Kilka dni temu w mediach społecznościowych obóz Mateusza Morawieckiego uruchomił kampanię urabiania opinii publicznej w sprawie umowy z Komisją Europejską dotyczącej KPO. A ściśle rzecz biorąc: jednej transzy. Trzeba bowiem pamiętać – z czego zapewne niewiele osób zdaje sobie sprawę – że KPO to 18 transz, połowa w postaci kredytu, więc wypełnienie warunków dotyczących sądownictwa odblokuje nam tylko kilka miliardów euro, a nie całość. Żeby otrzymać kolejne transze, Polska będzie musiała spełniać kolejne warunki, niektóre bardzo dla obywateli uciążliwe, które – jak niedawno stwierdził pan prezydent – nie wiadomo właściwie, kto i jak negocjował.
Kampanię na rzecz akceptacji porozumienia z KE ewidentnie sformatowali etatowi piarowcy. To było widać: we wszystkich wpisach pojawiały się te same sformułowania i argumenty, niektóre zresztą z gruntu absurdalne. Na przykład według minister finansów Magdaleny Rzeczkowskiej pieniądze z KPO mają nam zagwarantować „skok cywilizacyjny”. Doprawdy, świadczyłoby to fatalnie o polskim państwie, gdybyśmy do „skoku cywilizacyjnego” w roku 2023, po blisko ośmiu latach rządów PiS, potrzebowali trochę ponad 100 mld zł (tak zwanych bezzwrotnych), w dodatku znaczonych, czyli obowiązkowo wydawanych głównie na różne aspekty polityki klimatycznej, a nie na to, co naprawdę jest państwu potrzebne. A więc na przykład nie na armię, jak próbował przekonywać (nie wprost, ale taki był sens) szef rządu.
Najbardziej przygnębiające jest jednak coś innego. Kto zadał sobie trud i przeczytał ustawę, którą w ramach domniemanego porozumienia z KE dostarczył do Sejmu minister Szynkowski vel Sęk, ten zrozumie, że jej uchwalenie byłoby katastrofą dla polskiego wymiaru sprawiedliwości. Nie ma tu znaczenia, co sądzimy o działaniach Zbigniewa Ziobry czy o tym, kto pierwotnie zawinił i spowodował, że sądownictwo jest w rozsypce. Jesteśmy, gdzie jesteśmy, i przyjęcie rozwiązań, które za znakomity kompromis uznaje obóz Morawieckiego, oznaczałoby katastrofę.
Czytaj więcej
Miliardy z KPO bardzo by się polskiej gospodarce przydały. I fakt, że dyskusja na temat ustawy, która może odblokować te środki, toczy się głównie w mediach społecznościowych, zupełnie nie licuje z powagą sytuacji.
Nie chodzi o to, żeby w tym sporze wspierać Solidarną Polskę. Ambicje jej polityków nie są tutaj ważne. Ważne jest, że w wyniku proponowanych zmian w dramatycznej sytuacji znaleźliby się polscy obywatele, zmuszeni do korzystania z wymiaru sprawiedliwości. W tym przedsiębiorcy, dla których pewność orzeczeń sądowych i ich niepodważalność decyduje o możliwości prowadzenia interesów.