Branżę lotniczą w naszym kraju można dziś uznać za innowacyjną? Polacy sami projektują i wytwarzają czy raczej dostarczają nowych rozwiązań innym?
Tę rozumianą jako zajmującą się m.in. obsługą lotnisk czy linii trudno nazwać innowacyjną, mimo że pochwalić się możemy nowoczesną flotą samolotów i nową infrastrukturą. W przemyśle lotniczym mamy już zaś ok. 35 tys. pracowników zatrudnionych w fabrykach i biurach. Większość z przedsiębiorstw działających w Polsce to firmy zachodnie – nastawione na produkcję komponentów, podsystemów czy modułów, a nawet montujące całe statki powietrzne. Są jednak też takie, jak Boeing czy General Electric, które otwierają u nas biura, zatrudniają setki inżynierów i naukowców, wspólnie z nimi rozwijają technologie napędowe i lotnicze. Dlatego polski przemysł lotniczy uważam za sektor innowacyjny, wyróżniający się na tle innych na plus; taki, który każdą złotówkę czy dolara „obróci” w kolejne cztery, a te wrócą na rynek.
Nasz kraj jest częścią globalnego łańcucha dostaw, pracujemy nad silnikami wodorowymi i hybrydowymi, nad nowymi rozwiązaniami załadunku samolotów, elementami śmigłowców dla Airbusa czy Leonardo. A to finansowane jest nie tylko z pieniędzy wielkich korporacji, ale też ze środków unijnych czy polskiego Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Brakuje nam jednak integratora statków powietrznych z polskim kapitałem.
Czytaj więcej
Urząd Patentowy w ostatnich pięciu latach przyjął najwięcej wniosków o patenty w obszarze inżynierii lądowej (prawie 1,4 tys.) i maszyn specjalistycznych (1072 wnioski). Prawie tysiąc zgłoszeń dotyczyło technologii medycznych.
Czyli podmiotu łączącego tych, którzy projektują i wytwarzają, z tymi, którzy finansują?