W czterech przypadkach komisja ustaliła, że w sprawie wydana została uprzednio inna decyzja (art. 156 § 1 pkt 3 k.p.a.), co jest w istocie „grubą” wadą decyzji reprywatyzacyjne. Jednak dotyczy to zaledwie ok. 2,5 proc. badanych decyzji.
W zaledwie dwóch przypadkach komisja uznała, że decyzja reprywatyzacyjna była niewykonalna w chwili wydania (art. 156 § 1 pkt 5 k.p.a.), co było związane z nową zabudową lub podziałem geodezyjnym nieruchomości warszawskiej.
W siedmiu przypadkach – jak wynika z decyzji komisji – doszło do skierowania decyzji reprywatyzacyjnej do osoby zmarłej (art. 156 § 1 pkt 4 k.p.a.). A w kolejnych dziesięciu komisja dopatrzyła się rażącego naruszenia art. 155 k.p.a. pozwalającego na zmianę – za zgodą stron – ostatecznej decyzji, który w tym przypadku był wykorzystywany, aby sanować uprzednie skierowanie decyzji do osoby zmarłej. Trzeba przyznać, że było to zgodne z orzecznictwem. Jednak w praktyce przegapienie przez organ, że strona zmarła, jest znacznie częstsze niż stwierdzenie nieważności decyzji z tej przyczyny, bowiem nikt nie ma interesu w prowadzeniu postępowania nieważnościowego. Gdy zaś komisja wzięła na tapetę znaczą większość wszystkich decyzji reprywatyzacyjnych, to nagle liczba ujawnionych przypadków skierowania decyzji do osoby zmarłej wystrzeliła w górę. Wątpliwie, czy było to w interesie publicznym.
Komisja reprywatyzacyjna nie realizuje swego celu
Wygląda zatem na to, że komisja w najmniejszym nawet stopniu nie realizuje celu, dla którego została powołana. Nie zwalcza skutków działania żadnej mafii reprywatyzacyjnej i nie naprawia niesprawiedliwości wynikającej ze zwrotu. Nie eliminuje decyzji reprywatyzacyjnych wydanych na podstawie sfałszowanych dokumentów, metodą „na kuratora” czy uzyskanych za pomocą łapówek. Ani prowadzących do pokrzywdzenia lokatorów.
Większość rozstrzygnięć komisji jest sprzeczna z jednolitym orzecznictwem w szczególności dotyczącym oceny dowodów i zbywalności roszczeń, które – aż do wyroków NSA z 2022 r. – nawet w PRL-u nie było kwestionowane. Nawet formalnie niekontrowersyjne powody, dla których komisja usuwa z obrotu decyzje reprywatyzacyjne, czyli wywłaszcza, w potocznym odbiorze należą raczej do kategorii „kruczków prawnych”, nie zaś eliminacji „afer”.
Zgodnie z k.p.a. po upływie dziesięciu lat nie można stwierdzić nieważności decyzji, niezależnie od jej wad. W ustawie o komisji odwrócono tę zasadę, uznając, że zaistniałe w toku reprywatyzacji „naruszenia wymagają (…) podjęcia działań nadzwyczajnych, które zmierzają do ochrony dóbr bardziej zasługujących na ochronę aniżeli stabilność decyzji administracyjnych”. Analiza podstaw faktycznych i prawnych decyzji komisji wydawanych w ostatnich dwóch latach jej działalności jednoznacznie falsyfikuje powyższą tezę.
Na biednego nie trafiło
Wygląda bowiem, że powołując się na rzekomą wyższą konieczność walki ze skutkami „afery reprywatyzacyjnej”, w imię skuteczności naruszyliśmy w ustawie o komisji wszelkie standardy praworządności. Wprowadzając w obszarze nieruchomości warszawskich kategorię baumanowskich decyzji o „płynnej ostateczności”, ugodziliśmy w pewność obrotu w stopniu, którego – ze względu na powolność działań NSA i sądów wieczystoksięgowych – jeszcze do końca sobie nie uświadamiamy. Pomimo zapłacenia takiej ceny komisja nie usuwa żadnych skutków afery reprywatyzacyjnej, lecz wywłaszcza bez odszkodowania, po latach, mimo braku podstaw albo z powodów oczywiście błahych.
Zadziwiające pozostaje, że – nawet mimo braku rzetelnej analiz skutków ustawy – ten stan rzeczy wydaje się nie przeszkadzać żadnemu politykowi formacji, która doszła do władzy pod hasłami przywrócenia praworządności. Nie wyłączając ministra sprawiedliwości, byłego (znakomitego!) rzecznika praw obywatelskich, który w 2017 r. w apelu do prezydenta o niepodpisywanie ustawy o komisji bardzo trafnie wypunktował wszystkie powody, dla których narusza ona standardy. Trudno pojąć, dlaczego – pośród licznych audytów rozliczających rządy PiS-u – MS w sprawie komisji nie zbadało nic, ograniczając się tylko do zmiany jej przewodniczącego.
Odpowiedź – równie intuicyjna i niepoparta badaniami, jak uzasadnienie ustawy o komisji – sprowadza się do tezy, że nieskomplikowana radość płynąca z rozkułaczania nie ma barw partyjnych. A w przypadku właścicieli nieruchomości warszawskich, ze względu na bezprecedensowy wzrost rynku w ostatnich 30 latach, statystycznie „na biednego nie trafiło”. Może tylko uczciwiej byłoby przyznać, że chodzi o igrzyska, zamiast dalej – wbrew faktom zawartym na kartach decyzji komisji – opowiadać bajki o przywracaniu sprawiedliwości i naprawianiu krzywd.
Autor jest adwokatem, partnerem w Kancelarii GKR Legal
Współpraca: Martyna Kaczmarek i Julia Piotrowska