Tomasz Justyński: Testament ze zdjęcia i nagrania - tego jeszcze nie było

Teza uchwały Sądu Najwyższego stwarza możliwość przeniesienia istotnej treści testamentu nie tylko na zdjęcie, ale można także przyjąć, że na nagrania audio i wideo.

Publikacja: 08.09.2022 06:52

Tomasz Justyński: Testament ze zdjęcia i nagrania - tego jeszcze nie było

Foto: Adobe Stock

Wola spadkodawcy (testatora) jest najważniejsza. O tym wiadomo od dawna, tj. od czasów zaakceptowania dopuszczalności swobodnego dysponowania majątkiem na wypadek śmierci (po raz pierwszy w rzymskich czasach antycznych w tzw. ustawie XII Tablic).

Wiadomo też, że testament jest czynnością prawną bardzo szczególną. W zasadzie jedyną dopuszczalną w prawie polskim czynnością na wypadek śmierci (mortis causa). Przy tym, co dość oczywiste i powszechnie znane, czynnością skuteczną dopiero wtedy, gdy samego zainteresowanego spadkodawcy wśród żywych już nie ma. Ma to swoje znaczenie i konsekwencje.

By uniknąć wątpliwości

Przede wszystkim takie, że prawodawca ogranicza swobodę wyboru formy czynności prawnej – tak charakterystyczną i będącą przecież zasadą w prawie polskim (przy czynnościach prawnych inter vivos – pomiędzy żyjącymi) – i wprowadza zamknięty katalog form testamentu. Testament jest więc tylko wtedy ważny, gdy został sporządzony w jednej z prawem przewidzianych form. W świetle aktualnych uregulowań oznacza to formę pisemną własnoręczną (tzw. testament holograficzny), formę notarialną, formę urzędową (testament allograficzny) lub jedną z form szczególnych (dopuszczonych jedynie w kilku wyjątkowych sytuacjach).

Prawo polskie nie zna i nie dopuszcza bardziej „nowoczesnych” form, od jakiegoś czasu już dyskutowanych w doktrynie, jak np. videotestament (czyli testament sporządzony jako nagranie video). Jest tak pomimo tego, że miałby on swoje niezaprzeczalne zalety, szczególnie w zakresie lepszej identyfikacji testatora oraz jego konstytucji psychofizycznej.

Testować zatem można, ale jedynie w dopuszczonych formach.

Uściślając więc wstępną tezę, należałoby raczej powiedzieć, że wola spadkodawcy jest wprawdzie najważniejsza, ale tylko o tyle, o ile wyrażona została we właściwej, prawem przewidzianej formie. Jeśli nie, to choćby była jasna i nie budziła nawet cienia wątpliwości, pozostanie bez znaczenia. Dziedziczenie zaś potoczy się według „schematu ustawowego”.

Czytaj więcej

Testament ze zdjęcia też może być ważny - uchwała SN

Powód takiego rozwiązania jest dość oczywisty. Testament ma pochodzić nie od kogokolwiek, ale od zainteresowanego testatora. Rygorystyczny formalizm ma wątpliwości w tym zakresie wykluczyć, a przynajmniej ograniczyć. Stąd np. forma pisemna ma przy testamencie postać zupełnie szczególną. Już nie wystarcza samo podpisanie dokumentu sporządzonego pismem maszynowym (np. na maszynie do pisania lub komputerze). Konieczne jest własnoręczne napisanie całego tekstu, jego podpisanie i opatrzenie datą. Wszystko właśnie po to, aby był bardziej obfity materiał dla ewentualnych badań grafometryczych, gdyby wątpliwości co do „autora” jednak pojawiły się. Podobnie silną, a może nawet jeszcze silniejszą w tym zakresie, gwarancję stwarzać ma obecność notariusza (przy testamencie notarialnym) albo urzędnika i świadków (przy testamencie allograficznym).

Sam osobiście

Obok ścisłego formalizmu zasadą jest także to, że testament trzeba sporządzić osobiście. Nie można posłużyć się w tym celu pełnomocnikiem ani też wskazać zaufanej osoby, która już po śmierci spadkodawcy miałaby np. wyznaczyć spadkobierców, określić co komu przypadnie itd. I nie ważne, czy byłaby to osoba „rekonstruująca” jedynie wolę spadkodawcy i nawet wiernie ją odtwarzająca, czy też chodziłoby o kogoś, kto miałby zadysponować spadkiem według własnego uznania. Ani jedno, ani drugie nie jest w Polsce dozwolone.

To są oczywiście sprawy znane każdemu prawnikowi, a zatem mogłoby się wydawać, że ani interesujące, ani – w szczególności – kontrowersyjne.

Okazuje się jednak, że ich przełożenie na praktykę nie zawsze jest łatwe. Najlepiej dowodzi tego niedawne orzeczenie Sądu Najwyższego. Chodzi o uchwałę z 26 lutego 2021 r. (III CZP 24/20).

Spadkobierca ze zdjęcia

Otóż, zdarza się czasem – i tak właśnie było w sygnalizowanej sprawie sądowej – że testator nie określi w testamencie precyzyjnie tego, kto ma dziedziczyć, ale odwoła się do załączonego (lub co gorsza: niezałączonego) zdjęcia, dysponując, że osoby na nim sfotografowane są jego spadkobiercami.

Z tym właśnie „trudniejszym wariantem”, czyli z testamentem „z odesłaniem”, ale bez załączonego zdjęcia, mierzył się Sąd Najwyższy, a przed nim jeszcze dwie instancje sądów powszechnych. Testator zadysponował stanowczo, że dziedziczyć mają jego „przyjaciele ze zdjęcia”. Miał jednak wiele fotografii „z przyjaciółmi”. Każda z różnym „składem osobowym”. Przy tym żadnej z nich nie tylko bliżej, ale w ogóle nie określił. Nijak nie było zatem wiadomo, które zdjęcie i które grono przyjaciół wybrać.

Sąd Najwyższy uznał, że należy jednak postawić na ochronę woli zmarłego. Dopuścił zatem „wykładnię” takiego testamentu, mającą doprowadzić do ustalenia, o kogo chodziło. A zatem do „odtworzenia” tego, jakie grono „przyjaciół” zmarłego ma dziedziczyć.

Sformułowana teza nie budzi większych zastrzeżeń. Jest ogólna, dlatego można ją poprzeć. Sąd Najwyższy wskazał mianowicie, że: „Wykładni testamentu należy dokonywać z uwzględnieniem okoliczności jego sporządzenia, które mogą być ustalane z wykorzystaniem wszelkich środków dowodowych”.

Jednak szerszych konsekwencji tezy orzeczenia, wyraźnie wyprowadzonych przez Sąd Najwyższy i zaakcentowanych w uzasadnieniu uchwały, zaaprobować już nie można. Choćby nawet bardzo się chciało. Wbrew łagodnemu brzmieniu całkiem niepozornej tezy, chodzi jednak o prawdziwą rewolucję.

Chcąc nie chcąc, Sąd Najwyższy podważył zarówno przepisy o formie testamentu, jak i zasadę osobistości jego sporządzenia. Po pierwsze, dopuścił przecież przeniesienie istotnej treści testamentu na zdjęcie, po drugie zaś, zezwolił także na wyznaczenie kręgu spadkobierców „przez świadków”.

Nie może być wątpliwości, że to, co znalazło się w dokumencie, nie pozwala na ustalenie czegokolwiek w drodze wykładni. Przynajmniej w zakresie powołania spadkobierców. Bez zdjęcia nie da się kręgu spadkobierców ustalić. A zatem dopiero połączenie pisemnego dokumentu oraz „dokumentu fotograficznego” tworzyłoby całość. Jednak zdjęcie – zawierające istotną treść testamentu, której w pisemnym dokumencie zupełnie brak – nie czyni zadość wymogom formalnym. Nie odpowiada przecież formie „pisemnej własnoręcznej”. Nawet gdyby było załączone, nie można byłoby przyjąć, aby spadkodawca skutecznie i we właściwej – wymaganej prawem – formie pisemnej własnoręcznej określił krąg osób powołanych do spadku.

Innymi słowy sąd wcale nie dokonał wykładni (np. językowej) użytego przez spadkodawcę terminu „przyjaciele” i jego zakresu znaczeniowego, ale już poza testamentem poszukał tych spośród przyjaciół, o których mogłoby prawdopodobnie chodzić. Nie ma wątpliwości, że wskazanie spadkobierców w testamencie było niedostateczne i to niedostateczne w sposób niereformowalny w drodze jego prawidłowej wykładni. To co Sąd Najwyższy zaproponował, to swoiste „protezowanie” ewidentnie niekompletnego testamentu. Nie da się tego zaakceptować.

Z kolei pomysł, aby to świadkowie wskazywali, o które zdjęcie miałoby chodzić, jawnie zbliża się do pisania przez nich samych testamentu, szczególnie, że rzecz z dużym prawdopodobieństwem będzie dotykała właśnie ich interesów. Zapewne uśmiechają się na niektórych przynajmniej fotografiach należących do spadkodawcy.

„Dzika” forma

Wykładnia testamentu nie może przełamywać wymogów w zakresie formy. Tam bowiem kończy się wykładnia czynności prawnej, gdzie zaczynają się wprowadzone przez prawodawcę wymogi ustawowe. Nie można w drodze „interpretacji” obchodzić nad wyraz jasnych nakazów i zakazów. W przeciwnym razie pojawi się dowolność i nieprzewidywalność, które są daleko gorsze niż pominięcie woli pojedynczego zmarłego. Dlatego orzeczenie Sądu, ratujące jeden testament, sieje prawdziwie generalną destrukcję. W istocie sąd otworzył „puszkę Pandory” i posłał sygnał „róbcie, co chcecie, sąd sobie jakoś poradzi”.

Dodatkowo, sąd nie czekając na prawodawcę, dopuścił „tylnymi drzwiami” rozmaite formy testamentu prawem zupełnie nieprzewidziane. Teza uchwały stwarza przecież możliwość przeniesienia istotnej treści testamentu nie tylko na zdjęcie (jak było w rozstrzyganej sprawie), ale można także przyjąć, że na nagrania audio i wideo. Nie ma przecież specjalnej różnicy pomiędzy załączeniem (odesłaniem do) zdjęcia a załączeniem (odesłaniem do) nagrania. A zatem Sąd Najwyższy już teraz dopuszcza dyskutowany dopiero videotestament. Nawet jeśli jeszcze nie posunął się do przesądzenia możliwości sporządzenia „samodzielnego” (tj. całego) testamentu w takiej właśnie formie, to uznał przynajmniej częściowy videotestament. Niepostrzeżenie zatem, Sąd Najwyższy zastąpił prawodawcę i przynajmniej rozluźnił ciasny gorset formalizmu testamentowego. Tego jednak w kontynentalnym systemie prawa stanowionego nie można zaakceptować. Nie taka jest rola sądu, nawet Sądu Najwyższego.

Testator musi się postarać

Końcowy wniosek musi być prima facie dość rygorystyczny, ale jednocześnie wcale nie zaskakujący. W każdym razie jedyny możliwy dla zachowania pewności prawa, ale też – wbrew pozorom – dla ochrony woli spadkodawcy. Otóż, sporządzając testament, spadkodawca musi się postarać. Musi dołożyć wystarczającej dbałości o to, aby jego wola została w przyszłości uwzględniona. Przy tym staranność powinna być tym większa, im większy majątek. W przeciwnym razie, w przypadku sporu, spadkodawca ryzykuje nieważność testamentu i w efekcie nawet całkowite pominięcie jego woli. Warto mieć tego świadomość. Jeśli się nie umie, trzeba raczej pójść do notariusza. Nie można ułatwiać sobie „zadania” poprzez załączenie (lub odesłanie do) zdjęcia albo nagrania. Taka „droga na skróty” może zakończyć się nieodwracalną katastrofą. Ostatecznie jednak mówi się trudno. Nie należy przecież „na siłę” chronić kogoś, kto sam nie dba o swoje interesy.

Autor jest profesorem dr hab. LL.M., Kierownikiem Katedry Prawa Cywilnego UMK w Toruniu

Wola spadkodawcy (testatora) jest najważniejsza. O tym wiadomo od dawna, tj. od czasów zaakceptowania dopuszczalności swobodnego dysponowania majątkiem na wypadek śmierci (po raz pierwszy w rzymskich czasach antycznych w tzw. ustawie XII Tablic).

Wiadomo też, że testament jest czynnością prawną bardzo szczególną. W zasadzie jedyną dopuszczalną w prawie polskim czynnością na wypadek śmierci (mortis causa). Przy tym, co dość oczywiste i powszechnie znane, czynnością skuteczną dopiero wtedy, gdy samego zainteresowanego spadkodawcy wśród żywych już nie ma. Ma to swoje znaczenie i konsekwencje.

Pozostało 95% artykułu
Opinie Prawne
Marta Milewska: Czas wzmocnić media lokalne, a nie osłabiać samorządy
Opinie Prawne
Wojciech Labuda: Samo podwyższenie zasiłku pogrzebowego to za mało
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Lekcja praworządności dla Ołeksandra Usyka
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Powódź wzmocni zjawisko patroli obywatelskich? Budzą się demony
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Może prezydentowi ręka zadrży