Umknął nam moment, w którym do tego doszło. A teraz już przyzwyczailiśmy się na tyle, że nikogo specjalnie to nie dziwi. I tak niektórzy dziennikarze sportowi zajęli pozycję na szczycie medialnej hierarchii całkiem niepostrzeżenie. Sami o sobie twierdząc, że poza sportem nie za bardzo się na czymkolwiek znają, co nie przeszkadza im wypowiadać się z autorytatywną pewnością siebie na wszelkie możliwe tematy. A tłumom ich widzów i followersów podążać wiernie w ślad za każdą wygłoszoną przez nich opinią. To musiało się tak skończyć.
To właśnie dziennikarze sportowi są dziś najlepiej predysponowani do odegrania roli guru, influencerów czy jakkolwiek byśmy ich nazwali. W czasach „starego dziennikarstwa”, czyli jeszcze jakąś dekadę temu, przeszli najlepszą możliwą szkołę. Uczyli się nie tyle ustalać fakty, co wyczuwać emocje. Miejsce, stan, natężenie, jakie za chwilę przybiorą. Ich wpływowość mierzona była tym właśnie czynnikiem – nazwaniem, ubraniem w słowa artykułu czy felietonu nastroju, który właśnie zaczynał wzbierać wśród kibiców. Albo też z drugiej strony – tworzeniem narracji w zależności od potrzeby chwili. Pisaniem dwóch artykułów przed finałem danych rozgrywek, w każdym z nich wywodząc logicznie i uzasadniając przyczyny zwycięstwa właśnie tej drużyny. Tyle że jeden z nich miał nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Fakty nie mogą stać na drodze dobrej opowieści. A tym bardziej – emocji tłumów.
Podstawowa zmiana, jaka zaszła w świecie mediów, polega na wypłaszczeniu ich topografii. Wiele domów medialnych, wielkich koncernów, wieloosobowych redakcji, tych „strażników hierarchii”, przestało odgrywać swoją rolę. Informacje nie zawsze muszą już pokonywać wzniesienia weryfikacji, przechodzić przez filtry pojedynczych decyzji, żeby spaść wodospadem na głowy odbiorców. W otwartej przestrzeni mediów społecznościowych publikować może każdy. Ale zauważony, naprawdę wpływowy stanie się tylko ten, kto pierwszy poczuje, skąd wieje wiatr zbiorowych emocji, lęków i nadziei. To zasada, która obowiązuje zresztą nie tylko w dziennikarstwie, ale również w świecie biznesu. „Sukces gracza wirtualnym kapitałem polega na takim zjednoczeniu się z żywiołem, by stawiać mu możliwie mały opór; by być jego jak doskonalszym przekaźnikiem” – pisał w książce „Po piśmie” Jacek Dukaj. Jest się więc tym bardziej wpływowym, w im większym stopniu ulega się wpływom. W świecie pozbawionym hierarchii właśnie tu znajduje się jej szczyt.