Pytam o broń przeciwpancerną. Okazuje się, że spośród broni ofensywnych, tej brakuje najbardziej. A przecież, jak mi wyjaśniają, z każdym „Białym Transportem" przybywa w Ługańsku i Doniecku czołgów, transporterów i wszelkiego potrzebnego ciężkiego sprzętu, amunicji. - Jeśli to wszystko ruszy, będzie masakra naszych ludzi. Chyba, że nam pomożecie – mówią Ukraińcy.
Pytam, co zrobią, jeśli pomocy nie będzie? Jak, czym chcą zatrzymać czołgi? Odpowiedź dobrze świadczy o ich żołnierskim fachu, determinacji i stalowych nerwach. - Zginie nas dużo, ale zatrzymamy ich kałachami i granatami. Pan przecież z desantu, więc wie - mówią, patrząc mi w oczy. - Co jest wart czołg bez osłony piechoty? – dodają. Wiem, to trumna dla załogi. Choćbym został sam jeden przeciw nim, to załoga w czołgu bez własnej piechoty musi mnie prosić o łaskę życia.
Pytam, czego jeszcze potrzebują, aby wygrać tę wojnę? - Dobrej koordynacji działań. To oznacza po prostu, że potrzebny jest sztab wolny od moskiewskiej agentury. Pomóżcie nam go stworzyć, a w cztery sześć tygodni Ługańsk i Donieck będzie wolny – odpowiadają. To oczywiście możliwe. Możliwa jest pomoc w budowie sztabu. Mamy odpowiednich ludzi. Cenią nas za sztabowe umiejętności i w NATO i w armii amerykańskiej. Ukraińcy to wiedzą.
Czym zatem jest bierność polskiego rządu, polskiej armii? Czy tylko brakiem wyobraźni, polityczną ignorancją, decyzyjną impotencją? Tak, czy inaczej, to polityczny błąd. Błąd krwawy, bo kolejne godziny przynoszą wieści o kolejnych ofiarach. Od czasów PRL pierwszy raz tak bardzo wstyd mi za moje państwo.
Przyzwoita oferta
Po stronie ukraińskiej widzę to, co decyduje o ostatecznym zwycięstwie. Determinację podbudowaną spokojem, umiłowanie Ukrainy jako ojczyzny, wolę walki górującą nad strachem, żołnierską wiedzę i umiejętności zdobyte w dotychczasowej walce. Po przeciwnej stronie, formacje najemników lubiących awanturnicze życie, młodzi rosyjscy żołnierze kierowani na niezrozumiałą dla nich wojnę i separatyści, którzy chcą wyjść spod władzy „Kijowa" uważanego za siedlisko skorumpowanego i zdeprawowanego establishmentu i poddać się władztwu „Moskwy". My w Polsce o tym syndromie mówimy: „Zamienił stryjek siekierkę na kijek". Moskiewski „kijek" już pognał część prorosyjskich uchodźców do zasiedlania Syberii. Sen o życiu w pięknej Moskwie i jeszcze piękniejszym Petersburgu skończył się. Przebudzenie zamienia się w szok.
W starciu takich oczekiwań i motywacji obu stron, wynik jest przesądzony. Ukraińcy tę wojnę wygrają. Od nas, sąsiadów, zależy dziś to, ile w tej wojnie będzie łez, krwi, potu i ofiar. Niestety, odpowiedź polskich władz na ukraińskie wezwanie o pomoc razi cynizmem i polityczną nieodpowiedzialnością. Cyniczne aż do okrucieństwa są słowa: „Niech poproszą", „Nie prosili o pomoc", „Niech kupują", „Mogą przecież kupować". Znam historię i atmosferę polsko/ukraińskich relacji z esejów Giedroycia i Mieroszewskiego, z pisarstwa Jana Józefa Lipskiego, z książek Daniela Beauvois, więc ja, będąc Ukraińcem, bym nie poprosił. W tym: „Niech poproszą" zawiera się cała esencja feudalnej tradycji w naszej kulturze, w naszej dyplomacji, w naszej polityce wewnętrznej i zagranicznej. Równie cyniczne jest mówienie o możliwości „zakupu".
Kto nie zetknął się z procedurami udzielania zgody na zakup i wywóz sprzętu wojskowego, ten nie wie, o czym mowa. Znamy jednak naszą biurokrację w innych sferach. Możemy pomnożyć problemy przez 10 i będziemy mieli przybliżone wyobrażenie, czym jest „zachęta: mogą kupować".
Jeśli chcemy mieć wyobrażenie, czym jest przyzwoita oferta pomocy wojskowej, to wystarczy sprawdzić, jak to zrobiła Polska pod rządami Józefa Piłsudskiego. Była to pomoc udzielana przez kraj i naród, który dopiero powstawał do niepodległego bytu. Dzisiaj jesteśmy w stokroć lepszej sytuacji. Dla tego nie znajduję żadnego usprawiedliwienia dla obecnej postawy polskiego rządu.
Autor jest politykiem lewicy. Współzałożyciel Komitetu Obywatelskiego Solidarności z Ukrainą. Pracuje m.in. jako wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim. W czasach PRL był działaczem opozycji demokratycznej, jednym z liderów „Solidarności"