Wśród kwestii, którymi zajmujemy się w publicznej debacie, są takie, których znaczenie jest rozpoznawalne na pierwszy rzut oka, ale są i imponderabilia. W przypadku tych ostatnich ich waga bywa na ogół niewidoczna dla większej części publiczności, mimo że faktycznie jest ogromna. To jedna z takich spraw. W istocie nie jest to – jak twierdzą niektórzy – kwestia „tylko słów”, ponieważ słowa mają ogromne znaczenie. Język kształtuje naszą świadomość, siatkę pojęć, a co za tym idzie – to, jak myślimy o świecie. Nie jest to żadne odkrycie – rozumieli to doskonale filozofowie, przez wieki zajmujący się kwestią realności bytów, a więc sporem o uniwersalia, czy filozofią języka. Rozumieli to politycy, którzy wprowadzanie totalitaryzmów zaczynali często od języka. Manipulacje językiem zajmowały jedno z głównych miejsc w ideologiach narodowego socjalizmu (deprecjonowanie Żydów czy Słowian poprzez odmawianie im określeń dotyczących ludzi) oraz komunizmu („kułacy”, „prywaciarze”, „towarzysz” zamiast „pan”). Twierdzić, że używanie wobec zwierząt określeń zarezerwowanych dla ludzi nie ma znaczenia, może jedynie ktoś pozbawiony świadomości językowej.
Czytaj więcej
Wzmożenie emocjonalne mojej lewej bańki, jakoby psy mogły tylko umierać, jest i złe, i dobre. Dobre, bo to prosta droga do przyznawania praw zwierząt, złe, bo pokazuje, że to się nie uda poprzez cancel culture.
Przy czym histeria po słowach prof. Bralczyka rozpętała się, mimo iż pan profesor zajął w istocie stanowisko bardzo umiarkowane – powiedział jedynie, jak on sam chce mówić. Niczego nikomu nie narzucał ani też nie odwoływał się do głębszego sensu sporu – choć nie mam wątpliwości, że zdaje sobie z niego doskonale sprawę.
Istotą tendencji do uczłowieczania zwierząt nie jest – jak można by pochopnie sądzić – podniesienie ich rangi do poziomu człowieka, ale odwrotnie: sprowadzenie człowieka do poziomu zwierząt, czyli zaprzeczenie ludzkiej wyjątkowości, co ma oczywiście swoje daleko idące skutki. Jeśli bowiem człowiek nie jest kimś wyjątkowym, to jego potrzeby także nie mogą dominować nad potrzebami zwierząt czy, ogólniej, przyrody. Zgrywa się to znakomicie z ideologią czy może lepiej powiedzieć: religią walki o klimat. W tej optyce straty, jakie wskutek Zielonego Ładu poniosą ludzie – utrata wolności, zamożności, przejście od wzrostu do zwijania się (degrowth) – przestają mieć znaczenie. Człowiek staje się tylko trybikiem i ma się podporządkować, bo „planeta płonie”.
Czytaj więcej
- Ja osobiście mówię, że pies, szczególnie ten ukochany, umarł, a nie zdechł. Ludzie jednak mają różną wrażliwość, w związku z czym używają nie zawsze tych samych słów - mówi profesor Katarzyna Kłosińska, przewodnicząca Rady Języka Polskiego przy prezydium PAN.