Sprawa jest głośna, bo od kilku dni zajmują się nią wszystkie plotkarskie portale, ale nie każdy do nich zagląda, zatem krótkie przypomnienie: Grażyna Szapołowska nie stawiła się na przedstawienie „Tanga" Mrożka do Teatru Narodowego, bo w tym samym czasie była jurorką w telewizyjnym show.
Dyrektor Jan Englert musiał przeprosić widzów i odwołać spektakl, a aktorkę zwolnił. Ona zapowiada, że sprawa znajdzie epilog w sądzie. Dla czytelników plotkarskich newsów racje są rozłożone wyraziście. Z jednej strony udział za niemałe honorarium w programie oglądanym przez kilka milionów widzów, który lekko przygasłej gwieździe pozwała odzyskać blask. Z drugiej spektakl dla mniej więcej 100 osób na widowni. Siła argumentów (i pieniędzy) jest przytłaczająca i nie zmieni tego fakt, że chodzi o inscenizację wybitnego polskiego dramatu dokonaną przez najznakomitszego reżysera.
Widmo kontraktów
Nisko upadł teatr, który dla aktorów był kiedyś najważniejszym miejscem na ziemi, ostoją, świątynią i schronieniem. Owszem, oni wtedy też grywali w filmach i serialach, jeździli na estradowe chałtury, ale godzina 19 – czas rozpoczęcia przedstawienia – zobowiązywała. Pędzili w pośpiechu z najdalszych zakątków kraju, by punktualnie wyjść na scenę.
Dziś ułożenie dziennego repertuaru jest dla dyrektora teatru koszmarną łamigłówką i nawet twórca tak wybitny jak Krzysztof Warlikowski własne plany musi dostosowywać do innych zobowiązań swych artystów. Sytuację mogłaby zmienić nowa ustawa o działalności kulturalnej, regulująca m.in. stosunki między dyrektorem instytucji artystycznej a jego personelem.
W projekcie doprecyzowano zasady udzielania zwolnień do innych zajęć, przewidziano partycypowanie w kosztach (choćby w składkach płaconych do ZUS), np. przez producenta filmu w okresie, gdy zaangażowany przez niego aktor nie pracuje w macierzystym teatrze. Już te propozycje wzbudziły protesty, ale znacznie głośniejsze larum podnoszą aktorzy i również orkiestrowi muzycy z powodu wzmocnienia roli dyrektora.