Donald Trump po objęciu stanowiska prezydenta zamierza wprowadzić stawki celne 10-20 proc. na wszystkie towary eksportowane do USA, zwłaszcza po to, by sfinansować obiecywane obniżki podatków. Produktom z Chin grozi cło 60 proc., a nawet 100 proc.
Steven Mnuchin, minister finansów w ekipie Trumpa pierwszej kadencji, uznał w wywiadzie dla stacji CNBC te plany za konieczne, bo Chiny nie dotrzymują niczego, co podpisały w pierwszym etapie umowy handlowej ze Stanami. — Mamy jednostronną wymianę handlową. Nasz rynek jest całkowicie otwarty dla ich handlu i inwestycji, a ich zamknięty. Gdyby dało się nam go otworzyć, może to być doskonała okazja dla firm amerykańskich — powiedział w relacji AFP.
Czytaj więcej
Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen w rozmowie telefonicznej z Donaldem Trumpem zaproponowała zastąpienie rosyjskiego gazu skroplonego (LNG) tańszym surowcem amerykańskim. Unia Europejska wciąż, za sprawą takich krajów jak Węgry czy Austria, kupuje w Rosji 15-20 proc. potrzebnego gazu.
Już za pierwszej kadencji Trump obłożył cłem chińskie wyroby, aby zmusić Pekin do negocjowania kupna produktów amerykańskich, aby zmniejszyć ogromną nadwyżkę bilansu handlowego Chin w stosunkach z USA. Porozumienie podpisane w styczniu 2020 przewidywało kupowanie przez Chiny w latach 2020-21 amerykańskich wyrobów i usług, ale doszło do pandemii. Trump nałożył wtedy na Unię Europejską i partnerów z Azji cło na stal (25 proc.) i aluminium (10 proc.). Administracja Joe Bidena zawiesiła tylko je.
Nowe cła mają też ułatwić Trumpowi politykę fiskalną przychylną biznesowi. — Naszym celem jest stawka CIT 15 proc., ale sam prezydent uważa, że jeśli trzeba obniżyć ten podatek, to należy to zrobić w sposób nakierowany, a nie dla wszystkich firm — stwierdził Mnuchin.