Stanowisko Solidarnej Polski w sprawach relacji z Unią Europejską można porównać do zachowania kogoś, kto podlewa stodołę benzyną, rzuca zapałkę i z satysfakcją obwieszcza: „A nie mówiłem? Ostrzegałem, nie chcieliście mnie słuchać, a teraz patrzcie, miałem rację”. Solidarna Polska najpierw kategorycznie żąda od większego PiS wetowania bądź zrywania negocjacji z Brukselą, ostrzegając, że dojdzie do konfliktu. Następnie zaś robi wszystko, by do tego konfliktu doszło, a gdy już sytuacja eskaluje, politycy SP wychodzą i oświadczają, że przecież ostrzegali, że mieli rację, że trzeba było ich słuchać, że Bruksela ma wobec naszego kraju złe intencje, o czym oni mówili od początku, i do żadnego kompromisu nie dojdzie.
Kto tu cierpi?
Przy okazji wykorzystują zgiełk, jaki towarzyszy debacie publicznej, i wierzą w to, że nikt nie będzie sprawdzać szczegółowo, jak jest naprawdę, i uda się przy okazji ugrać kilka politycznych punktów. Tyle tylko, że cierpi na tym nie tyle większy koalicjant – który zresztą sam się w swej europejskiej polityce często gubi – ile polskie interesy. Tak było de facto od 2015 roku, gdy partia Zbigniew Ziobry przekonywała, że „reforma sądownictwa” nie udała się, bo PiS postanowił iść na ustępstwa. Tak też było ostatnio z powodu zamrożenia unijnych pieniędzy dla Polski.
Zbigniew Ziobro przekonywał, że „reforma sądownictwa” nie udała się, bo PiS idzie na ustępstwa. To samo mówił, gdy KE zamroziła KPO
Przypomnijmy, że jesienią 2020 r. SP domagała się od premiera Mateusza Morawieckiego weta wobec unijnego budżetu z powodu dołączonego do niego mechanizmu „pieniądze za praworządność”. Ziobro w liście do Morawieckiego pisał, że przyjęcie takiej zasady ograniczałoby suwerenność Polski, a także demokratyczny wybór Polaków.
Mechanizm nie podobał się Polsce i Węgrom, które groziły wetem, więc dostały w odpowiedzi zapewnienia, że mechanizm ten nie będzie zastępował artykułu 7 unijnego traktatu, który mówi o procedurze stwierdzenia naruszenia praworządności przez kraj członkowski, łącznie z zawieszeniem jego prawa głosu i sankcji. Na szczycie 10 grudnia 2020 r. wynegocjowano więc dwa ustępstwa. Pierwsze mówiło, że zasada nie będzie stosowana do momentu, aż wypowie się na jego temat Trybunał Sprawiedliwości UE. I dziś, we środę 16 lutego TSUE ma ogłosić wyrok w tej sprawie na wniosek Polski i Węgier.