„Niezależnie od tego, jak poważni i szczerzy są twórcy filmu, jak wiernie i starannie pragną przedstawić swój temat, historia, którą ostatecznie ukazuje się na ekranie nigdy w pełni nie zadowoli historyka (choć może zadowolić wielbiciela kina, który kryje się w historyku). Pomiędzy kartką a ekranem nieuchronnie dochodzi do przekształcenia przeszłości – przestaje ona być tym, czym jest dla historyków, którzy pracują w tworzywie słowa” – napisał Robert A. Rosenstone, amerykański profesor specjalizujący się w badaniu relacji filmu i historii. W istocie, dobry film historyczny zawsze jest kompromisem, nigdy rozstrzygnięciem czy obszerną i wyczerpującą temat monografią. A do tego bardzo często to głos zabierany w zupełnie współczesnych dyskusjach. Oba warunki spełnia dobrze przyjmowany przez krytykę i publiczność „Kos”.
Czytaj więcej
„Kos” Pawła Maślony, który wchodzi do kin 26 stycznia, to nie jest – jak sugerowałby tytuł – film o Tadeuszu Kościuszce ani też o insurekcji kościuszkowskiej. Ale na pewno „Kos” w sposób dosadny, momentami wręcz brutalny pokazuje, jak fatalne były relacje między szlachtą a chłopami w porozbiorowej Polsce na przedwiośniu 1794 r. I co ważne: jest ciekawie zrealizowanym kinem akcji.
Dlaczego film „Kos” to jednocześnie kompromis i współczesny komentarz?
Bardziej niż o Kościuszce, Paweł Maślona (reżyser) i Michał A. Zieliński (scenarzysta) opowiadają o znaczeniu jego powrotu z Ameryki dla poszczególnych warstw ówczesnego społeczeństwa: to migawka dziejowego momentu. Panujące w tym okresie stosunki społeczne (zwłaszcza położenie chłopów) od kilku lat znajdują się w centrum zainteresowania popularnych autorów, którzy świadomi niezagospodarowanej niszy, odpowiedzieli na zainteresowanie określonej grupy czytelników tym, co nazywa się potocznie „ludową historią Polski”, tworząc tożsamościowy projekt. Podczas gdy krytycznej – a przynajmniej sceptycznej – wobec tego nurtu historyczki, piszącej ten felieton, nie zadowoli w pełni zrównanie niewolników z chłopami, bo to skrót i wciąż przedmiot debaty, wielbicielka kina w tej samej osobie uzna to za bardzo dobre rozwiązanie, czyniące opowieść czytelną dla szerokiego grona odbiorców, w tym widzów zachodnich.
„Kos” jest śmiałym kinem
Jednak „Kos” jako historyczny film współczesny jest dla mnie najciekawszy, kiedy stanowi odniesienie do toczącej się za naszą wschodnią granicą wojny: czyż rotmistrz Iwan Dunin (w tej roli doskonały Robert Więckiewicz) nie tłumaczy zgromadzonym przy stole w szlacheckim dworku, czym jest „ruski mir”? Maślona i Zieliński są świadomi współczesnego społeczno-historycznego kontekstu, ale daleko im do nachalnej dydaktyki. Czasem jest to więc komentarz do dyskusji o historii ludowej, innym razem do rosyjskiej agresji w Ukrainie, a niekiedy metaspojrzenie na polskie dzieje i spory (nie tylko historyczne).
Czytaj więcej
W „Kosie”, porywającym i zabawnym sarmackim antywesternie, Paweł Maślona ukrył gorzki esej o naszej przeszłości i tożsamości. Grają Jacek Braciak, Agnieszka Grochowska i Robert Więckiewicz.