Prawa człowieka: instytucje zamiast bronić, kreują iluzję

W grudniu minęło 70 lat od przyjęcia przez Zgromadzenie Ogólne ONZ Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. Dokument ten był odpowiedzią na tragedię drugiej wojny światowej. Chociaż sam nie ma mocy wiążącej, stał się podstawą traktatowego systemu ochrony praw człowieka i punktem wyjścia dla wszystkich późniejszych aktów poświęconych tej problematyce.

Publikacja: 03.02.2019 09:52

Prawa człowieka: instytucje zamiast bronić, kreują iluzję

Foto: Adobe Stock

Przez dziesięciolecia zapoczątkowany Deklaracją system ochrony praw człowieka był nadzieją dla tych, którzy padali ofiarą niesłusznych prześladowań i represji, w tym dla narodów zza żelaznej kurtyny. Stał się też wzorcem dla większości powojennych konstytucji, począwszy od niemieckiej z 1949 r.

Czytaj także: Tymoteusz Zych: portale społecznościowe wpływają na wyniki wyborów

Dzisiaj jednak w coraz większym stopniu widzimy kryzys idei praw człowieka i aparatu instytucjonalnego powołanego do jej ochrony. Coraz częściej pisze się o „inflacji praw człowieka", czyli kreowaniu kolejnych praw wykraczających poza klasyczny katalog, z których wiele nie tylko budzi kontrowersje, lecz także stoi w sprzeczności z tymi wcześniej zadeklarowanymi. Jednocześnie coraz wyraźniej widać, że prawa uznawane za podstawowe bywają relatywizowane, a krajowe i międzynarodowe mechanizmy ich ochrony często okazują się iluzoryczne.

Aby tragedia się nie powtórzyła

Deklaracja powstała w atmosferze głębokiego rozczarowania zrodzoną w XIX w. ideologią pozytywizmu prawniczego, która w swojej podstawowej formule zaproponowanej przez Johna Austina zakładała, że prawem jest „rozkaz suwerena", a więc każda norma, która została prawidłowo ustanowiona przez ustawodawcę. Taki model myślenia miał zapewnić obywatelom pewność prawa.

Konsekwencje bezkrytycznego przyjęcia tej koncepcji ujawniły się w całej pełni w okresie drugiej wojny światowej, gdy zbrodniarze zadbali, by wiele dokonanych przez nich działań formalnie nie naruszało wcześniej ustanowionych standardów tworzenia i stosowania prawa.

Sprzeciwowi wobec takiego sposobu pojmowania prawa dał wyraz niemiecki filozof Gustav Radbruch, który w słynnym wystąpieniu radiowym, opublikowanym później pod tytułem „Pięć minut filozofii prawa", zerwał z doktryną pozytywizmu, choć przez lata był jej czołowym przedstawicielem. Mówił, że pozytywizm „zarówno prawników, jak i naród czyni bezbronnymi wobec ustaw okrutnych, złych i przestępczych", utożsamiając prawo z siłą: tylko tam, gdzie jest siła, tam jest prawo". „Istnieją takie zasady prawa, które silniejsze są od każdego przepisu prawnego, i w konsekwencji ustawa, która jest z nimi sprzeczna, pozbawiona jest mocy obowiązującej – dodawał, wskazując, że „zasady te określa się jako prawo natury lub prawo rozumu".

Nie był to nowy pogląd – przez całe dzieje europejskiej kultury prawnej jednym z najważniejszych obszarów sporu o istotę prawa była odpowiedź, czy jego obowiązywanie zależy jedynie od siły, czy także od sprawiedliwości. Stanowisko niemieckiego filozofa było jednak bardzo symptomatyczne dla chwili, w której zostało sformułowane – bezpośrednio po drugiej wojnie światowej mogło się wydawać, że przynajmniej na Zachodzie próby utożsamienia prawa jedynie z konwencją ustanowioną przez państwo pod groźbą zastosowania siły przejdą do historii.

Ten sposób rozumienia prawa legł u podstaw prac Trybunału Norymberskiego, który osądził zbrodniarzy Trzeciej Rzeszy. Znalazł on wyraz w jego statucie, który wyraźnie stanowił, że zbrodnie przeciwko ludzkości podlegają karze „bez względu na to, czy stanowiły naruszenie prawa wewnętrznego kraju, w którym zostały popełnione", a zbrodnie wojenne nie tylko wtedy, gdy naruszyły wiążące umowy międzynarodowe, ale także jeśli były sprzeczne ze „zwyczajami wojny".

Zasiadający na ławie oskarżonych Joachim von Ribbentrop przestrzegał, że „za kilka lat świat potępi ten proces", który określał jako „bezprawny", uzasadniając to brakiem podstaw części zarzutów w ustawodawstwie Trzeciej Rzeszy. Byli też tacy jak amerykański sędzia Charles Wyzanski, którzy w duchu skrajnego pozytywizmu przyrównywali statut Trybunału Norymberskiego do norm prawa okresu nazistowskiego pozwalających na wydawanie rozstrzygnięć bez podstaw ustawowych.

Trudny kompromis

W tej atmosferze powstawała Powszechna Deklaracja Praw Człowieka, która miała stanowić jeden z dokumentów definiujących tożsamość nowo powołanej Organizacji Narodów Zjednoczonych. O ile katalog praw zawartych w dokumencie w zasadniczym zarysie nie powodował szerszych sporów, o tyle o konsensus w ich ugruntowaniu oraz właściwym usytuowaniu w porządku życia społecznego było trudniej.

Prace od początku budziły wątpliwości tych, którzy z rezerwą traktowali abstrakcyjny charakter oświeceniowej koncepcji praw człowieka. W dyskusji podnoszono ważny argument, że prawa są integralnie związane z obowiązkami i odpowiedzialnością wobec wspólnoty, a uwzględnienie w projektowanym dokumencie tylko wymiaru uprawnień miałoby podłoże ideologiczne i w dłuższej perspektywie mogłoby doprowadzić do kryzysu życia społecznego. Ten kierunek myślenia znalazł wyraz w projekcie Deklaracji przygotowanym przez katolickich biskupów Stanów Zjednoczonych, który rozpoczynał się od rozdziału zawierającego katalog obowiązków poprzedzający deklarację praw.

Najistotniejszy spór dotyczył uprawomocnienia Deklaracji – a problemy, które wynikać mogły z uzasadnienia jej obowiązywania wyłącznie normami prawa pozytywnego, dostrzegała istotna część współautorów tekstu. Na kilka miesięcy przed przyjęciem Deklaracji przez Zgromadzenie Ogólne ONZ na istotę tego sporu zwracał uwagę współautor dokumentu, Libańczyk Charles Malik, pytając, „czy państwo jest podmiotem wyższego prawa, prawa natury, czy też jego własne prawo wystarczy". „Jeżeli prawdziwa jest ta druga możliwość – dodawał – wówczas nic nie osądza państwa, jest ono sędzią wszystkiego. Jeżeli jednak istnieje coś ponad państwem i jeżeli państwo może to odkryć i się do tego dostosować, to jakiekolwiek prawo stanowione, które sprzeciwia się najwyższym normom, jest z natury nieważne".

Prawdziwa kotwica

W przyjętym ostatecznie brzmieniu Deklaracja określa prawa człowieka jako „niezbywalne" i wywodzi je z godności człowieka, o której mówi w preambule, że jest „przyrodzona". Te sformułowania wyraźnie wskazujące, że przymiotu godności nie może człowieka pozbawić żadna władza, powtórzono w przyjętych 18 lat później Międzynarodowych Paktach Praw Człowieka.

Prawnicy bardzo rzadko definiują godność od strony pozytywnej – można się nawet spotkać z tezą, że próby stworzenia takiej koncepcji nie są pożądane. Częściej prowadzone są rozważania, czy dane działanie narusza zasadę godności człowieka.

Znaczenie „godności człowieka" w ujęciu przyjętym w Deklaracji pozwala jednak zrekonstruować obserwacja antropologiczna, którą odnajdziemy w ustanawiającym tę zasadę art. 1 dokumentu. Wiąże on pojęcie godności z faktem, że istoty ludzkie obdarzone są „rozumem" i „sumieniem". Te pojęcia pozostają w w ścisłym związku. To „światło duszy" miało otwierać człowieka na wyższy porządek prawa naturalnego i umożliwiać w elementarnym zakresie rozróżnienie dobra od zła.

W powojennej nauce prawa poza blokiem wschodnim rozpowszechnione było przekonanie, że pojęcie „godności człowieka" można traktować zamiennie z kategorią „natury ludzkiej", która umożliwia rozpoznanie norm etycznych.

Chociaż dopatrywano się różnych intelektualnych inspiracji leżących u podstaw Deklaracji – począwszy od teorii prawa naturalnego św. Tomasza aż po koncepcję imperatywu kategorycznego Kanta – na poziomie podstawowych implikacji prawnych nie było wątpliwości, że system mający „kotwicę" w pojęciu godności opiera się na czymś więcej niż tylko konwencji, którą można w dowolny sposób zmieniać.

Autorzy Deklaracji odpowiedzieli na zastrzeżenie, że jej założenia nie uwzględniają kompleksowo wszystkich aspektów życia człowieka jako istoty społecznej. Dokument mówi o „naturalnym" charakterze podstawowej wspólnoty społecznej, jaką jest rodzina, a jego ostatni artykuł przypomina o obowiązkach, jakie człowiek ma wobec zbiorowości.

Rewolucja czy inflacja

Kolejne dziesięciolecia przyniosły nie tylko przyjęcie wiążących umów międzynarodowych chroniących prawa człowieka, ale też niespotykaną wcześniej koncentrację dyskursu prawnego na uprawnieniach przysługujących jednostkom. Liczba praw człowieka deklarowanych w krajowych i międzynarodowych dokumentach wzrosła z 30 ujętych w deklaracji do ponad 300. Dlatego coraz częściej mówi się o „prawach podstawowych", odróżniając je od tych, które zadeklarowano później lub nie zyskały powszechnej akceptacji.

Katalog praw człowieka według różnych koncepcji będzie obejmował już nie tylko prawo do życia, wolności wypowiedzi czy wolności sumienia, ale w różnych wariantach także m.in. prawa reprodukcyjne i seksualne, których lista jest niezmiennie przedmiotem sporu, prawa socjalne gwarantujące materialny standard życia czy prawa przysługujące grupom, które z różnych przyczyn klasyfikuje się jako nieuprzywilejowane. W język „praw" bywają ubierane także roszczenia podważające tożsamość podstawowych instytucji społecznych, począwszy od rodziny.

Stosunkowo nową koncepcją jest postulat „horyzontalnego obowiązywania" praw podstawowych. O ile klasyczna koncepcja praw człowieka tworzy zobowiązania wobec władz publicznych, o tyle według modelu „horyzontalnego" prawa człowieka mają zobowiązywać także innych obywateli, wskazując, jakimi preferencjami powinni się kierować podejmując decyzje dotyczące własnego życia.

Wykorzystywane przeciw

W konsekwencji prób nadawania kolejnym roszczeniom charakteru „praw człowieka" powstają sprzeczności wewnątrz systemu i pogłębia się relatywizacja praw podstawowych. Znamienne są próby reinterpretacji terminu „godność człowieka" przez międzynarodowe organy monitorujące przestrzeganie norm konwencyjnych oraz sądy niektórych państw, które coraz częściej nadają mu sens w sposób rażący oderwany od tekstu Deklaracji oraz intencji jej twórców. To nowe rozumienie godności człowieka nie będzie już obejmowało każdego człowieka bez wyjątku – utożsamia się je z autonomią woli dorosłej osoby mogącej planować działania.

Znamiennym przykładem tego zjawiska były wyroki niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził, że chociaż zasada prawnej ochrony życia człowieka obejmuje najwcześniejszy etap jego rozwoju, z zasady godności człowieka wynika wyłączenie karalności aborcji w pierwszych tygodniach po poczęciu. Do podobnych wniosków doszły organy sądownictwa konstytucyjnego m.in. w Kanadzie i RPA.

Równie dosadnym jego przejawem jest przyjęty w październiku przez Komitet Praw Człowieka ONZ oficjalny – choć niewiążący – komentarz do art. 6 Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych stanowiącego, że „każdy człowiek ma prawo do życia". Zdaniem Komitetu z przepisu tego wynika obowiązek zapewnienia przez państwa „bezpiecznego, legalnego i efektywnego dostępu do aborcji" w wielu wymienionych przypadkach, w tym wobec cierpienia psychicznego. Komitet nie widzi przeciwwskazań dla eutanazji, którą określa jako „śmierć z godnością".

Polska jest jednym z krajów, na które bezpośrednio wywierany jest ideologiczny nacisk. Zalecenia były w ostatnich latach kierowane wobec naszych władz m.in. przez instytucje ONZ i Rady Europy, w tym w niedawnym raporcie Komisarza ds. praw człowieka. Żadna z takich rekomendacji nie miała podstawy prawnej ani nie mieściła się w mandacie przyznanym tym organizacjom. Jeszcze dalej idący nacisk wywierany jest na państwa biedniejsze, w tym kraje afrykańskie. Międzynarodowa pomoc humanitarna dla nich bywa uzależniana od podporządkowania się dyktatowi ideologicznemu.

Coraz częściej – choć głównie na poziomie dokumentów niewiążących – będziemy obserwować problem, który Jan Paweł II określił jako „wykorzystanie praw człowieka przeciwko człowiekowi".

Wątpliwości dotyczące tego procesu stają się jeszcze bardziej oczywiste, gdy dostrzeżemy fragmentaryczne lub wyraźnie opóźnione reakcje międzynarodowych instytucji wobec tak oczywistych przypadków łamania praw człowieka jak choćby prześladowania chrześcijan na Bliskim Wschodzie czy nasilające się akty chrystianofobii w części państw Europy.

Prawa człowieka pozbawione swojej kotwicy stały się podatne na ideologiczną instrumentalizację. Ta zmiana nie byłaby możliwa, gdyby duża część instytucji powołanych do tego, by bronić praw człowieka, nie zaczęła kreować iluzji, że ich rolą jest nie tyle ochrona oczywistych standardów prawnych,ile kreowanie nowych norm prawa międzynarodowego według własnej woli, nawet przy braku upoważnienia ze strony państw. To właśnie ten błąd jest jedną z głównych przyczyn, dla których instytucje te coraz bardziej traktowane są jako biurokratyczne struktury, które służą przede wszystkim same sobie.

To już nie standard

W konsekwencji prawa człowieka coraz częściej przestają być przyjmowane we współczesnych społeczeństwach jako oczywisty standard. W miejsce refleksji i poważnej dyskusji krytyków negatywnych trendów ostatnich dziesięcioleci określa się jako „populistów" czy „demagogów", bagatelizując zastrzeżenia i coraz bardziej widoczne rozczarowanie rosnącym wyobcowaniem instytucji międzynarodowych. Jeżeli chcemy ocalić to, co najważniejsze w idei praw człowieka, musimy wrócić do jej zagubionej istoty.

Właściwie rozumiane prawa człowieka nie są wytworem którejkolwiek organizacji międzynarodowej czy efektem ideologicznych nacisków na państwa. Nie sposób jest zagwarantować trwałego ugruntowania systemu ochrony praw człowieka bez odniesienia do ponadustawowego porządku stanowiącego ich umocowanie. Debata o prawach człowieka łatwo zejdzie na manowce, jeżeli nie będzie osadzona w szerszym kontekście odpowiedzialności i obowiązków człowieka wobec wspólnoty.

Autor jest członkiem zarządu i dyrektorem Centrum Analiz Prawnych w Instytucie Ordo Iuris

Przez dziesięciolecia zapoczątkowany Deklaracją system ochrony praw człowieka był nadzieją dla tych, którzy padali ofiarą niesłusznych prześladowań i represji, w tym dla narodów zza żelaznej kurtyny. Stał się też wzorcem dla większości powojennych konstytucji, począwszy od niemieckiej z 1949 r.

Czytaj także: Tymoteusz Zych: portale społecznościowe wpływają na wyniki wyborów

Pozostało 97% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Powrotu do kompromisu aborcyjnego nie będzie
Opinie Prawne
Isański, Kozłowski: Wielka mistyfikacja - przepisizm zamiast praw
Opinie Prawne
Maciej Gawroński: Nie mnóżmy strażników sztucznej inteligencji
Opinie Prawne
Zabójstwo drogowe. Legislacyjny bubel roku w wykonaniu PiS
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: W sprawie Jolanty Brzeskiej państwo poniosło porażkę na całej linii
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje