Alaksiej Dzikawicki: Wojna hybrydowa – czy rozumiemy, co oznacza?

Krwawa wojna trwa nie gdzieś tam daleko, ale u polskich granic, zaś ostatnie lata dobitnie pokazały, że musimy coraz bardziej dbać o bezpieczeństwo Polski. Bo wróg nie skąpi grosza także na wojnę hybrydową. A zwłaszcza na jej dwa niezwykle ważne składniki: propagandę i dezinformację – pisze Alaksiej Dzikawicki, p.o. dyrektora Telewizji Biełsat.

Publikacja: 29.05.2024 04:30

Wróg, oprócz wydatków na zbrojenia, nie skąpi grosza właśnie na inną część składową wojny hybrydowej

Wróg, oprócz wydatków na zbrojenia, nie skąpi grosza właśnie na inną część składową wojny hybrydowej – propagandę i dezinformacje.

Foto: Adobe Stock

Czy ostrzeżenia niektórych ekspertów o tym, że Kreml, być może wspólnie ze swoim mińskim sojusznikiem, nie zadowoli się Ukrainą i może pójść na kraje bałtyckie, na Polskę, są wyłącznie przejawem zbytniego alarmizmu? Moje wieloletnie doświadczenie pracy ze Wschodem podpowiada, że jest to niestety realny scenariusz.

Czytaj więcej

Państwa bałtyckie ostrzegają przed atakiem Rosji na Europę. Niemcy myślą o poborze do armii

Wojna hybrydowa trwa od lat

Praktycznie w każdej debacie eksperckiej czy wypowiedziach polityków słyszymy sformułowanie „wojna hybrydowa”. Taką właśnie wojnę od lat prowadzi Moskwa (a ostatnio i Mińsk). Tylko czy naprawdę rozumiemy, co to oznacza? Otóż myślę, że nie do końca. Wojnę wciąż postrzegamy jako konflikt wyłącznie zbrojny. Mamy amerykańskich żołnierzy w Polsce, zbroimy się, budujemy na granicy zapory, zwiększamy liczebność wojska – i słusznie, to powinno skutecznie odstraszać wroga.

Wśród państw UE telewizję w języku rosyjskim posiadają tylko Niemcy (Deutsche Welle) i Polska

Natomiast tenże wróg, oprócz wydatków na zbrojenia, nie skąpi grosza właśnie na inną część składową wojny hybrydowej – propagandę i dezinformacje. Otumaniony własny obywatel chętniej chwyci za broń i pójdzie zabijać na przykład sąsiadów w imię czegoś, co mu wmówi propaganda. A obywatele kraju wybranego za kolejny cel ataku będą znacznie mniej zdolni do obrony, jeśli odpowiednio wcześniej, właśnie przez działania hybrydowe, zasieje się w nich chaos i panikę. Właśnie na to Rosja wydatkuje miliardy.

Telewizja jest bronią we współczesnej wojnie

To prawda, że Zachód ma lepsze technologie, produkuje nowocześniejszą broń. Ale czy jest w stanie prowadzić działania wyprzedzające, jeśli chodzi o zwalczanie propagandy? Otóż nie, tu na razie zdecydowanie przegrywamy. Według danych sprzed wojny ok. 70 proc. Rosjan czerpie informacje o kraju i świecie z telewizji, a przecież nie ma tam stacji niezależnych. Wśród państw UE telewizję w języku rosyjskim posiadają tylko Niemcy (Deutsche Welle) i Polska.

Chodzi o rosyjskojęzyczną część Biełsatu pod nazwą Wot Tak. Mimo że nadaje ona tylko około 13 godzin tygodniowo przez satelitę, internet i aplikacje dla telewizora, ten istniejący od siedmiu lat program już zgromadził rzesze odbiorców. Na trzech kanałach na YouTubie Wot Tak ma ok. 2 mln subskrybentów, przy czym 60 proc. z nich to mieszkańcy Rosji! Tylko w roku 2023 nasze programy wyświetlono 430 mln razy (wszystkie kanały Biełsatu – 600 mln), czyli statystycznie każdy Rosjanin mógł obejrzeć rocznie co najmniej dwa nasze materiały.

Czytaj więcej

Nowy pełnomocnik w MSZ ma chronić Polskę przed Rosją i wojną hybrydową

Program jest też chętnie oglądany przez widzów w Ukrainie (w tym na jej okupowanej części, przeważnie rosyjskojęzycznej), na Białorusi, w Kazachstanie, jak również przez obywateli tych krajów mieszkających teraz w UE, w tym w Polsce. Na szczęście Biełsat jest obecny w telewizji naziemnej tak w Polsce, jak i w Łotwie czy na Litwie, co ma niebagatelne znacznie – emigranci nie są ograniczeni w wyborze oglądania telewizji w języku rosyjskim z Rosji czy Białorusi, z których codziennie sączona jest propaganda. Właśnie dlatego, że mają swobodny dostęp do kanału telewizyjnego od lat finansowanego przez państwo polskie.

W wojnie hybrydowej nie można dać się zepchnąć do defensywy

To mądra inwestycja, za którą należy Polakom i polskiemu MSZ szczerze podziękować. Poza tym przy tak ogromnej rzeszy imigrantów ze Wschodu znacząco zmniejsza to zagrożenie związane pojawieniem się w Polsce piątej kolumny (tak jak niestety ma to miejsce w niektórych innych krajach) czy osób, które z czasem będą zdolne do działań na zlecenie służb rosyjskich, a niewykluczone, że pierwsze takie przykłady już mamy (podpalenie Hali Marywilskiej w Warszawie).

Ważne, że nadawanie w języku rosyjskim pozwala nam nie być cały czas w defensywie, wyłącznie dementując nieprawdziwe informacje ze Wschodu, lecz działać na terenie wroga, narzucając własną narrację. Być może to dzięki temu obywatel Rosji, o którym pisałem wyżej, już nie tak chętnie chwyci za broń, jeśli będzie codziennie oglądał WT. Czy nie opłaca się w takim razie wydzielić Wot Tak w osobne nadawanie, a za cenę połowy skrzydła współczesnego myśliwca dofinansować je i dać mu nadawać nie 13, tylko 130 czy nawet więcej godzin tygodniowo?

Czytaj więcej

Sondaż: Mocne „tak” Polaków dla Tarczy Wschód

My jesteśmy do tego gotowi. Na takie przedsięwzięcie powinna się zrzucić cała Unia – aż dziw bierze, że nawet w trzecim roku krwawej rosyjskiej agresji tego jeszcze nie zrobiono. Polska już zbudowała fundament, jest liderem w tej dziedzinie. A jakieś 20–25 mln euro rocznie – cóż to za kwota dla całej Wspólnoty?

Telewizja Biełsat – nie(d)ocenione soft power

Teraz o „mińskim sojuszniku”. Należy pamiętać, że prokremlowski satrapa Łukaszenko od lat usilnie rusyfikuje Białoruś, po stłumionej rewolucji 2020 roku nie ma tam żadnych niezależnych mediów, za to są tysiące więźniów politycznych. W wyłącznie państwowej telewizji króluje propaganda, język nienawiści wobec Zachodu, a przede wszystkim wobec Polski. Przy czym większość Białorusinów jeszcze cztery lata temu była przyjaźnie nastawiona do Polaków, robiliśmy badania na ten temat.

Polska, i tu jeszcze raz należą się podziękowania, przez lata finansuje Biełsat, który jest dla Białorusinów równoległą, niezależną i rzetelną telewizją publiczną. Niosąca nadzieję i wzmacniająca tożsamość narodową, co utrudnia rusyfikację, a więc i „ostateczne zjednoczenie” z Rosją (w konsekwencji z ruskimi czołgami na Bugu). Biełsat skupia nie tylko dziennikarzy, ale i środowiska twórcze, wielu wybitnych przedstawicieli inteligencji białoruskiej, dla których nie ma miejsca zarówno w mediach państwowych, jak i w kraju.

Duże telewizje anglojęzyczne rzadko mówią o naszej części Europy i o Polsce. Warto więc spróbować to zmienić. Ale czy nadawanie na Wschód w dobie wojny, w tym wojny hybrydowej, jest mniej ważne?

Kiedy na Białoruś nadejdą zmiany (a co do tego, że ten czas się przybliża, nie mam żadnych wątpliwości), dobrze nauczeni prawdziwego telewizyjnego rzemiosła ludzie Biełsatu będą w stanie w jeden dzień przejąć białoruską telewizję publiczną w Mińsku. I będzie to telewizja przyjazna Polsce, robiona przez przyjaciół tego kraju. Trudno sobie wyobrazić skuteczniejszą soft power.

To dobrze, że polskie MSZ, działając w porozumieniu z TVP, ma plan wzmocnienia nadawania telewizyjnego na zagranicę w języku angielskim czy niemieckim. To prawda: duże telewizje anglojęzyczne rzadko mówią o naszej części Europy i o Polsce. Warto więc spróbować to zmienić. Ale czy nadawanie na Wschód w dobie wojny, w tym wojny hybrydowej, jest mniej ważne?

Telewizja Biełsat również dla Polaków

Podobne, jak niemniej ważne, jest informowanie samych odbiorców w Polsce o tym, co dzieje się za wschodnimi granicami ich kraju. Tę misję również pełni Biełsat – za pośrednictwem swojej redakcji polskojęzycznej, która od ponad dziesięciu lat tworzy pełnowartościowy i absolutnie profesjonalny portal internetowy Biełsat po polsku. Codziennie informuje on o wydarzeniach na Wschodzie, a także demaskuje kremlowską i łukaszenkowską dezinformację i propagandę.

Czytaj więcej

Po zwolnieniu Agnieszki Romaszewskiej-Guzy. Jaki los czeka telewizję Biełsat?

Niewielki zespół wyspecjalizowanych w tematyce wschodniej dziennikarzy przygotowuje treści nie tylko na stronie internetowej belsat.eu/pl, ale również w mediach społecznościowych i w serwisie YouTube. O ich wadze i znaczeniu świadczy zaś fakt, że są one regularnie cytowane i udostępniane przez największe i najpoważniejsze media w Polsce – niezależnie od ich orientacji politycznej. Unikalny na skalę kraju, polskojęzyczny serwis Biełsatu zdążył już stać się dla nich wszystkich cennym, a wręcz niezastąpionym źródłem informacji o Wschodzie.

Powstrzymajmy „ruski mir”!

Oczywiście, zawsze można użyć dość populistycznych argumentów, że te pieniądze można wydać na żłobki, autostrady czy cokolwiek innego, co jest w chwili obecnej potrzebniejsze. Ale zastanówmy się nad tym, czy nie wzmacniając i nie czyniąc mediów nadających na Wschód (oczywiście wraz ze wzmocnieniem sił zbrojnych, jako element całości) poważnym elementem polityki bezpieczeństwa, nie będziemy mieli za jakiś czas „ruskiego miru” z tymi ruskimi czołgami na granicy białorusko-polskiej i czy pewnego dnia granicy tej one nie przekroczą. Obracając w ruinę i te żłobki, i te autostrady.

Czy ostrzeżenia niektórych ekspertów o tym, że Kreml, być może wspólnie ze swoim mińskim sojusznikiem, nie zadowoli się Ukrainą i może pójść na kraje bałtyckie, na Polskę, są wyłącznie przejawem zbytniego alarmizmu? Moje wieloletnie doświadczenie pracy ze Wschodem podpowiada, że jest to niestety realny scenariusz.

Wojna hybrydowa trwa od lat

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Renaud Girard: Polska - czwarta siła w Europie
Opinie polityczno - społeczne
Kazimierz Groblewski: Igrzyska w Polsce – podrzucajmy własne marzenia wrogom, a nie dzieciom
Opinie polityczno - społeczne
Warzecha: Warto nie ulegać emocjonalnym narracjom i zaufać nauce
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Polityka hieny ma się dobrze
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Opinie polityczno - społeczne
Migalski: Prezydencko-partyjne trzęsienie ziemi