Lech Mażewski: Polska nie jest skazana na bycie jedynie pasem transmisyjnym amerykańskiej polityki

Polska, funkcjonując w ramach Zachodu skonsolidowanego teraz wokół USA, nie musi być jedynie skazana na bycie prostym pasem transmisyjnym amerykańskiej polityki – pisze ustrojoznawca i publicysta.

Publikacja: 10.10.2023 03:00

Lech Mażewski: Polska nie jest skazana na bycie jedynie pasem transmisyjnym amerykańskiej polityki

Foto: Pixabay

Efektem wojny rosyjsko-ukraińskiej i wysiłków na rzecz federalizacji Unii Europejskiej będzie ukształtowanie nowej sytuacji geopolitycznej na kontynencie. Jakie miejsce zajmie tu Polska? Jak będzie wyglądała nowa geopolityczna hierarchia? Co należy uczynić, żeby wywalczyć dla nas lepsze miejsce?

Opcja kontynentalna

Roman Dmowski przed I wojną światową pisał: „Niemcy nauczyli się wierzyć w bezgraniczną głupotę Polaków, a licząc też i na podłość niektórych, są więc przekonani, że znajdą się u nas tacy, którzy im w osiągnięciu tego celu pomogą”. Mniej więcej dekadę później lider narodowej demokracji dodawał: „W najważniejszym dla losów naszej ojczyzny dwuwiekowym okresie dziejów rosyjskich, który się zaczął od Piotra Wielkiego, a zakończył w wojnie 1914–1918 r., bezwład polityczny i upadek myśli państwowej w Polsce sprawił, żeśmy w stosunku do Rosji umieli się zdobywać tylko na odruchy, które, jeżeli służyły jakimś celom, to nie naszym”. W efekcie „myśl nasza nie mężniała, nie hartowała się, nie pogłębiała; przeciwnie, wyrodniała i coraz bardziej dziecinniała, nasz stosunek do Rosji stawał się coraz bardziej bezmyślnym i coraz bardziej upokarzającym”.

Czy po 1989 r., a szczególnie od chwili ukształtowania się prawie 20 lat temu partyjnego duopolu PiS–PO, coś się zmieniło w stosunku Polski do jej dwóch największych sąsiadów: Rosji i Niemiec? Jakie znaczenie w tych relacjach odgrywają Stany Zjednoczone, a ostatnio także Ukraina?

Okres rządów koalicji PO–PSL, funkcjonującej w latach 2007–2014 z Donaldem Tuskiem jako premierem, był próbą realizacji opcji kontynentalnej w polskiej polityce zagranicznej. Reset w stosunkach między Polską a Rosją, czyniony w dużym stopniu na życzenie Niemiec, miał doprowadzić do konsolidacji osi Berlin–Moskwa, czego z kolei skutkiem byłoby wypchnięcie Stanów Zjednoczonych z Europy. Polska w tym nowym układzie geopolitycznym stawałaby się niekonfliktowym pomostem między Niemcami a Rosją, zaś Ukraina nie odgrywałaby większego znaczenia, pozostając poza strukturami euroatlantyckimi, powiązana z Rosją.

W zamierzeniu Niemiec opcja kontynentalna miała doprowadzić w ciągu gdzieś ćwierć wieku do tego, że będąc czołowym państwem w ramach UE, spróbowałyby one, korzystając ze swojej siły gospodarczej, zdominować Rosję, co miałoby uczynić z nich jedno z mocarstw w ramach przyszłego globalnego kwartetu: USA–Chiny–Indie–Niemcy. Berlinowi zapewne nie chodziłoby o to, żeby być sojusznikiem Waszyngtonu czy Pekinu, lecz raczej, na wzór Indii, stać się rodzajem tzw. wing state, potęgi równoważącej znaczenie USA czy Chin. Moskwa natomiast sądziła, że w przyszłości to nie jedynie gospodarka będzie decydowała o pozycji w systemie międzynarodowym, istotną rolę będzie odgrywała siła militarna, a tej, jak wiadomo, Niemcy nie posiadają i nic nie wskazuje, żeby miało się to zmienić.

Innymi słowy, po raz kolejny miecz – tym razem już nie celtyckiego Brennusa – miałby przeważyć szalę wagi wypełnionej złotem. W konsekwencji to Rosja zdominowałaby Niemcy, a wraz z nimi całą UE, wchodząc do globalnego kwartetu w miejsce Niemiec, przy czym Moskwa, jak Berlin, chciałaby pozostawać rodzajem „wing state”.

Reakcja USA na próbę realizacji opcji kontynentalnej mogła być tylko jedna: nie można było do tego dopuścić. Najpierw Waszyngton w 2014 r. przeciągnął Ukrainę na swoją stronę, a w rok później doszło w Warszawie do zwycięstwa PiS, stojącego na stanowisku proamerykańskim. Tu zdaje się być Jarosław Kaczyński całkowicie zgodny z Romanem Dmowskim sprzed I wojny światowej, stąd Donald Tusk występowałby w roli kogoś, kto umożliwia Niemcom próbę realizacji opcji kontynentalnej – bez względu na polski interes.

Jagiellońskie złudzenia

24 lutego 2022 r. doszło do otwartej inwazji Rosji na Ukrainę, co w krótkim czasie spowodowało odrodzenie w Polsce jagiellońskich złudzeń. Marek Budzisz, a wkrótce i Jacek Bartosiak ze Strategy and Future zaczęli wieścić powstanie unii ukraińsko-polskiej (kolejność ma tu znaczenie) jako podstawy dla ukonstytuowania się na nowo Rzeczypospolitej, obejmującej ziemie dawnego imperium Jagiellonów. Wektor antyrosyjski tych pomysłów był oczywisty, ale i też pomysły te miały swoje znaczenie wobec układu sił w ramach UE. Tandemowi Berlin–Paryż miałby zostać przeciwstawiony konkurencyjny tandem Kijów–Warszawa, co w przypadku powodzenia prowadziłoby do zmiany architektury Europy.

Bez wątpienia geopolitycznym beneficjentem tych pomysłów byłyby Stany Zjednoczone, gdyż opcja kontynentalna zostałaby w ten sposób ostatecznie pogrzebana. Natomiast z perspektywy Warszawy lewar amerykański miałby wzmocnić nasze położenie zarówno wobec Rosji, jak i Niemiec, ale za cenę pozostawania Warszawy w stanie zimnej wojny z Moskwą, która w każdej chwili mogłaby przejść w stan kinetycznego starcia.

Niedawno jednak Stany Zjednoczone pogrzebały te jagiellońskie mrzonki części Polaków, kompromitując przy okazji ich protagonistów. Okazało się bowiem, że nadal głównym partnerem Waszyngtonu w Europie jest Berlin, a nie Warszawa, a jeśli chcemy odgrywać tu jakąś rolę, to droga do tego wiedzie przez Niemcy. W dodatku Kijów nie jest już zainteresowany współpracą z Warszawą, natomiast pożądanym partnerem staje się dlań Berlin. Polsce „chorej na Moskala” pozostaje walka z Rosją, dopóki USA nie zadecydują inaczej. Czyż nadal nie miałby racji Dmowski, pisząc cytowane już słowa, że „nasz stosunek do Rosji stawał się coraz bardziej bezmyślnym i coraz bardziej upokarzającym”?

Waszyngton–Berlin –Kijów–Warszawa

Opcja kontynentalna w polityce polskiej została pogrzebana wraz z wygraną przez PiS w wyborach w 2015 r. i nawet powrót do władzy sił liberalno-lewicowych tego nie zmieni, ponieważ Berlin ponownie, chociaż nie musi być tak zawsze, postawił na współpracę z Waszyngtonem. Jagiellońskie złudzenia pozostały jedynie złudzeniami, czym były od samego początku. Jak w tej sytuacji wygląda położenie Polski?

Jeszcze do niedawna wydawało się, że w rezultacie wojny w Ukrainie ukształtuje się następująca hierarchia geopolityczna: Waszyngton–Berlin–Kijów–Warszawa. Najbardziej niekorzystnym dla nas byłaby nie tyle zależność od Berlina, dość oczywista w sensie gospodarczym, ile dalsze bycie sługą narodu ukraińskiego, przywołując znane słowa rzecznika MSZ Łukasza Jasiny. W momencie, gdy Kijów wybrał Niemcy jako głównego partnera europejskiego, wydaje się, że ta groźba jest już nieaktualna, aczkolwiek kierownictwo PiS chyba o niczym innym nie marzy, jak o powrocie do poprzedniego stanu rzeczy w obszarze stosunków polsko-ukraińskich. Zdecydowanie nie jest to w interesie Warszawy, bo wciągałoby to nas w konflikty na Wschodzie, które nie muszą być naszymi. Królestwo Polskie w ramach państwa polsko-litewskiego dało się zaprząc Wielkiemu Księstwu Litewskiemu w liczne wojny z Moskwą, co było jednym z czynników prowadzących pod koniec XVIII wieku do rozbiorów. Nie powtarzajmy tego.

Stany Zjednoczone w trakcie trwającej wojny nad Dnieprem udowodniły, że nie są jeszcze – w sensie geopolitycznym – zdechłym psem, jak po panicznej ewakuacji z Kabulu w 2021 r. można było sądzić; póki co nie dopuszczą do zaprzepaszczenia swojego potrójnego zwycięstwa: w 1918 r. w I wojnie światowej, w 1945 r. w II wojnie światowej i w 1991 r. w zimnej wojnie. Ale czy z tego wynika, że Polska może być jedynie pasem transmisyjnym polityki amerykańskiej, bez jakiegoś zakresu własnej podmiotowości? Czy nie jesteśmy w stanie sformułować takiej polityki wobec Niemiec, która gwarantowałaby nam realizację własnych interesów, jak również prowadzić na swoich warunkach Ostpolitik uwzględniającą realia panujące na Wschodzie?

Polska i Niemcy

Żeby była możliwa jakakolwiek polska polityka, musimy się przeciwstawić próbie federalizacji UE forsowanej głównie przez Niemcy, acz i Francja opowiada się za tego rodzaju rozwiązaniem. Bez dalszego istnienia państwa polskiego, a nie rodzaju unijnego protektoratu, nie da się uprawiać żadnej polityki. Musimy utrzymać własne państwo – nawet z tym ograniczonym zakresem suwerenności, jakie obecnie ono posiada.

Odebranie państwom narodowym w ramach UE możliwości prowadzenia polityki zagranicznej, posiadania armii, dalsze ograniczenia wobec kształtowania polityki gospodarczej, a także zgoda na ujednolicanie stawek podatkowych i ustanawianie kolejnych unijnych podatków muszą sprawić, że Polska stanie się czymś w rodzaju Protektoratu Czech i Moraw, jaki Niemcy wykreowali po ostatecznym rozbiciu Czechosłowacji w marcu 1939 r. Za wszelką cenę należy tego uniknąć, nawet rozważając wyjście Polski z UE. W takiej sytuacji konieczne byłoby podjęcie negocjacji w sprawie dostępu do wspólnego rynku w ramach Europejskiego Obszaru Gospodarczego na wzór Wielkiej Brytanii, Norwegii i Islandii oraz utrzymanie możliwości korzystania z poruszania się bezwizowego po Europie w ramach strefy Schengen. I na takich właśnie zasadach należy oprzeć politykę Polski wobec Niemiec. Jedynie wtedy słowa Romana Dmowskiego sprzed I wojny światowej staną się bezprzedmiotowe.

Nadal dysponując państwem, a nie rodzajem protektoratu w ramach sfederalizowanej UE, będziemy mogli przystąpić do sformułowania własnej Ostpolitik. Jest oczywiste, że powinniśmy prowadzić wymianę gospodarczą ze wszystkimi państwami, jakie znajdują się na Wschodzie, a także dbać o położenie naszej mniejszości na tamtych terenach. Ponadto bezwzględnie konieczne byłoby wsparcie dla istnienia możliwie niezależnej Białorusi, kto by nie sprawował władzy w Mińsku. Powinniśmy się przychylnie odnosić do wszelkich dążeń Białorusi mających na celu poluzowanie istniejących zależności od Moskwy. Jeśli chodzi o Ukrainę, naprawdę powinno nas interesować jedynie to, aby to państwo zachowało niezależność od Rosji – bez względu na to, jak ostatecznie będą ukształtowane granice między Kijowem a Moskwą. I wreszcie w przypadku Rosji to obecność Polski w NATO i wzmacnianie własnych sił zbrojnych są wystarczającymi gwarancjami bezpieczeństwa i powinny zapewnić nam powodzenie w momencie ewentualnego konfliktu zbrojnego.

Tak ukształtowane zasady Ostpolitik sprawiłyby, że nareszcie wyszlibyśmy ze stanu „choroby na Moskala”, toczącej politykę polską co najmniej od konfederacji barskiej (1768–1772), i towarzyszących temu negatywnych konsekwencji.

W efekcie Polska, funkcjonując w ramach Zachodu skonsolidowanego wokół USA, nie byłaby jedynie skazana na bycie prostym pasem transmisyjnym amerykańskiej polityki. Nie da się jednak tego osiągnąć, jeśli w ramach sfederalizowanej UE zepchnięta zostanie do poziomu unijnego protektoratu, tracąc tym samym własne państwo. Dzięki jego dalszemu istnieniu byłoby możliwe utrzymanie podmiotowości wobec Niemiec i bycie zdolnym do prowadzenia własnej Ostpolitik.

Dr hab. Lech Mażewski jest prawnikiem i ustrojoznawcą. W latach 1991–1993 z listy Kongresu Liberalno-Demokratycznego sprawował mandat posła. W trakcie kadencji odszedł z KLD, przechodząc do Partii Konserwatywnej. Po 1993 r. wycofał się z działalności partyjnej. Autor publikacji m.in. w „Myśli Polskiej”, „Przeglądzie”, „Dziś”

Poglądy wyrażane przez autorów goszczących na łamach „Opinii” nie zawsze odzwierciedlają stanowisko „Rzeczpospolitej”

mat. pras.

Efektem wojny rosyjsko-ukraińskiej i wysiłków na rzecz federalizacji Unii Europejskiej będzie ukształtowanie nowej sytuacji geopolitycznej na kontynencie. Jakie miejsce zajmie tu Polska? Jak będzie wyglądała nowa geopolityczna hierarchia? Co należy uczynić, żeby wywalczyć dla nas lepsze miejsce?

Opcja kontynentalna

Pozostało 98% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Renaud Girard: Polska - czwarta siła w Europie
Opinie polityczno - społeczne
Kazimierz Groblewski: Igrzyska w Polsce – podrzucajmy własne marzenia wrogom, a nie dzieciom
Opinie polityczno - społeczne
Warzecha: Warto nie ulegać emocjonalnym narracjom i zaufać nauce
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Polityka hieny ma się dobrze
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Opinie polityczno - społeczne
Migalski: Prezydencko-partyjne trzęsienie ziemi