Rz: Ukraina podpisała niezwykle ambitny układ stowarzyszeniowy z Unią: zakłada wdrożenie niemal całego prawa europejskiego. W praktyce to możliwe?
Iwanna Kłympusz-Cyncadze: Umowa weszła w życie 1 stycznia 2016 r., ale to zadanie długoterminowe, nie na rok czy dwa. Uważamy jednak, że liberalizacja handlu z Unią, a jednocześnie konieczność dostosowania naszego prawa i norm do rozwiązań europejskich to najlepszy bodziec dla kontynuowania reform rynkowych na Ukrainie, a także rozwoju ukraińskiego biznesu na rynkach międzynarodowych. Ale Rosja robi wszystko, aby utrudnić nam to zadanie. Także 1 stycznia 2016 r., mimo wielomiesięcznych trójstronnych konsultacji przez cały 2015 r., Rosjanie bez ostrzeżenia zamknęli większość swojego rynku dla Ukrainy i bardzo utrudnili tranzyt naszych produktów m.in. do Azji Środkowej. To może tylko zachęcać nasze firmy do szukania alternatywnych rynków zbytu na Zachodzie.
To, co Ukraina straciła na rynku rosyjskim zdołała zrekompensować na rynku europejskim?
Nie, tak się jeszcze nie stało. Nasz eksport do Rosji z roku na rok spadł o 57 proc., stanowi on już jedynie 6,6 proc. całości sprzedaży za granicą. To bardzo mało. Ale jednocześnie z powodu okupacji przez Rosjan Donbasu i aneksji Krymu straciliśmy przeszło 20 proc. potencjału naszej gospodarki. Struktura gospodarki Ukrainy tak się przez to zmieniła, że rozwiązania zawarte w układzie stowarzyszeniowym nie odpowiadają już naszym potrzebom. Staramy się to w negocjacjach z Brukselą zmienić. Na razie jednak w 2015 r. wartość naszego eksportu do Unii spadła prawie o jedną czwartą, choć jego wolumen wzrósł o 5,5 proc. Dodatkowo na tym wyniku ciąży spadek cen produktów, które tradycyjnie eksportujemy, jak stal czy pszenica.
Polska prawo europejskie wdraża z ogromną pomocą finansową Unii: same fundusze strukturalne to 10 mld euro rocznie. Jak Ukraina bez takiego wsparcia ma stosować wyśrubowane normy ekologiczne czy sanitarne?