W demokracji zasadnicze znaczenie ma fakt, że ktoś, kto rzeczywiście rządzi, podlega regułom konstytucyjnym, prawa powszechnego. Także aby nie unikać odpowiedzialności. Bo rządzenie to jest przede wszystkim odpowiedzialność za własne czyny i decyzje. Dzisiaj pełnia władzy jest w rękach człowieka, który za nic nie odpowiada *) [pisaliśmy o tym: Tusk o Kaczyńskim: Ma pełnię władzy, a za nic nie odpowiada].
W polskiej publicystyce takie właśnie widzenie jest powszechne od dłuższego czasu. Jak wolno wnosić z przecieków z obozu PiS, tam także nabrzmiewa frustracja związana ze schizofrenią decyzyjną. Zanika zrozumienie, dlaczego Kaczyński nie chce formalnie przewodzić temu, w co jego wyznawcy wierzą i czym przecież solo dyryguje.
Zacytowany pogląd prezydenta Rady Europejskiej jest wypowiedzią polityczną i tak należy ją odczytywać. Nie tylko jednak tak. Zaniedbanie, brak przygotowania, niestaranność mediów, nie powinny przysłaniać spraw podstawowych. Prawa podstawowe nie przynależą polityce, czyjejś indolencji, przegapieniu istoty; przynależą wyłącznie moralności i prawu, rozumianemu jako słuszne i sprawiedliwe postanowienie. Wbrew poglądom wyrażanym przez prezydenta RE, rozmaitych polityków lub osób za takich się uważających, ale także wielorakich publicystów oraz osób publicznych, prywatnych rozmówców, to doprawdy szczęśliwe rozdanie, w którym Kaczyński składa karty (i tchórzy przed premierowaniem).
Uchylił się od oczywistej w przyszłości odpowiedzialności konstytucyjnej, pozostaje jednak w polu odpowiedzialności przewidzianej przez kodeks karny. A przepisy kodeksu są, jakie są. Szczęśliwie się zatem stało, że na premiera nie desygnował się Jarosław Kaczyński, bo zapoznany zostanie bliżej z k.k. – we własnej sprawie. To kwestia czasu.
Autor jest adwokatem