Gdyby wszystkie scenariusze przepowiadane przez licznych ekspertów i ośrodki analityczne miały się ziścić, dzisiaj już nie pisalibyśmy o wojnie. Magazyny rakiet Putina powinny świecić pustkami. Rosja byłaby bankrutem albo krajem borykającym się z hiperinflacją. Mieszkańcy Moskwy ustawialiby się w długie kolejki po proszek do prania czy papier toaletowy. Rozzłoszczone tłumy głodnych robotników i krewni zmobilizowanych na placu Czerwonym powinny już wyważać jedną z bram Kremla. Nic takiego się nie zapowiada.
Analizy o Rosji Putina zawiodły
Skąd biorą się tak błędne analizy sytuacji? Od ponad dwóch lat nie ustaje wojna na froncie informacyjnym. Dziś słowo jest nie mniej ważną, a czasem ważniejszą bronią od czołgów i artylerii. Dlatego na początku konfliktu wiele „optymistycznych ocen sytuacji” płynęło z Kijowa. Realistyczna ocena możliwości i środków przeciwnika nie oddziaływałaby mobilizująco na armię ukraińską i społeczeństwo.
Z myślą o tym, że przeciwnik jest głupi, słaby i ma mało broni, znacznie łatwiej stawiać mu czoło. Dlatego żołnierze ukraińscy zawsze z dużym dystansem podchodzą do głośnych wypowiedzi i prognoz polityków, bo widzą rzeczywistość na miejscu. Większość komentatorów, a już tym bardziej „ekspertów od wszystkiego” nie ma wglądu do sytuacji „w terenie”, swoje wnioski opiera wyłącznie na doniesieniach medialnych, informacjach w rozmaitych kanałach Telegram (które często służą wyłącznie do celów dezinformacyjnych).
Z myślą o tym, że przeciwnik jest głupi, słaby i ma mało broni, znacznie łatwiej stawiać mu czoło
Co więcej, z podobnych źródeł korzystają też znane ośrodki analityczne, opisujące trwającą od ponad dwóch lat wojnę. Nie sądzę, by czerpały wnioski z doniesień wywiadowczych (chyba, że chodzi o tzw. przeciek kontrolowany). Stąd często analizy te ograniczają się do banalnych i nic nie wnoszących konstatacji typu „Rosja wystrzeliła pięć rakiet, a to oznacza, że rosyjska armia ma o pięć rakiet mniej”. A ile rakiet pozostało armii Putina? Tego już nie wiemy.