Andrzej Dybczyński: Jak uratować Sieć Badawczą Łukasiewicz

Pół roku po rezygnacji z funkcji prezesa ze smutkiem obserwuję to, co dzieje się w Sieci Badawczej Łukasiewicz i o czym z narastającym oburzeniem donoszą media. Tym, co zawsze stanowiło zagrożenie dla Łukasiewicza, a dzisiaj niszczy go w przyspieszonym tempie, jest wpływ polityków na organizację naukową.

Publikacja: 13.08.2024 04:30

Minister nauki i szkolnictwa wyższego Dariusz Wieczorek i podsekretarz stanu w MNiSW Maria Mrówczyńs

Minister nauki i szkolnictwa wyższego Dariusz Wieczorek i podsekretarz stanu w MNiSW Maria Mrówczyńska podczas konferencji prasowej w siedzibie resortu w Warszawie. Spotkanie dotyczyło złożonego zawiadomienia do prokuratury i przyszłości Centrum Sieć Badawcza Łukasiewicz.

Foto: PAP/Tomasz Gzell

Powstała w 2019 r. Sieć Badawcza Łukasiewicz, obejmująca dziś 23 instytuty badawcze, miała wzorem innych takich organizacji na świecie, skupić się na rozwoju i komercjalizacji technologii, które zwiększałyby konkurencyjność polskiej gospodarki. Pierwszemu z jej prezesów Piotrowi Dardzińskiemu, udało się przez cztery lata nadać jej rozpoznawalność i rozpocząć procesy integracji instytutów. Piszę to z szacunkiem, jako że w wielu sprawach się różniliśmy. W lutym 2023 roku zostałem – równo na rok – prezesem Sieci. Było to po części wynikiem uznania dla tego, co udało mi się przez kilka lat zbudować z zespołem w instytucie we Wrocławiu, a po części wynikało z „krótkiej ławki” PiS-u i świadomości ówczesnej władzy – której akolitą nigdy nie byłem i która również nie pałała do mnie miłością – że do kierowania tak złożoną organizacją potrzeba jednak zawodowca, a nie polityka.

Pół roku po rezygnacji z funkcji prezesa ze smutkiem obserwuję to, co dzieje się w Sieci i o czym z narastającym oburzeniem donoszą media. Zwalnianie naukowców i powoływanie na stanowiska aktywnych polityków, mimo wątpliwych merytorycznych kompetencji (Warszawa, Radom, Łódź, Wrocław). Zatrzymanie rozpoczętych już programów badawczych i przedsięwzięć naukowych, grożące utratą najbardziej wartościowej kadry naukowej. Stawianie ponad rozwojem organizacji pozorowanych rozliczeń rzekomych nieprawidłowości. Niszczenie wizerunku organizacji przez ludzi, którzy wizerunek ten powinni chronić.

Czytaj więcej

Młodzi wynalazcy? Nisze czekają na zagospodarowanie

Co należy zrobić, by Łukasiewicz stawał się tym, o czym marzyliśmy: pracującą na rzecz polskiej gospodarki, nowoczesną organizacją badawczą, rozwijającą polskie technologie, zatrudniającą najwybitniejszych polskich naukowców i dającą Polsce minimalny poziom technologicznej autonomii i bezpieczeństwa?

Sieć Badawcza Łukasiewicz powinna się trzymać jak najdalej od polityków

Tym, co zawsze stanowiło zagrożenie dla Łukasiewicza, a dzisiaj niszczy go w przyspieszonym tempie, jest wpływ polityków na organizację naukową. Intratne stanowiska wymagające wysokich kompetencji obejmowali i obejmują wiceministrowie rządzącej w danym momencie koalicji, ich nieformalne partnerki, partyjni działacze, byli policjanci czy popularyzatorzy historii. Z ich perspektywy Łukasiewicz to pula 93 stanowisk, na których wynagrodzenie może wynosić do 56 tys. zł miesięcznie. Jak sprawić, by na te stanowiska trafiali profesjonaliści, a nie polityczni nominaci? Skoro jako kraj możemy już płacić tak, jak za taką pracę płaci świat – jak sprawić, by oferować te pieniądze ludziom, którzy na nie naprawdę zasługują?

Na świecie na takie kadencyjne stanowiska rekrutują międzynarodowe panele ekspertów, niezależne od polityków. Wybór dokonywany jest w drodze transparentnej procedury, z przesłuchaniami kandydatów, oceną ich doświadczenia i osiągnięć, analizą proponowanej strategii rozwoju i celów polityki państwa. Rola ministra czy prezesa jest ograniczona do dwóch tylko zadań: zdefiniowania kryteriów wyboru kandydata oraz powołania wybranego przez ekspertów zwycięzcy konkursu. Wybrani w ten sposób kandydaci mogliby być niezależni od ministra nauki czy prezesa Sieci i odporni na polityczne naciski, którym musiałem opierać się ja, a które dzisiaj degradują organizację. W Polsce w taki właśnie sposób wybiera się dyrektora Międzynarodowego Instytutu Biologii Molekularnej i Komórkowej w Warszawie – chyba najlepszego instytutu naukowego w Polsce w obszarze life science. Na tych rozwiązaniach wzorowaliśmy się, budując wrocławski PORT, dzięki czemu z upadającej spółki udało nam się stworzyć dynamicznie rozwijający się ośrodek naukowy. W 2023 r. zaczęliśmy wdrażać te rozwiązania w kolejnych instytutach Sieci.

Wsadzanie za stery jumbo jeta ludzi, którzy raz kiedyś polecieli na wakacje z Ryanairem, skończy się dla Łukasiewicza tylko w jeden sposób – katastrofą

Wprowadzenie tego mechanizmu jest w pełni możliwe w obowiązującym stanie prawnym. Wymaga jedynie woli ministra nauki. Koncepcję takiego rozwiązania przygotowałem w roku 2023, postulując: jej wprowadzenie, swoją rezygnację ze stanowiska i wybór nowych władz Łukasiewicza w ten właśnie sposób. Wybór dyrektorów instytutów zgodnie z tym systemem miał nastąpić po zakończeniu obecnej kadencji, od 2025 r., by nie podważać ciągłości kadencji i budować wizerunek stabilnej, atrakcyjnej organizacji. W tworzeniu takich paneli ekspertów mogłoby nam pomóc EARTO – stowarzyszenie zrzeszające czołowe europejskie organizacje badawcze. Rozmowy na ten temat były już przeze mnie zainicjowane.

Pomysł ten, kluczowy dla przyszłości Łukasiewicza, ma jednak fundamentalną słabość – wymaga gotowości ministra nauki do wyrzeczenia się swojej władzy nad obsadą prawie 100 najbardziej intratnych stanowisk w polskim systemie nauki. Nie zdecyduje się na to żaden polityk, a już na pewno nie taki, dla którego nauka nigdy nie była ważna. Ale to, co dzieje się dzisiaj, czyli wsadzanie za stery jumbo jeta ludzi, którzy raz kiedyś polecieli na wakacje z Ryanairem, skończy się dla Łukasiewicza tylko w jeden sposób – katastrofą.

Polska nauka potrzebuje umiędzynarodowienia

Współcześnie tylko badania uprawiane w międzynarodowym środowisku naukowym, nauka konkurująca w skali międzynarodowej, pozyskująca talenty z całego świata daje szansę opracowania nowoczesnych technologii. Możemy dyskutować, do jakiego stopnia decyduje o tym talent jednostki, zdolność stworzenia zespołu badawczego czy dostępność najnowocześniejszego sprzętu. Jakie powinny być mechanizmy finansowania badań w zależności od obszaru technologii i poziomu gotowości technologicznej. Jak powinno wyglądać wiele innych kwestii. Świat się na takie tematy spiera. Ale nikt nie kwestionuje znaczenia umiędzynarodowienia dla rozwoju nauki i technologii. Musi być ono jednym z najważniejszych, choć niezwykle trudnym do realizacji celem Łukasiewicza w perspektywie najbliższych 10–15 lat, zanim organizacja zacznie tworzyć nowe, konkurencyjne technologie (bo tyle czasu na to potrzeba!).

Strategicznym zadaniem Łukasiewicza powinno być opracowanie w perspektywie pięciu–dziesięciu lat grupy od dwóch do pięciu technologii (nie więcej!), które miałyby istotne znaczenie dla uzyskania przewagi konkurencyjnej przez wybrane gałęzie polskiego przemysłu

Dyskutowaliśmy i spieraliśmy się o to, budując strategię Łukasiewicza w 2023 r. To był w Sieci czas sporów, a nie czas strachu. Jak sprawić, by obiecujący młody naukowiec z Niemiec czy Indonezji, zajmujący się trybologią, wybrał jako miejsce swojej pracy Radom. Jak sprawić, by kanadyjski czy wietnamski naukowiec zajmujący się alkinofenolami chciał pracować w Kędzierzynie-Koźlu? Jeśli w minionym roku Łukasiewicz był w stanie przyciągnąć naukowca z Harvardu (Wrocław), to takie rzeczy są możliwe! Trzeba tylko wiedzy, jak to się robi, i determinacji obliczonej na wiele lat ciężkiej pracy. Trzeba umiejętności budowy międzynarodowych grup badawczych, międzynarodowych rad instytutów, dwujęzycznej administracji, trzeba międzynarodowych standardów rekrutacji i oceny naukowców, trzeba międzynarodowych projektów i międzynarodowych kontaktów. To ciężka i rozłożona na długie lata praca. Ale bez tego Łukasiewicz będzie lokalną organizacją niby-badawczą, jedynie replikującą światowe trendy i niezdolną do rzeczywistego wsparcia polskich firm. A najzdolniejsze z naszych dzieci będą robiły swoje kariery za granicą.

Jakie powinny być priorytety Sieci Badawczej Łukasiewicz

Jednym z problemów Łukasiewicza jest rozproszenie obszarów tematycznych, w których działają tworzące go instytuty. Jednak dogłębna znajomość ich profili badawczych wskazuje, że są one w stanie uzupełniać swoje kompetencje, jeżeli mądrze zmotywuje się je do realizacji wspólnych programów badawczych. Strategicznym zadaniem Łukasiewicza powinno być opracowanie w perspektywie pięciu–dziesięciu lat grupy od dwóch do pięciu technologii (nie więcej!), które miałyby istotne znaczenie dla uzyskania przewagi konkurencyjnej przez wybrane gałęzie polskiego przemysłu. Wśród tych technologii Łukasiewicz powinien rozwijać jedną lub dwie o kluczowym znaczeniu dla bezpieczeństwa państwa – ich celem nie musi być innowacyjność na skalę międzynarodową, lecz autonomia technologiczna państwa w wybranych krytycznych obszarach.

Wybór i realizacja programu opracowania takich technologii jest możliwa po spełnieniu kilku warunków. Pierwszym jest właściwa preselekcja programów pilotażowych, które po roku, dwóch doprowadzą do wyłonienia programów docelowych. Wykonaliśmy to w 2023 r. Warunkiem drugim jest przyjęcie realistycznego horyzontu czasowego – mówimy tu o minimum pięciu, a realistycznie ok. dziesięciu latach pracy. W ten właśnie sposób rozwijają się technologie w najlepszych ośrodkach na świecie, gdzie żaden polityk nie oczekuje zdjęć z Księżyca rok po rozpoczęciu programu, a żaden polityczny nominat kierujący organizacją nie obiecuje mu, że takie zdjęcia dostarczy.

Czytaj więcej

Młodzi innowatorzy nie muszą wymyślać koła na nowo

Najgorsza dla naukowców jest strata czasu – dyskusje o tym, który polityk i z której frakcji powinien zostać wicedyrektorem instytutu w Puławach, albo jakie haki wymyślimy na dyrektora instytutu w Poznaniu, by zrobić miejsce dla „naszego”. Uruchomienie priorytetowych programów badawczych powinno stać się fundamentem działań Łukasiewicza w kolejnych latach, by organizacja mogła realizować swoje cele, a nie być tylko łupem dla zmieniających się co jakiś czas polityków, którzy nie potrafią odróżnić epitaksji od epilepsji, a antygenu od Antygony.

Czynników niezbędnych, by Łukasiewicz był organizacją nowoczesną i efektywną jest znacznie więcej. To dyskusji o nich potrzebujemy: o potrzebie badań podstawowych w organizacji o charakterze wdrożeniowym; modelach współpracy z uczelniami, z PAN, z polskim przemysłem; dyskusji o polityce utrzymania i rozwoju kadry naukowej Łukasiewicza. A nie kompromitujących dyskusji o tym, dlaczego prezes Hubert Cichocki zwolnił kolejną kobietę – dyrektorkę i naukowca z kolejnego instytutu, nie pamiętając nawet nazwiska osoby, którą miał ją zastąpić. Dlaczego uważa, że były policjant na stanowisku wicedyrektora instytutu w Łodzi będzie dobrym specjalistą od komercjalizacji technologii. Lub bulwersujących dyskusji o tym, czy prezes i wiceprezes Łukasiewicza spełniają ustawowe warunki piastowania tych funkcji. A to tylko najsmutniejsze przykłady. Takie dyskusje niszczą Łukasiewicza i jeśli nie uda się tego zatrzymać, jeśli nie uda się odpolitycznić i skierować organizacji w przyszłość, to nie rozwinie się ona nigdy, a politycy znajdą w końcu argumenty za tym, by ją rozwiązać.

Andrzej Dybczyński

Andrzej Dybczyński

Foto: mat. pras.

Autor

Andrzej Dybczyński

Prezes Centrum Łukasiewicz w latach 2023–2024. Centrum jest jednostką koordynującą pracę instytutów Sieci Badawczej Łukasiewicz

Powstała w 2019 r. Sieć Badawcza Łukasiewicz, obejmująca dziś 23 instytuty badawcze, miała wzorem innych takich organizacji na świecie, skupić się na rozwoju i komercjalizacji technologii, które zwiększałyby konkurencyjność polskiej gospodarki. Pierwszemu z jej prezesów Piotrowi Dardzińskiemu, udało się przez cztery lata nadać jej rozpoznawalność i rozpocząć procesy integracji instytutów. Piszę to z szacunkiem, jako że w wielu sprawach się różniliśmy. W lutym 2023 roku zostałem – równo na rok – prezesem Sieci. Było to po części wynikiem uznania dla tego, co udało mi się przez kilka lat zbudować z zespołem w instytucie we Wrocławiu, a po części wynikało z „krótkiej ławki” PiS-u i świadomości ówczesnej władzy – której akolitą nigdy nie byłem i która również nie pałała do mnie miłością – że do kierowania tak złożoną organizacją potrzeba jednak zawodowca, a nie polityka.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Janusz Reiter: Putin zmienił sposób postępowania z Niemcami. Mają się bać Rosji
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Trzeba było uważać, czyli PKW odrzuca sprawozdanie PiS
Opinie polityczno - społeczne
Kozubal: 1000 dni wojny i nasza wola wsparcia
Opinie polityczno - społeczne
Apel do Niemców: Musicie się pożegnać z życiem w kłamstwie
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie polityczno - społeczne
Joanna Ćwiek-Świdecka: Po nominacji Roberta F. Kennedy’ego antyszczepionkowcy uwierzyli w swoją siłę