Wiceprezes Trybunału Konstytucyjnego: Sądzą nas sądomatołki

W wymiarze sprawiedliwości powinna odbyć się weryfikacja. I żeby nie było wątpliwości, chodzi mi o weryfikację merytoryczną. Dlatego pomysł przewodniczącej KRS dotyczący wysyłania sędziów na szkolenie nie jest wcale taki głupi.

Publikacja: 07.04.2023 13:24

Mariusz Muszyński

Mariusz Muszyński

Foto: Fotorzepa/Jerzy Dudek

W wymiarze sprawiedliwości powinna odbyć się weryfikacja. I żeby nie było wątpliwości, chodzi mi o weryfikację merytoryczną. Po kolejnych występach tzw. sędziów niezłomnych nie mam najmniejszych wątpliwości, że – przynajmniej w części – sądzą nas merytoryczne matołki. Sądomatołki.

Zawodowe kwalifikacje

Tak wiem, poniosło mnie z tym określeniem. Ale doskonale oddaje ono sytuację. Poza tym ciągnie wilka do lasu. Lubię ekspresję słowa, a chęć wybrzmienia narasta we mnie wraz z kolejnymi uchwałami stowarzyszeń sędziowskich, czy spazmami rzekomo prześladowanych sędziów, którzy „stosują bezpośrednio wyroki TSUE”.

W dzisiejszym tekście dla wszystkich tych „reżimowych ofiar” (a może tylko ofiar własnego braku wiedzy) mam jedną wiadomość – sędziowie nie stosują wyroków TSUE. Ani bezpośrednio, ani pośrednio. Mocno uogólniając powiem, że sędziowie stosują tylko normy prawne znajdujące się w aktach znanych jako krajowe lub unijne źródła prawa.

Tego rodzaju wiedza jest, a przynajmniej powinna być, przekazywana na pierwszym i drugim roku studiów prawniczych. Jednak nieustające awantury o możliwość „bezpośredniego stosowania” wyroków TSUE pokazują, że duża grupa prawników w Polsce nie posiada kwalifikacji koniecznych do wykonywania zawodu. To przerażające. Słusznie więc przewodnicząca KRS podjęła temat szkoleń sędziów. Należy je szybko zacząć i przeprowadzać systematycznie, a ich zaliczenie powinno być bezwzględnym warunkiem awansu zawodowego. Pozwoli to uniknąć takich kompromitujących wpadek i psucia systemu prawa. Przecież każde krajowe orzeczenie, które zostało „bezpośrednio oparte” na wyroku TSUE jest nielegalne. Stanowi naruszenie art. 7 Konstytucji.

Czytaj więcej

Szefowa KRS zaproponowała sędzi szkolenie. "Nieetyczne, godzące w powagę sądu"

Sędziowie (nie)zależni

Sądy są elementem władzy sądowniczej i sprawują w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej wymiar sprawiedliwości. TSUE nie jest jej częścią. Dla systemu władztwa krajowego stanowi ciało obce – organ organizacji międzynarodowej powołanej przez państwa (art. 1 TUE). Jego kompetencje są zdefiniowane w art. 19 ust. 1 akapit 1 TUE. Należy do nich zapewnienie poszanowanie prawa w wykładni i stosowaniu traktatów unijnych. Realizację tych kompetencji umożliwia szereg instrumentów natury procesowej umiejscowionych w art. 251-281 TFUE.

Owszem, specyfika procesu integracji wyrażona bezpośrednim stosowaniem części prawa unijnego w państwach członkowskich UE, stworzyła pewien związek między TSUE a krajowym wymiarem sprawiedliwości. Posłużyła temu formuła pytania prejudycjalnego. Jest to jednak tylko konstrukcja wpadkowa. I choć niektórzy sędziowie dumnie przypinają sobie plakietki z napisem „sędzia europejski”, to zwrot ten jest w rzeczywistości kolejną wydmuszką. Jeśli pojęcie „sędzia europejski” ma już jakieś znaczenie, to tylko funkcjonalne. Związane wyłącznie z fragmentem sędziowskiej aktywności. Członkostwo Polski w UE nie zmienia charakteru sądu jako organu piastującego władztwo orzecznicze w imieniu Rzeczypospolitej. Wyłącznie Rzeczpospolitej a nie w imieniu Unii. Nawet jeśli sędzia w tym orzekaniu stosuje unijne prawo.

A już poza wyrokami prejudycjalnymi, TSUE działa i funkcjonuje jako klasyczny trybunał międzynarodowy. W jego skład wchodzą funkcjonariusze międzynarodowi nazywani sędziami. I znów użycie słowa „sędzia TSUE” to tylko językowa zmyłka. Sędziowie TSUE nie są sędziami w rozumieniu konstytucyjnym. Do standardu polskiego sędziego wiele im jeszcze brakuje. W przeciwieństwie do sędziów krajowych, nie cieszą się przede wszystkim atrybutem niezawisłości. Są jedynie wybierani „spośród osób o niekwestionowanej niezależności” (art. 19 TUE i art. 253 oraz 254 TFUE), a więc ta niezależność dotyczy cech funkcjonowania z okresu sprzed objęcia urzędu. Po wyborze stają się członkami organu, którym niezależność nie jest już przypisana, a wiele traktatowych rozwiązań, w szczególności kształt przepisów o możliwym ponownym powołaniu, wręcz jej nie sprzyja. Jakże to kompromitujące nawet w porównaniu ze statusem innych funkcjonariuszy międzynarodowych nazywanych „sędziami”, choćby sędziów Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości (zob. art. 2 Statutu MTS). Formalnie pozycja sędziów TSUE jest z tej perspektywy nawet słabsza niż pozycja unijnych Rzeczników Generalnych, od których Statut TSUE w art. 49 wprost wymaga „niezależności działania”. A sędziowie TSUE nie mogą nawet złożyć zdania odrębnego od wyroku.

Z kolei sam TSUE jako organ unijny jest w ramach swej aktywności zobowiązany realizować cele integracyjne. Jego działanie to żadne obiektywne orzekanie, nawet jeśli sami sędziowie ślubują „bezstronne” wykonywanie obowiązków. Bezstronność to przesłanka subiektywna i indywidualna. Dotyczy stron konkretnego postępowania, a nie celów UE.

Czytaj więcej

Kolejna odsłona sporu rządu z Brukselą. Chodzi o legalność Trybunału i jego wyroki

Wykonywanie a nie stosowanie

Dwa kluczowe rodzaje orzeczeń, które tak żarliwie chcą „stosować bezpośrednio” tzw. obrońcy praworządności to wyroki z postępowania w trybie art. 258 TFUE (naruszenie przez państwo zobowiązań traktatowych) oraz wyroki wydawane w trybie prejudycjalnym (art. 267 TFUE). Wyjaśniam więc zainteresowanym, że nie są to wyroki w rozumieniu prawa krajowego. Są to akty kolegialne organu organizacji międzynarodowej – uchwały nazywane tylko „wyrokami”, stanowiące prawnomiędzynarodowe zobowiązanie, ale dopiero tzw. zobowiązanie drugiego rzędu. To znaczy, że obowiązek ich wykonania nie wynika z ich własnej mocy, ale z mocy innych norm prawnych bezpośrednio wiążących państwo.

Potwierdzają to detale. Po pierwsze, charakter wyroków wydanych w trybie art. 258 TFUE jest stwierdzający. Mówi o tym art. 260 TFUE, gdzie czytamy, że TSUE „stwierdza” w nich „uchybienie”. Podkreślę – „stwierdza uchybienie” przez państwo członkowskie zobowiązaniu wynikającemu z traktatów. Chodzi więc o fakt, niezależnie od tego czy jest to państwowe działanie faktyczne czy ustanowione prawo. Po drugie, charakter stwierdzający pokazuje też, że wyroki te są aktem deklaratywnym. Znów podkreślę - deklaratywnym, a nie władczym (konstytutywnym). Nie wywołują samodzielnie żadnych skutków prawnych, ani w obszarze prawa międzynarodowego, ani w obszarze krajowej jurysdykcji. I o ile w pierwszej płaszczyźnie wskazują jeszcze, że poprzez działanie państwa doszło do naruszenia jakiejś normy traktatowej, to w drugiej nie znaczą nic. Dosłownie nic. Nie wchodzą do systemu prawa krajowego, tzn. ani w nim nie obowiązują, ani nie wywierają jakiegokolwiek krajowego skutku. To ostatnie potwierdza (a contrario) art. 280 w związku z art. 299 TFUE, które wskazują, jakie wyroki TSUE bezpośrednio działają w systemie prawa krajowego państw członkowskich. Wyroki wydane w procedurze z art. 258 TFUE nie spełniają wskazanych tam kryteriów.

W konsekwencji nawet w przypadku kiedy krajowy akt, przepis lub środek prawny został uznany za sprzeczny z traktatami unijnymi, z punktu widzenia prawa krajowego jest on cały czas legalny i obowiązuje aż do momentu, kiedy nie zostanie uchylony. Nawet gdyby miało to trwać sto lat. Prosta klasyka dualizmu profesora Heinricha Triepla.

Czytaj więcej

Jednego buntownika ubyło, ale pat wokół sprawy KPO wciąż trwa

Państwo nie znaczy sędzia

Państwo powinno jednak wykonać taki wyrok. Wskazuje on przecież, że w relacjach unijnych doszło do naruszenia traktatu. Wykonanie ma polegać na rozwiązaniu sytuacji deliktowej, do czego państwo jest zobowiązane ze względu na zasadę pacta sunt servanda, jak i bezpośredni nakaz wynikający z art. 260 TFUE.

Podmiotem zobowiązanym jest państwo. I już w tym momencie widzę, jak po takim zdaniu grupa sędziów staje w blokach startowych. Nic z tego. Zobowiązanie państwa nie oznacza wolności działania po stronie dowolnych organów państwa. O tym jaki z nich jest właściwy do wykonania wyroku trybunału międzynarodowego mówi już prawo krajowe, a konkretnie Konstytucja RP fundująca podział kompetencji w ramach zdefiniowanego trójpodziału władz. Skoro wykonywanie zobowiązań traktatowych stanowi element polityki zagranicznej, to zgodnie z nią wykonanie akurat tego rodzaju wyroku TSUE należy do kompetencji władzy wykonawczej (art. 146 Konstytucji RP). Dlatego to rząd, który notabene reprezentuje państwo przed TSUE, inicjuje w sferze krajowej procedury wykonawcze. I tak, jeśli stwierdzonym naruszeniem traktatu jest istnienie nieodpowiedniego prawa, rząd przygotowuje stosowny projekt zmian i dzięki większości parlamentarnej przeprowadza procedurę ustawodawczą. I parlament uchyla normy uznane za niezgodne z prawem unijnym lub uchwala konieczne nowe normy prawne. Jednak do czasu takiej zmiany stare prawo obowiązuje nadal. Nawet to uznane za niezgodne z unijnymi traktatami. Organy państwa działające na jego podstawie mogą jedynie powstrzymać się od działania. Same nie mogą wywodzić dla siebie żadnych uprawnień wprost z treści wyroku TSUE, nawet kiedy wydaje im się, że ten ostatni im takie nakazuje. W szczególności nie mogą odrzucić stosowania normy krajowej uznanej za sprzeczną z traktatami, a w swoim działaniu powoływać się na wyrok TSUE.

Co więcej, nawet samo powstrzymanie się od działania, także wymaga posiadania stosownego krajowego upoważnienia w obowiązującym prawie. Kiedy nie ma takiej podstawy, nawet powstrzymanie się nie jest możliwe, a organy państwa (sądy) muszą procedować na podstawie krajowych norm prawnych, nawet jeśli wiedzą, że są to normy sprzeczne z unijnymi traktatami, a samo działanie prowadzi do pogłębiania naruszenia.

Do tego nie jest możliwe próbowanie dokonania przez organy stosujące prawo jakichkolwiek samodzielnych interpretacji krajowych norm prawnych w świetle treści wyroku. Powody są dwa. Po pierwsze, wyrok wydany w trybie art. 258 TFUE tylko stwierdza fakt (naruszenie). Nie jest wyrokiem interpretacyjnym. Nawet sam TSUE nie może narzucić państwu sposobu, w jaki wyrok ten powinien być wykonany. Po drugie, w tym przypadku samodzielne działanie organu (sądu) oparte na inwencji własnej sędziego nie byłoby żadną wykładnią, ale zastąpieniem ustawodawcy w jego prawie do stanowienia (zmiany) prawa. Doszłoby więc do złamania trójpodziału władzy. Szczególny problem powstałby w sytuacji, kiedy parlament wykonałby potem traktatowy nakaz „podjęcia środków zapewniających wykonanie wyroku” (art. 260 TFUE) zmieniając prawo całkowicie odmiennie niż wymyślił to sędzia. Znów podkreślę – traktatowo zapisany nakaz „wykonania” przez państwo członkowskie wyroku, a więc doprowadzenie do stanu krajowego do stanu zgodności z traktatami unijnymi, a nie „stosowania” wyroku przez sąd.

Jeśli chodzi o zwykłą praktykę stosowania prawa, to po rządowej informacji o treści wyroku uznającego ją za sprzeczną z unijnymi traktatami, zainteresowane podmioty powinny ją po prostu zmienić.

Czytaj więcej

Rzecznik TSUE wydał opinię ws. nowej KRS. Chodzi o stan spoczynku sędziów

Wyroki prejudycjalne

Z kolei wyroki prejudycjalne wskazują treść normatywną konkretnego przepisu prawa unijnego. TSUE odpowiadając na pytanie prejudycjalne niczego nie rozstrzyga. Wręcz nie może rozstrzygać kwestii leżącej u podstaw skierowania pytania prejudycjalnego. Działa tu jako organ interpretacyjny i dokonuje wykładni przepisu prawa unijnego. Taki wyrok wiąże inter partes, aczkolwiek dotyczy to wszystkich sądów i organów zajmujących się daną sprawą. Ale znów nie jest to związanie wyrokiem wprost. W rzeczywistości wiąże norma o treści ustalonej przez TSUE i to nie z mocy wyroku, ale uprawnień TSUE do interpretacji prawa unijnego. Sądy działają stosując normę prawa unijnego o treści zdefiniowanej w takim wyroku. Powtórzę – stosują normy prawa a nie wyrok.

Z perspektywy temporalnej, wyrok prejudycjalny ma zasadniczo skutek ex tunc. Sądy i inne organy państwowe są zobowiązane do stosowania norm z uwzględnieniem wykładni dokonanej przez TSUE również w odniesieniu do stosunków prawnych ugruntowanych w przeszłości, choć tylko tych rozstrzyganych w teraźniejszości. Innymi słowy wyrok nie powoduje zmian zastanych i utrwalonych już sytuacji prawnych, chyba że zostaną one na nowo podniesione.

Puenta takiego artykułu jest prosta. Pomysł przewodniczącej KRS dotyczący wysyłania sędziów na szkolenie nie jest wcale taki głupi. Sędziom szczególnie przydałyby się szkolenia z relacji systemów prawa. Potrzeba ta wbrew pozorom dotyczy nie tylko sądów niższego szczebla, ale też ustawowo wyróżniających się wysokim poziomem wiedzy prawniczej sędziów Sądu Najwyższego, bo niektóre wydawane tam wyroki i uchwały to nie tylko kompromitacja ich autorów. To przede wszystkim kpina z konstytucji i unijnych traktatów oraz krzywda obywateli.

Mariusz Muszyński - wiceprezes Trybunału Konstytucyjnego, doktor habilitowany prawa, profesor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego

Czytaj więcej

Próba sił między Sądem Najwyższym a KRS. Pat może potrwać do wakacji

W wymiarze sprawiedliwości powinna odbyć się weryfikacja. I żeby nie było wątpliwości, chodzi mi o weryfikację merytoryczną. Po kolejnych występach tzw. sędziów niezłomnych nie mam najmniejszych wątpliwości, że – przynajmniej w części – sądzą nas merytoryczne matołki. Sądomatołki.

Zawodowe kwalifikacje

Pozostało 98% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Siemiątkowski: Szkodliwa nadregulacja w sprawie cyberbezpieczeństwa
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy wolne w Wigilię ma sens? Biznes wcale nie musi na tym stracić
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Awantura o składki. Dlaczego Janusz zapłaci, a Johanes już nie?
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Trzy wnioski po rządowych zmianach składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd wypuszcza więźniów. Czy to rozsądne?