Niestety, nic nie wskazuje, aby nasi politycy – zarówno rządzący, jak i opozycja – odnaleźli się w nowej roli. W apelach o zaprzestanie walk plemiennych, gdy wróg czyha za progiem, nieobecna jest sama istota polityki: zdolność do tworzenia faktów dokonanych. Rząd po pierwszych stu dniach nie zdecydował, co chce zrobić, za ile, jak i w jakim terminie. Nie odnalazł się między audytami działań poprzedników a własnymi postulatami konkretnych poczynań. A przecież najdalsza nawet prognozowana przez ekspertów – trzyletnia – perspektywa kolejnej inwazji Moskali oznacza konieczność realizacji w Polsce określonych kroków. Już tu i teraz. Jeśli w ciągu najbliższych tygodni nie powstaną kompetentne zespoły zdolne nas zorganizować w najbliższych miesiącach do tych nowych/starych wyzwań, to za chwilę spóźnimy się, jak zwykle, o lata. I po prostu będzie za późno.
Polscy politycy to głównie opowiadacze, nie ludzie czynu
Piszemy, gadamy, spieramy się jak na seminarium politologicznym, gdy zaczął się już czas strategicznych gier wojennych. Licznym bystrym ekspertom z think tanków wydaje się, że samo sformułowanie celu, koncepcji działania, określenia co i dlaczego rządzący powinni zrobić, kończy sprawę. Trwa zaciekła walka o zwycięską narrację, jakby polityka kończyła się na słowach. W moim przekonaniu to złudzenie wynika z faktu, że polską klasę polityczną tworzą głównie historycy, politolodzy, prawnicy, dziennikarze, specjaliści od PR i marketingu. Stosując klasyfikację Margaret Thatcher: są to głównie talkers – opowiadacze, rzadziej już visioneers – wizjonerzy, a niemal nigdy doers – ludzie czynu. Prawdziwa praca polityczna polega na emanacji energii, wymuszaniu faktów dokonanych, implementacji zamierzeń na przekór piętrzonym trudnościom i oporowi współobywateli.
Czytaj więcej
Z chwilą ataku Rosji na Ukrainę Polska stała się państwem przyfrontowym. Napięcie i ryzyko konfliktu zbrojnego z udziałem naszego kraju utrzymywać się może przez wiele lat. Jest to wyzwanie dla funkcjonowania gospodarki i demokratycznych instytucji.
Polityka to materia rzeczywistości. Nasze projekty na dziś i jutro muszą być tak definiowane, aby na każdym etapie implementacji zwiększały odporność na uderzenie przeciwnika, interoperacyjność z sojusznikami, zdolność odstraszania agresora. Gdy wchodziliśmy 25 lat temu do NATO (co piszę jako uczestnik szczytu waszyngtońskiego i szef polskiej delegacji do Zgromadzenia Parlamentarnego NATO), było dla mnie oczywiste, że nie wystarczy nowa, lepsza broń. Wtedy i dziś niepokoiłem się o planowanie i budżetowanie sił zbrojnych, o ćwiczenia umysłów i rąk umiejących obsłużyć modernizowane uzbrojenie, o sieć dróg czy linii kolejowych, którymi ludzie i sprzęt trafiają na front, o zdolność mobilizowania rezerw ludzkich i materialnych służących samoobronie totalnej. Nie wystarczą siła gospodarki ani morale bez logistyki, komunikacji, kapitału ludzkiego.
W tym brutalnym opisie naszego tu i teraz będę się trzymał liczb, terminów, faktycznych nakładów, proporcji. Priorytetowe projekty – kotwice naszego bezpieczeństwa – muszą być formułowane i skalowane pod kątem osiągania etapowych celów narzuconych przez wyzwanie wojny za progiem. Jeśli chcesz pokoju, szykuj się do wojny. W odróżnieniu od naszych polityków wiem, w jakim czasie beton uzyskuje pełną wytrzymałość – w 28 dni, przy czym już po siedmiu dniach możemy wylewać następną kondygnację. W dodatku nie mylę się w kosztach o jedno czy dwa zera.