to, że ten spot z rodziną był słaby.
Spoty PiS były całkowicie nową jakością w polskiej polityce.
A co w nich właściwie było takiego nowego?
Spot z Januszem Rewińskim czy ten z młodym chłopakiem były odejściem od reklamówki w tradycyjnym stylu. Zrobiliśmy to bez polityka, który na tle flag mówi o tym, co by chciał zrobić. Takich spotów w kampanii jeszcze nie było. Wiem, że mocno nimi zaskoczyliśmy naszych konkurentów.
To było kluczem do sukcesu?
Kluczem była wiarygodność. Kampanie wyborcze są bardzo ważne, ale cokolwiek opozycja by zrobiła, to my i tak prowadziliśmy grę na trochę innym boisku. Nawet gdyby Lady Gaga zatańczyła na konwencji Platformy, nic by to nie dało, bo są niewiarygodni. My dotrzymaliśmy słowa. Oni chcieli zresztą typowo PR-owego biegu, a my weszliśmy na poziom wiarygodności. I to było pole, na którym nasi przeciwnicy nie mieli żadnych szans. Zresztą teraz popełniali te same błędy, co wtedy, gdy rządzili. Byli aroganccy w swych działaniach.
Myślę, że pod tym względem prowadziliście zażartą rywalizację. Szliście łeb w łeb...
Wielu polityków z różnych partii miało przez to problem z dostaniem się do parlamentu. Jest też paru, którzy nie zostali ponownie posłami. Myślę, że właśnie za to dostali nauczkę.
Wracając do samej kampanii wyborczej, ona toczy się nieustannie w zasadzie od wyborów samorządowych.
Zarówno kampania europejska, jak i parlamentarna zostały ustawione przez tzw. piątkę Kaczyńskiego. Wtedy właśnie pojawiło się poparcie dla PiS na poziomie ponad 42 proc., które udało się nam utrzymać. Pokazaliśmy, że mamy dobre wyniki gospodarcze i chcemy, żeby wszyscy z nich korzystali. Rząd premiera Morawieckiego niezwykle sprawnie zrealizował ten program w pół roku. I znów pokazaliśmy, że jesteśmy wiarygodni. Pewne trendy w badaniach pojawiły się właśnie wtedy i zostały z nami już do końca kampanii.
To może ustalmy na koniec, czy wynik tych wyborów jest sukcesem?
Olbrzymim. W III RP żadna partia nie zdobyła takiego poparcia, czyli 8 mln głosów. Żadna partia nie rządziła też sama przez dwie kadencje. Przypomnę, że Platforma straciła po czterech latach rządów ponad milion głosów, a my zyskaliśmy ponad 2 mln. To świadczy o tym, jak duży jest to sukces.
To o czym świadczy to, że straciliście Senat?
Opozycja wystawiła po wspólnym kandydacie w każdym okręgu, co skomplikowało sytuację. My w wielu miejscach nie wystawiliśmy kandydatów, którzy wcześniej od nas startowali. Przykłady senatorów Koguta czy Bonkowskiego pokazują też, że się oczyściliśmy. A Platforma nie miała problemu z poparciem dla Stanisława Gawłowskiego. Narzuciliśmy sobie zasady, które nam nie pomogły w tych wyborach. Wygraliśmy wybory do Senatu, ale nie mamy w nim większości.
To nie wygraliście.
PiS ma najwięcej mandatów – 48. Koalicja Obywatelska ma 43.
Tak sobie opozycja to ułożyła.
Wydaje się dziś, że większość w Senacie ma cała opozycja, ale to, jak oni potrafią się porozumieć, pokazały już europejskie wybory i to, że koalicja rozpadła się następnego dnia. Chcielibyśmy, by Senat był miejscem, gdzie jest możliwe ponadpartyjne porozumienie.
Dobrze wiemy, że nie jest ono możliwe.
Będziemy się starali, żeby tak było.
Wszyscy widzieli, co spadło na Wojciecha Kałużę po wyborach samorządowych. Trudno wam będzie teraz kogoś przekonać do współpracy.
Nie myślę o tym, żeby kogokolwiek przejmować. Może jest szansa na szersze porozumienie, które sprawi, że Senat naprawdę będzie „izbą refleksji".
–rozmawiał Piotr Witwicki
(dziennikarz Polsatnews.pl)