Jeszcze w początkach XXI w. ustawy były pisane w rządzie i parlamencie, istniały prawdziwe inicjatywy poselskie, odbywały się debaty. Teraz liczy się arytmetyka i przekaz z centrali. Przekaz – dodajmy – często wysyłany SMS-em przez urzędnika niskiego rangą, ale za to posiadającego ucho aktualnie panującego prezesa, do urzędnika, który posiada własne, nadane konstytucją kompetencje, ale z nich nie korzysta, bo wie, że w partyjnej machinie jest tylko trybikiem. Taki np. Sławomir Nowak potrafił zdjąć ustawę z obrad SMS-em do marszałka Sejmu. A skoro mógł, to korzystał.
Do tego dochodzi zazwyczaj główny cel ustawy, czyli zwiększenie kompetencji państwa, i w ten sposób powstaje legislacyjny Trójkąt Bermudzki, w którym ginie zdrowy rozsądek, inicjatywa i wolność obywatelska.
Dochodzi też mój ulubiony proceder, czyli niewydawanie zarządzeń wykonawczych do ustawy. Wtedy działają wszystkie zakazy z ustawy, no bo prawo jest uchwalone i obowiązuje, a nie działają żadne ułatwienia – bo one wymagają wydania przez właściwego ministra zarządzeń wykonawczych, a wokół tych toczy się drugi poziom walki lobbystów.
Miałem zaszczyt poznać śp. Janusza Kochanowskiego w czasach, gdy był rzecznikiem praw obywatelskich. Planował wprowadzenie kilku rozwiązań systemowych, które chroniłyby nas, wszystkich obywateli, przed radosną twórczością lobbystów, legislatorów i polityków. Oto trzy z nich:
1. W trzy lata po wejściu w życie ustawy rząd zobowiązany byłby przedstawić obywatelom i Sejmowi skutki regulacji. Teraz rząd przedstawia Sejmowi PLANOWANE skutki regulacji, ale nikt już nigdy nie bada, czy cele zostały osiągnięte, czy też przeciwnie – wybudowano kolejne utrudnienia, wymagające kolejnej ustawy.
2. W trzy lata po wejściu w życie ustawy z mocy prawa wygasałyby przepisy martwe, tj. takie, do których nie wydano przepisów wykonawczych.
Ten punkt był szczególnie ważny i rewolucyjny, bo likwidował zakazy ustawowe w tych sferach, w których rząd nie wydał przepisów pozwalających działać obywatelom pozytywnie bądź likwidował fikcyjne narzędzia kontroli, które rząd wprowadzał np. pod przymusem Unii Europejskiej, a potem zostawiał jako martwe.
3. Rząd musiałby co roku przedstawić raport z niewykonanych przepisów prawa, w tym niewdrożonych dyrektyw europejskich.
Wreszcie RPO planował szeroką edukację prawną obywateli. Każdy młody człowiek wraz z dowodem miał dostawać niezbędnik prawny obywatela w formie cyfrowej, w którym łatwo mógłby znaleźć przepisy dotyczące codziennych kłopotów, od postępowania w kwestii otrzymanych mandatów, przez prawa alimentacyjne, aż po uprawnienia płynące wprost z Konstytucji RP.
Ówczesny szef MSWiA z partii – nomen omen – Platforma Obywatelska nie był jednak zainteresowany. Wtedy śp. Janusz Kochanowski poprosił mnie, by zainteresować tym prezesa TVP. A kto to będzie oglądał? – zapytał prezes telewizji rzekomo publicznej i sprawa zdechła.
Janusz Kochanowski zginął w Smoleńsku. Może obecny rzecznik praw obywatelskich zainteresuje się tymi pomysłami. Bo obywatelom można pomóc nie tylko indywidualnie, ale też systemowo.