W planach europejskich ustawodawców jest również to, by akt wyborczy składał się z dwóch głosów. Pierwszym byłoby głosowanie na wybranego kandydata ze szczebla krajowego (jak obecnie), a kolejnym na kandydata z listy ogólnoeuropejskiej. Miałoby to być osiągnięte – jak wskazują autorzy rezolucji – poprzez utworzenie ogólnounijnego okręgu wyborczego, w którym listy otwierałyby nazwiska kandydatów każdego z ugrupowań politycznych na urząd przewodniczącego Komisji Europejskiej (Spitzenkandidaten – wiodący kandydat). Tym samym tacy kandydaci mieliby możliwość kandydowania we wszystkich krajach UE i umożliwić wyborcom głosowanie na osobę, która stanie na czele Komisji Europejskiej. Wyborcy (na listach ogólnounijnych) odnaleźliby więc dodatkowych 28 kandydatów (już w wyborach w 2024 r.). Sęk w tym, że liczbę tę w kolejnych wyborach ustali w drodze decyzji Rada Europejska, która co prawda dzisiaj musi działać jednomyślnie, ale za kilka–kilkanaście lat proces ten może być już tylko większościowy. Dodatkową propozycją jest, aby obniżyć czynne prawo wyborcze do 16 lat (!) oraz ustalić jeden wspólny dzień wyborów do europarlamentu na 9 maja (w 2024 r. będzie to czwartek).
Rewolucyjne zmiany nie muszą przypaść do gustu państwom członkowskim. Jak się wydaje – w przypadku Polski – czas na ich adopcję do krajowego porządku prawnego jest zbyt krótki. Zagadnieniem, nad którym należy się pochylić, jest idea listy ogólnoeuropejskiej. Czemu ma przyświecać i jakie problemy rozwiązywać? Lista taka poszerzyłaby lukę między wyborcą a kandydatem. Działałaby na korzyść polityków, którzy posługują się językami znanymi przez szerszą rzeszę Europejczyków, co nie jest rozwiązaniem demokratycznym. Powstaje też ryzyko ustalenia jednej daty wyborów (dzień pracy), co wpłynie na obniżenie frekwencji. Wiek lat 16 jako umożliwiający głosowanie – z polskiej perspektywy – wymagałby zmiany konstytucji.
Europejska komisja
Projekt proponuje powołanie Europejskiego Organu Wyborczego (EOW). W planach europosłów jest, by sprawujący niezależny mandat Europejski Organ Wyborczy, w którego skład wchodzą członkowie posiadający niezbędną wiedzę fachową i doświadczenie, odgrywał zasadniczą rolę w zarządzaniu ogólnounijnym okręgiem wyborczym (pkt 13 preambuły). Każde z państw członkowskich UE mianowałoby do składu organu po jednym członku na okres pięcioletniej kadencji, z możliwością jednokrotnego przedłużenia. Projektowanym zadaniem EOW byłoby m.in. prowadzenie i monitorowanie procesu wyborczego w ogólnounijnym okręgu wyborczym, zarządzanie europejskim spisem wyborców, ogłaszanie wyników wyborów czy orzekanie w sprawie sporów, które mogłyby wyniknąć z przepisów rozporządzenia Rady. Uprawnienia szerokie i na dzisiaj trudne do opisania w zakresie ryzyk, jakie ze sobą niosą dla umiejscowionego w państwach członkowskich procesu wyborczego. Co ciekawe, sam EOW może odwołać w drodze głosowania każdego ze swoich członków, którzy przestaną spełniać warunki wymagane do wykonywania obowiązków. I znowu nieostrość sformułowań i arbitralność decyzji nasuwają niedobre skojarzenia.
„Spitzenkandidaten” nie zadziałał
Jak się wydaje, jedną z najważniejszych osi debaty nad rezolucją i samym projektem rozporządzenia Rady jest instytucja wiodącego kandydata (Spitzenkandidaten). Kandydat wiodący to osoba, która kandydując do PE, jest jednocześnie kandydatem na szefa Komisji Europejskiej. Jak dotychczas rozwiązanie Spitzenkadidaten zadziałało tylko raz. Po wyborach do europarlamentu w 2014 r. przywódcy państw członkowskich UE skupieni w Radzie Europejskiej nominowali na funkcję przewodniczącego Komisji Europejskiej Jeana-Claude’a Junckera. Był on kandydatem wiodącym zwycięskiej Europejskiej Partii Ludowej. Ta sama procedura nie zadziałała już jednak w 2019 r., kiedy obecna szefowa Komisji Ursula von der Layen nie była spitzenkandidaten, ale została wybrana przez PE na przewodniczącą Komisji. Stąd i pomysł legislatorów w PE, aby procedurę wiodącego kandydata usankcjonować. Jednym słowem: to wybory do PE mają dawać kategoryczny i mocny mandat do obsadzenia „top job” w Komisji. Zgodnie z art. 17 ust. 7 traktatu o UE, uwzględniając wybory do Parlamentu Europejskiego i po przeprowadzeniu stosownych konsultacji, Rada Europejska, stanowiąc większością kwalifikowaną, przedstawia Parlamentowi Europejskiemu kandydata na funkcję przewodniczącego Komisji. Zdaniem projektodawców, aby prawo to uzyskało stosowny wyraz, europejska przestrzeń publiczna powinna rozwinąć się w taki sposób, aby wszyscy wyborcy europejscy mieli możliwość wskazania swojego preferowanego kandydata na stanowisko przewodniczącego Komisji. Aby tak się stało, główni kandydaci nominowani przez europejskie partie polityczne, europejskie stowarzyszenia wyborców lub inne europejskie podmioty wyborcze muszą być w stanie stać na straży wspólnego programu wyborczego we wszystkich państwach członkowskich.
Dalsze losy
Na dwa lata przed kolejnymi wyborami do PE toczy się dyskusja w zakresie europejskiej ordynacji wyborczej. Autorzy rezolucji oraz projektu rozporządzenia Rady wielokrotnie powołują się na potrzebę wzmocnienia europejskiej debaty politycznej, przyciągnięcia młodzieży jako istotnej grupy wyborców czy stworzenia bardziej autentycznej, jednolitej i europejskiej procedury wyborczej. Dodają, że proponowane rozwiązania oparte są na szerokiej debacie europejskiej. Debaty się być może i toczyły, jednak chyba dosyć szerokim łukiem omijały państwa członkowskie, a w szczególności ich obywateli/wyborców. Jeżeli więc rezolucja powołuje się na przyjęty w 2001 r. kodeks dobrych praktyk w sprawach wyborczych Europejskiej Komisji na rzecz Demokracji przez Prawo (Rady Europy – Komisji Weneckiej), to dlaczego wprowadza niezrozumiałe dla tegoż kodeksu rozwiązania faworyzujące duże państwa, zasobne w finanse partie i takichż kandydatów? Dalsze losy rezolucji PE są niepewne. W Grupie ds. Ogólnych, będącej organem przygotowawczym Rady Europejskiej, toczyła się w czerwcu 2022 r. żywa dyskusja, której efektem może być swoiste zamrożenie propozycji.
Autor jest radcą prawnym, od 2020 roku jest członkiem Państwowej Komisji Wyborczej