Konrad Ciesiołkiewicz: Czas skończyć z bezrefleksyjnym udostępnianiem wizerunku dzieci w mediach cyfrowych

Największe i najbardziej niesprawiedliwe koszty naszego braku odpowiedzialności w serwisach społecznościowych ponoszą i ponosić będą dzieci. Szansą na systemową zmianę są wchodzące właśnie w życie standardy ochrony małoletnich.

Publikacja: 12.08.2024 15:21

Często bezrefleksyjnie publikujemy zdjęcia dzieci w internecie (Zdjęcie ilustracyjne)

Często bezrefleksyjnie publikujemy zdjęcia dzieci w internecie (Zdjęcie ilustracyjne)

Foto: Adobe Stock

W ostatnich tygodniach mamy do czynienia z wysypem alarmistycznych materiałów dziennikarskich poświęconych zjawisku bezrefleksyjnego udostępniania wizerunku dzieci w mediach cyfrowych. Medialne zainteresowanie skupiło się na sprawie niespełna 11-letniej dziewczynki prowadzącej rozmowy z ważnymi postaciami życia publicznego w programie „Perspektywa Sary” publikowanych na jednym z portali społecznościowych. Konto na nim, zgodnie z regulaminem, posiadać można dopiero od 13. roku życia. Płatne subskrypcje, reklamy oraz inne kontrowersje wokół wypowiedzi i działań ojca dziewczynki kierującego projektem, wywołały gorącą dyskusję. Jednak faktyczny problem uprzedmiotowienia dzieci, zarabiania na ich wizerunku, traktowania jak środka do poprawy własnej reputacji, sprzedaży usług i produktów, za cenę udostępniania historii ich życia, informacji wrażliwych (np. o stanie zdrowia) oraz wielu innych danych osobowych, jest znacznie szerszy i nie rozpoczął się w tym roku. Jest konsekwencją funkcjonowania w erze mediów interaktywnych oraz kultury wizualnej, w której każdy może być odbiorcą i twórcą treści.

80 proc. z nas udostępnianie zdjęć dzieci w sieci uważa za zjawisko neutralne lub pozytywne

W kwestii zdjęć i filmów wideo zaledwie w ciągu kilkunastu lat pokonaliśmy drogę od dzielenia się nimi w relatywnie niewielkim gronie rodziny i znajomych po pokazywanie ich na swoich kontach „całemu światu”. Dziennie w mediach społecznościowych publikuje się 500 mln zdjęć. Tylko na Facebooku 350 mln, a 92 mln na Instagramie. 94 proc. zdjęć wykonywanych jest smartfonem. Gros z nich zawiera wizerunek dzieci. Łatwości i udogodnieniom w udostępnianiu zdjęć nie towarzyszy jednak świadomość odpowiedzialności prawnej, etycznej i społecznej za przetwarzanie oraz udostępnianie danych osobowych. Ta zaczyna się w momencie naciśnięcia guzika „zrób zdjęcie” lub „włącz nagrywanie” i „udostępnij”.

Czytaj więcej

10-latka chciała zadać pytanie Kaczyńskiemu. Prezes PiS: Wolność słowa nie jest dla dzieci, odejdź

Z raportów NASK wiemy, że około 80 proc. z nas udostępnianie zdjęć dzieci w sieci uważa za zjawisko neutralne lub pozytywne. Używając terminu Charlesa Taylora, stało się to formą naszego współczesmego imaginarium społecznego – powszechnych wyobrażeń i przekonań odnoszących się do codziennego życia, norm i wartości uznawanych za „zwyczajne” i „normalne”. Największe i najbardziej niesprawiedliwe koszty ponoszą i ponosić będą dzieci. Nasze przyzwolenie na ten stan rzeczy jest instrumentalizacją, nierzadko naruszającą godność i prawa człowieka, w tym te zapisane w Konwencji o prawach dziecka, Konstytucji RP oraz szeregu innych ustaw: Kodeksie cywilnym, rodzinnym i opiekuńczym, regulacjach prawa autorskiego, czy przepisach o ochronie danych osobowych oraz regulacjach związanych z pracą nieletnich.

Lekceważenie praw dzieci prowadzi do szeregu patologii

Należy podkreślić, że praktyki takie zwiększają prawdopodobieństwo wystąpienia całego szeregu patologii, w tym krzywdzenia seksualnego, uwodzenia w sieci, udostępniania sieciom pedofilskim waluty w postaci zdjęć dzieci, kradzieży tożsamości, przemocy rówieśniczej, doświadczania hejtu i mowy nienawiści, obniżenia nastroju i szeregu poważnych zagrożeń dla zdrowia psychicznego czy też profilowania (sprzecznego z prawem) przekazów reklamowych docierających do dzieci i młodzieży.

Wiele argumentów podpartych danymi znajduje się w wydanej właśnie przez nas publikacji pt. „Wizerunek dziecka w internecie. Publikować czy nie?”, dostępnej na stronach Urzędu Ochrony Danych Osobowych. Kluczowe pytanie brzmi jednak, w jaki sposób dokonać zmiany w tej toksycznej warstwie społecznego imaginarium. Odpowiedź wychodząca z kręgów aktywistycznych najczęściej brzmi: „Zacząć trzeba od zmiany zachowań rodziców i opiekunów”. O ile trudno odmówić takim głosom racjonalności, o tyle jestem przekonany, że zmianę zacząć trzeba jednak od instytucji, a więc szkół, przedszkoli, klubików i klubów sportowych, firm, organizacji, wydawnictw, mediów, domów kultury i wielu innych. Uważam tak z kilku zasadniczych powodów.

Prawa dzieci: dlaczego zmiany należy zacząć od instytucji

Po pierwsze odpowiedzialność za dzieci i młodzież, stanowiące prawie jedną piątą społeczeństwa, jest wspólną sprawą i nie ogranicza się wyłącznie do rodziców. Emanacją wspólnej odpowiedzialności są właśnie instytucje, działające w naszym imieniu i na rzecz – ujmę to nieco górnolotnie – dobra wspólnego.

Po drugie pozytywne zaufanie społeczne buduje się z góry na dół. To instytucje realizujące interes publiczny stanowią dla większości z nas punkt odniesienia w zakresie norm społecznych. Na co dzień nie dostrzegamy, jak bardzo praktyki instytucji legitymizują różne zachowania. Jeśli wskazane wyżej placówki promują siebie poprzez udostępnianie tysięcy zdjęć dzieci, to uznajemy takie działania za dopuszczalne i wzmacniające nasze własne praktyki, w szczególności te opiekuńcze i rodzicielskie.

Czytaj więcej

Marek Kobylański: Dzieci giną, czekając na odpowiednie standardy

Po trzecie w obszarze działania instytucji i środowiska cyfrowego mamy często do czynienia z „prawami dżungli” i kierowaniem się logiką algorytmów. Te, jak wiemy, kochają wizerunki dzieci, a posty z nimi rozchodzą się znacznie szerzej. Regułom tym towarzyszy wciąż obecny fenomen utożsamiania mediów społecznościowych z „przestrzenią znajomych”. Częstym usprawiedliwieniem publikowania zdjęć z występów w szkole jest argument „sceny” i tego, że przez wyjście na nią dziecko staje się widoczne. Przy czym stawanie się widocznym przed społecznością swojej szkoły jest jednak czym innym niż udostępnianiem ich – literalnie – całemu światu i tworzenie śladu cyfrowego, który na zawsze pozostanie z młodym człowiekiem. Rzadko bowiem korzysta się opcji tworzenia grup zamkniętych, pasujących znacznie bardziej do tego rodzaju sytuacji.

Standardy ochrony małoletnich szansą na systemową zmianę

Rozpoczynanie tej zmiany od oczekiwań kierowanych wobec rodziców i opiekunów wcześniej czy później skończyć może się poczuciem winy i wzrostem społecznej frustracji. W tym wyzwaniu ważniejsze od poszukiwania winy jest poczucie wspólnej odpowiedzialności.

Szansą na taką systemową zmianę są wchodzące właśnie w życie standardy ochrony małoletnich, które obejmą wszystkie organizacje i instytucje pracujące z dziećmi. Określają one szereg wymogów związanych z weryfikacją kadry, aktywnością offline i online, a przede wszystkim służą tworzeniu przyjaznych warunków do życia i rozwoju. Ich integralną część stanowić może zmiana w podejściu do wizerunku dziecka jako danej osobowej. Jestem pewien, że praca domowa wykonana przez instytucje spowodować może pozytywny efekt domina dla reszty społeczeństwa i prowadzić do zmniejszenia skali instrumentalizacji młodych ludzi w przestrzeni cyfrowej.

Konrad Ciesiołkiewicz

Konrad Ciesiołkiewicz

mat. pras.

Autor

Konrad Ciesiołkiewicz

Doktor nauk społecznych związany z Uczelnią Korczaka, gdzie kieruje Centrum Analiz Społeczeństwa Informacyjnego, prezes Fundacji Orange i przewodniczący Komitetu Dialogu Społecznego KIG

W ostatnich tygodniach mamy do czynienia z wysypem alarmistycznych materiałów dziennikarskich poświęconych zjawisku bezrefleksyjnego udostępniania wizerunku dzieci w mediach cyfrowych. Medialne zainteresowanie skupiło się na sprawie niespełna 11-letniej dziewczynki prowadzącej rozmowy z ważnymi postaciami życia publicznego w programie „Perspektywa Sary” publikowanych na jednym z portali społecznościowych. Konto na nim, zgodnie z regulaminem, posiadać można dopiero od 13. roku życia. Płatne subskrypcje, reklamy oraz inne kontrowersje wokół wypowiedzi i działań ojca dziewczynki kierującego projektem, wywołały gorącą dyskusję. Jednak faktyczny problem uprzedmiotowienia dzieci, zarabiania na ich wizerunku, traktowania jak środka do poprawy własnej reputacji, sprzedaży usług i produktów, za cenę udostępniania historii ich życia, informacji wrażliwych (np. o stanie zdrowia) oraz wielu innych danych osobowych, jest znacznie szerszy i nie rozpoczął się w tym roku. Jest konsekwencją funkcjonowania w erze mediów interaktywnych oraz kultury wizualnej, w której każdy może być odbiorcą i twórcą treści.

Pozostało 86% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Powódź 2024. Raport NIK jak lekcja
Opinie polityczno - społeczne
Maciej Miłosz: Czy powódź przekona polityków, by oddali komunikację w ręce specjalistów
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Państwo to strażak i urzędnik. W powodzi nie zawiedli
Opinie polityczno - społeczne
Renaud Girard: Polska - czwarta siła w Europie
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Opinie polityczno - społeczne
Kazimierz Groblewski: Igrzyska w Polsce – podrzucajmy własne marzenia wrogom, a nie dzieciom