„Ja w ogóle nie lubię chodzić do kina. A szczególnie nie chodzę na filmy polskie" – powiada niezapomniany inżynier Mamoń z „Rejsu". I ja mam tak samo. Tyle że z galeriami sztuki współczesnej. Jeszcze w zagranicznych, na przykład w paryskim Centre Pompidou, zdarzało mi się zobaczyć coś, co nie obrażało dobrego smaku, ale o krajowych szkoda gadać.
Ostatnie wystawy, które dało się oglądać, widziałem gdzieś we wczesnych latach dwutysięcznych w warszawskim Rastrze. Od tamtych czasów galerii konsekwentnie unikam i co chwila przekonuję się, że słusznie. Ostatnio oglądając jedną z prac pokazanych w Arsenale w Białymstoku.
Z nożem, jak wiadomo, należy uważać. Również w sztuce. Był nominowany do Oscara „Nóż w wodzie" (Polańskiego), był „Nóż w głowie Dino Baggio" (autora „Rejsu" Marka Piwowskiego), a teraz w galerii w Białymstoku jest „Nóż w pi...". Żeby nie było wątpliwości, chodzi o wulgarną nazwę żeńskiego narządu płciowego. I ów organ jest tam zaprezentowany w sposób kojarzący się z ginekologią. Z nożem w środku. Autorką pracy jest ukraińska artystka AntiGonna. A w całej wideoinstalacji idzie ponoć o pokazanie kijowskiego undergroundu w pastiszowej formie porno-horroru. Nie wiem, jak z tym porno, ale z horrorem wyszło nieźle. Rzecz jest wyjątkowo obrzydliwa.
Nikt by oczywiście nie zwrócił uwagi na to arcydzieło (mam nadzieję, że cudzysłów nie jest konieczny), gdyby nie protest Fundacji Taty i Mamy. Organizacja dbająca o ochronę dzieci napisała do ministra kultury i zrobił się temat. Niepotrzebnie. Rynek sztuki współczesnej, zwłaszcza w Polsce, to obieg zamknięty. Artyści tworzą prace dla znajomych, kuratorów i dziennikarzy. Łącznie to pewnie jakieś 2 tysiące osób w skali kraju. A że całość jest zasilana państwowymi pieniędzmi, to nie muszą zawracać sobie głowy publicznością. Że to fundusze wyrzucone w błoto? Doprawdy?! Budżet państwa wydaje pieniądze na większe głupoty!
Szanowni Państwo, pseudodzieła łamiące pseudotabu należy po prostu ignorować. W sztuce wszelkie prowokacje już były, łącznie z krucyfiksem zatopionym w urynie. A w świecie, gdzie dominującym medium jest internet, nic już nikogo szokować nie powinno. Skoro artyści tworzą nie dla publiczności, tylko dla siebie, to niech sami się męczą, patrząc na to, co zrobili.