Plan wart 750 mld euro. Jest to kwota wręcz oszałamiająca. Do Polski ma trafić z tego ponad 60 mld. Według niektórych komentatorów krajowych świadczy to, jak bardzo nasz kraj jest poważany przez unijne władze. I jak świetnie sobie na brukselskim podwórku radzi.
Czy tak jest naprawdę? To się dopiero okaże. Wykorzystanie przypadających Polsce funduszy może nie być takie proste. Rozwijający się kryzys wymaga sięgania po niesztampowe rozwiązania. Nowa unijna gospodarka ma być zielona oraz cyfrowa. Pieniądze z planu można będzie wykorzystać tylko zgodnie z tymi założeniami. To jest brukselska „my way". W Polsce jednak od dawna jedziemy po „highway". Np. w kwestii Zielonego Ładu. Ambitnego planu dojścia do neutralności klimatycznej w ciągu najbliższych 30 lat. Przebudowy energetyki i porzucenia węgla jako paliwa. Ogłoszonego jeszcze przed pandemią. Są to zmiany konieczne. Im wcześniej się do nich zabierzemy, tym lepiej. Jednak Polska jako jedyna w UE jeszcze nie złożyła deklaracji, że te cele będzie realizować. I to mimo, że Zielony Ład to dostęp do unijnych funduszy.
Drugim filarem naprawy ma być gospodarka cyfrowa. Czyli zaawansowana technologicznie. Wydawałoby się, że chociaż tu droga będzie dla Polski prostsza. Wystarczy, że nasze firmy zainwestują w rozwój. A pieniądze Unii w tym pomogą i już! Niestety, taki scenariusz stoi pod wielkim znakiem zapytania.
Ostatnie lata doświadczyły bowiem boleśnie naszych przedsiębiorców. To przede wszystkim ciąg nagłych zmian prawa. Jednego dnia ulegały zniszczeniu biznesplany obliczone na lata. Tak, jak choćby wszystkie inwestycje w energię wiatrową, zmiecione w mgnieniu oka przez tzw. ustawę wiatrakową. Została ona wprawdzie po około roku „odkręcona", ale firmy straciły. Była to dla nich bolesna nauczka. Takich ustaw jest wiele: zakaz handlu w niedzielę, boje o podatek od hipermarketów, próby podcięcia skrzydeł nowoczesnym przedsiębiorstwom, jak Uber, itp. A ostatnio chaotyczne i niespójne kolejne tarcze antykryzysowe. Uchwalano przepisy obarczone licznymi błędami. Nie słuchano, co mają do powiedzenia pracodawcy i przedsiębiorcy.
Kto będzie tak odważny, żeby inwestować ciężkie pieniądze w wieloletnie projekty na niestabilnym gruncie? Przedsiębiorcy widzą, że prawo, nawet w tak fundamentalnej społecznie kwestii jak wybory, zmienia się niczym w kalejdoskopie. Nie mogą mieć złudzeń, że państwo z nimi obejdzie się delikatniej. Czy nie obłoży ich nagle nowym podatkiem? Bo np. w państwowej kasie zabraknie pieniędzy na rozbudowane programy społeczne.