W czwartek 11 lipca obchodzimy 81. rocznicę ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na Polakach na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. I zapewne minie bez echa, bez narodowych uroczystości, bez większej refleksji. Wszystko po to, aby nie drażnić ukraińskiego sąsiada, który toczy swój krwawy bój o istnienie. Tyle tylko, że dla ukraińskiej strony nigdy nie było dobrego czasu, aby uczcić polskie ofiary.
Rzeź wołyńska
Jaka była reakcja Polski na restaurację ukraińskiego nacjonalizmu i wynoszenie na piedestał żołnierzy UPA?
To najbardziej boląca rana w stosunkach polsko-ukraińskich. Rosyjska agresja na Ukrainę sprawiła, że historyczny spór zszedł na drugi plan, co można zrozumieć, bowiem tocząca się wojna jest dla państwa ukraińskiego być albo nie być. Jednak restauracja ukraińskiego nacjonalizmu, w większości w sferze symbolicznej, była obecna na długo przed pełnoskalową wojną, jaką rozpoczął rosyjski agresor w 2022 roku. Polskie elity polityczne bądź tego nie zauważyły, bądź nie chciały zauważyć, w zasadzie nie wiadomo w imię czego.
Czytaj więcej
W ubiegłym roku, w 80. rocznicę zbrodni, Polacy nie doczekali się od ukraińskiego prezydenta ani słowa na ten temat, o konkretach nie mówiąc. Sprawa ekshumacji ofiar zbrodni i urządzenia im godnego pochówku tkwi w martwym punkcie.
W kwietniu 2015 roku ukraiński parlament przyjął ustawy, które nie tylko rehabilitują żołnierzy odpowiedzialnych za rzezie na Wołyniu, ale wręcz wynoszą ich na piedestał. Żołnierze Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) stali się prawnie uznanymi przez ukraińskie państwo „bojownikami o wolność”. Było to bolesne tym bardziej, że w tym samym dniu w Ukrainie przebywał prezydent Bronisław Komorowski. Ustawa zapewnia weteranom i ich rodzinom zniżki i inne gwarancje socjalne, uznaje przyznane im odznaczenia i stopnie wojskowe. Zakłada też karanie wszystkich, którzy okazywaliby lekceważenie weteranom czy negowali celowość ich walki.