W homilii wygłoszonej w czasie Eucharystii celebrowanej w bazylice św. Piotra w Rzymie, na zakończenie synodu poświęconego młodzieży papież Franciszek powiedział: „Chciałem powiedzieć młodym ludziom, by nam przebaczyli, jeśli często ich nie słuchaliśmy i jeśli zamiast otwierać nasze serca, zapełnialiśmy ich uszy". Te słowa można uznać za doskonałe podsumowanie prawie miesięcznych obrad synodu, który trwał od 3 do 28 października i zgromadził 267 biskupów i 72 obserwatorów (ok. 30 z nich to młodzi ludzie). Były one rzeczywiście przede wszystkim słuchaniem. Tak przynajmniej podsumował je amerykański jezuita Thomas Reese, który relacjonując obrady synodalne, pisał o „trzech sposobach słuchania młodych". Jeden, który uczy wsłuchiwania się w ich realne problemy, drugi, by nie zanudzać ich problemami, które ich nie interesują, a trzeci prowadzi do zrozumienia, że możliwość trafienia do młodych łączy się z koniecznością zmiany samego Kościoła.
Ale nie tylko problemy młodych ludzi były przedmiotem obrad. Po raz pierwszy zajęto się uczestniczeniem z głosem czynnym kobiet. Poruszono również temat nadużyć seksualnych w Kościele. Szczególnie wiele emocji budziło jednak rozumienie pojęcie synodalności, o którym warto napisać kilka słów.
Filary synodalności
Na początku marca tego roku Międzynarodowa Komisja Teologiczna wydała dokument poświęcony synodalności w życiu i misji Kościoła. Nad dokumentem pracowano przez cztery lata. Komisja apeluje w nim między innymi o docenienie specyficznej roli osób świeckich, w tym kobiet. Co ciekawe, jest on przesycony odwołaniami do tekstów papieża Franciszka, a w zakończeniu przywołuje ulubione słowo obecnego papieża – parezja – czyli odważne mówienie tego, co się myśli. Ten dokument można traktować jako stały punkt odniesienia ostatniego synodu. Nie dziwi więc, że w ostatniej chwili włączono do jego końcowego dokumentu trzy rozdziały na temat synodalności – w tym dwa zatytułowane „Misyjna synodalność Kościoła" oraz „Synodalność w życiu codziennym". Jest w nich mowa o tym, że tegoroczne spotkanie obudziło synodalność, rozumianą między innymi jako słuchanie, współpracę i dialog ze wszystkimi ludźmi dobrej woli, szczególnie tymi na peryferiach.
W odróżnieniu do poprzedniego synodu, który odbył się w 2015 r., poświęconego rodzinie, ten nie wzbudził szerszego zainteresowania polskich mediów, nawet tych kościelnych. Ten fakt musi dziwić, jeśli wziąć pod uwagę znaczenie obecności katolicyzmu w polskiej przestrzeni publicznej. Wydaje się, że właśnie dowartościowanie młodzieży, kobiet i – szerzej – ludzi świeckich będzie wyznaczać kierunki zmian w samym Kościele. Innymi słowy: odklerykalnienie katolicyzmu stało się faktem, przynajmniej w końcowym dokumencie synodalnym. Być może nikłe zainteresowanie mediów wynikało z tego, że udział polskiej delegacji jest skromny i właściwie niezauważalny. Choć liczebnie polska delegacja jest całkiem spora, a w jej skład weszli: abp Stanisław Gądecki, abp Grzegorz Ryś oraz bp Marek Solarczyk.
Jednak główne funkcje w ramach synodu pełnili hierarchowie spoza Europy. Przewodniczącymi byli: patriarcha Babilonu, kardynał Louis Raphaël Sako; abp Toamasiny z Madagaskaru, kardynał Désiré Tsarahazana; abp Yangonu w Mjanmie, kardynał Charles Maung Bo oraz abp Port Moresby w Papui Nowej Gwinei, kardynał John Ribat. Mamy więc do czynienia z wyraźną decentralizacją Kościoła. Również relatorem generalnym był hierarcha spoza Europy kardynał Sérgio da Rocha z Brazylii. Ta polityka personalna papieża Franciszka wskazuje, że katolicyzm, zgodnie z etymologią tego słowa, staje się naprawdę uniwersalny. Potwierdza to wrażenie jezuity Antonio Spadaro, znanego z obszernych wywiadów z papieżem Franciszkiem, który twierdzi, że to prawdziwy cud, że katolicyzm otwiera się coraz bardziej na pluralistyczny kontekst współczesnego świata. Inny Włoch Paolo Ruffini, dyrektor centrum komunikacji w Watykanie, zwraca uwagę, że synod wyraźnie przestał być eurocentryczny. Podobnie twierdził filipiński kardynał Luis Antonio Tagle z Manilii, który mówił o konieczności uzgadniania znaczeń podstawowych słów w tym samym języku. I znowu ma to związek ze złożonością kontekstu kulturowego, w jakim żyją katolicy na całym świecie.