Rzeczpospolita: Czy dzisiejsze uregulowania pozycji władz w konstytucji są właściwe? Każdej przypisano i zagwarantowano to, co należy?
Prof. Andrzej Zoll: W zasadzie tak, choć są sprawy, które należałoby skorygować czy wręcz poprawić. Weźmy np. wybory prezydenckie. Nie wiem, czy akurat w ich wypadku uzasadnione są wybory powszechne. Kompetencje prezydenta nie są małe, to prawda, ale patrząc na ostatnie wydarzenia z kampanii, wzajemne ataki, agresję, jaka przetacza się przez media, sądzę, że moglibyśmy tego uniknąć. Bez uszczerbku dla rangi instytucji prezydenta i roli w państwie o wyborze mogłyby zdecydować np. obie izby parlamentu i sejmiki wojewódzkie. Tak jest np. w Niemczech.
To jedyna zmiana, jaką należałoby przeprowadzić?
Nie, mam poważne wątpliwości dotyczące konsekwencji orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdza niekonstytucyjność konkretnego przepisu. Takie orzeczenie jest podstawą do wznowienia postępowania przez obywatela czy obywateli, którzy ucierpieli na skutek obowiązywania prawa niezgodnego z ustawą zasadniczą. Wyobraźmy sobie, że chodzi o jakiś przepis ustawy podatkowej. Zapada wyrok Trybunału, miliony ludzi składają wnioski o wznowienie postępowania. Sądom przybywa miliony spraw, budżet musi wypłacić ogromne pieniądze. To może rozłożyć finanse państwa na długie lata. Nie można oczywiście zrezygnować z możliwości wznowienia postępowania w takiej sytuacji. Ale sądzę, że powinni na nie liczyć tylko ci, którzy złożyli skargę konstytucyjną.
Poza tym odradzałbym wprowadzanie rewolucji w konstytucji. Patrząc na jakość stanowionego dziś prawa, wolałbym mieć pewność, że nikt nie będzie miał szansy nieustannie zmieniać ustawy zasadniczej. Tym bardziej że konstytucja sprawdziła się w kilku trudnych sytuacjach, np. w kwietniu 2010 r. po tragicznej śmierci głowy państwa nie mieliśmy w kraju chaosu, funkcjonowanie państwa nie zostało zakłócone.