Państwo dobrobytu czy państwo iluzji?

Wizja hojnego państwa opiekuńczego przy zrównoważonym budżecie jest oparta na fikcji. Projekt ustawy budżetowej na 2020 r. jest nieważny, jeszcze zanim przyjął go Sejm.

Publikacja: 10.10.2019 21:00

Państwo dobrobytu czy państwo iluzji?

Foto: Adobe Stock

Głównym tematem dyskusji w świecie polityki i gospodarki stał się w ostatnich tygodniach tzw. hat trick Kaczyńskiego – ogłoszony 7 września w Lublinie plan zdecydowanego podniesienia płacy minimalnej do 3 tys. zł w 2020 r. i 4 tys. zł w 2023, wprowadzenia nie tylko 13., ale i 14. emerytury, a także podniesienie dopłat dla rolników. Wszystko to przy zapowiedzianym wcześniej zrównoważonym budżecie.

Prezes PiS nazwał tę wizję „polską wersją państwa dobrobytu". Z kolei premier Mateusz Morawiecki w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" 23 września deklarował, że rząd tworzy dla „przedsiębiorców najlepsze możliwe warunki rozwoju", a w najnowszych pomysłach wzoruje się na bogatych krajach Zachodu. Problem w tym, że ma to tyle wspólnego z najefektywniejszymi państwami dobrobytu, co świnka morska z morzem.

Po pierwsze, wizja hojnego państwa opiekuńczego przy zrównoważonym przyszłorocznym budżecie jest oparta na fikcji. Mitem jest planowana na przyszły rok polska wersja schwarze Null. W 2020 r. deficyt całego sektora finansów publicznych ma wynosić ok. 0,3 proc. Za niezły wynik budżetowy odpowiadać będą dochody jednorazowe – opłata przekształceniowa związana z likwidacją OFE oraz aukcja częstotliwości 5G. Planowany przyszłoroczny budżet nie zakłada też planowanej 13. emerytury (ok. 10 mld zł), której utrzymanie premier Morawiecki obiecał. Obiecane pieniądze dla rolników zależą zaś od przelewów z UE.

To świadczy o absurdalnie niepoważnym podejściu PiS do polityki fiskalnej – jako broń propagandowa wykorzystano projekt jednego z najważniejszych aktów prawnych uchwalanych w ciągu roku. Projekt budżetu na 2020 r. jest nieważny jeszcze przed jego przyjęciem przez Sejm.

Polityka budżetowa PiS to cios w samorządy: „dokręcanie śruby" VAT i ograniczenie dochodów z PIT i CIT jest bolesnym uderzeniem w dochody „małych ojczyzn". W rezultacie kolejne miasta ogłaszają zatrzymanie inwestycji. W moim rodzinnym Krakowie wpływy do budżetu będą w tym roku niższe o 58 mln zł, a za rok – aż o 200 mln zł. Oznacza to mniej wyremontowanych dróg, placów zabaw, przedszkoli, nowych tramwajów i autobusów – wszystkiego, czego do życia potrzebuje nowoczesny mieszczanin.

Szkodliwe zniesienie 30-krotności

Fikcyjny budżet to tylko jeden z wielu problemów związanych w pomysłami gospodarczymi PiS. Bardziej niebezpieczny jest plan zniesienia tzw. 30-krotności, limitu składek na Fundusz Ubezpieczeń Społeczny płaconych przez zarabiających najwięcej. To esencja złej polityki gospodarczej: krótkoterminowe zwiększenie dochodów sektora finansów publicznych w zamian za długookresowe zwiększenie wydatków. Zgodnie z mechanizmem działania polskiego systemu emerytalnego wysokie składki płacone dziś FUS oznaczać będą w przyszłości wysokie emerytury otrzymywane przez tych emerytów. Zniesienie 30-krotności to de facto ponad 50-proc. klin podatkowo-składkowy płacony przez najlepiej wykwalifikowanych i najbardziej produktywnych pracowników.

Nietrudno zauważyć, że stoi to w sprzeczności z rządowymi planami budowy innowacyjnej gospodarki opartej na branżach z wysoką wartością dodaną. W najlepszym wypadku będzie to oznaczać wypchnięcie wysoko wyspecjalizowanych pracowników na fikcyjne jednoosobowe działalności gospodarcze, a w najgorszym – przeniesienie ich miejsc pracy do innych krajów.

To cios także dla Krakowa, krajowego lidera usług biznesowych. Czy rząd chce, by międzynarodowe korporacje lokowały w Polsce swoje bardziej zaawansowane działy (a więc takie, gdzie płace są wyższe, a możliwości rozwoju zawodowego – lepsze)? Najmocniejszym dowodem szkodliwości zniesienia 30-krotności jest fakt, że propozycji tej przeciwstawia się zarówno 55 organizacji pracodawców, jak i NSZZ Solidarność.

Wątpliwym pomysłem jest 13. i 14. emerytura. Wbrew stereotypowi emeryci nie są najbiedniejszą grupą Polaków – ich dochód rozporządzalny per capita jest większy od średniej w całej populacji i niższe są wskaźniki ubóstwa. Polskim seniorom (i nie tylko) bardziej potrzebna jest dobrze dofinansowana i sprawnie działająca służba zdrowia. Pieniądze przeznaczone na trzynastki w 2020 r. i na obie dodatkowe emerytury w 2021 pozwoliłyby przeznaczyć na ochronę zdrowia 5,5 proc. PKB w 2020 r., a 6 proc. PKB w 2021. To wyprzedzałoby obietnice złożone lekarzom przez min. Szumowskiego. Tymczasem z braku pieniędzy przestają działać kolejne szpitale. Właśnie rozgrywa się dramat krakowskiego Centrum Onkologii – z pracy odchodzą lub zwalniani są kolejni wybitni lekarze. W Polsce nowotwory odbierają życie ok. 100 tys. osób rocznie.

Ryzykowne są też plany radykalnego podniesienia płacy minimalnej do 3000 zł brutto w 2021 r. i 4000 w 2023. To eksperyment na skalę nieznaną w świecie. W 2023 r. płaca minimalna wynosić ma 63 proc. średniej krajowej, najwięcej w OECD (zarabiać ją będzie ok. 30 proc. pracujących). Przeskoczymy Francję, gdzie wskaźnik ten wynosi 50 proc. Premier Morawiecki utrzymuje, że to pomoże budować w Polsce klasę średnią.

Przykład Węgier, gdzie również doszło do gwałtownej podwyżki płacy, jest bardzo niepokojący: ok. 10 proc. ją zarabiających straciło zatrudnienie. O nawet 11 proc. wzrosły ceny w firmach, które zostały szczególnie dotknięte tą zmianą, 75 proc. kosztów zostało przerzuconych na konsumentów. Trudno przypuszczać, by w Polsce miało być inaczej i rządowi udało się zadekretować powstanie nowej klasy średniej. Wręcz przeciwnie, już istniejąca klasa średnia, m.in. mali przedsiębiorcy, zapłaci za to najwięcej. Warto dodać, że podwyżki nie obejmują sfery budżetowej.

Kurioza i ponure żarty

Pomysły gospodarcze PiS można zinterpretować jako przyznanie się do winy. Partia Kaczyńskiego zdała sobie wreszcie sprawę, że nie jest w stanie prowadzić zaawansowanej polityki publicznej. Próby zmian w sądownictwie, edukacji czy ochronie zdrowia skończyły się kompromitacją i chaosem. Program „Mieszkanie+" okazał się klapą – z 100 tys. zapowiadanych lokali oddano do użytku lub jest w budowie ledwie 1,7 tys.

Kuriozalna symbolem polityki gospodarczej PiS stała się stępka ze Szczecina – po iście barejowskiej inauguracji budowy „polskiego promu" nie wykonano żadnych prac. Zapowiedź miliona elektrycznych aut na polskich drogach można traktować w kategoriach ponurego żartu.

PiS uświadomił sobie, że opierając politykę państwa nie na „podejrzanych" fachowcach, ale na biernych i niekompetentnych lojalistach, może zaoferować Polakom tylko pieniądze do ręki, finansowane przez nich samych lub przez polskich przedsiębiorców. To nie jest państwo dobrobytu, ale państwo iluzji.

Zapowiadane zmiany obnażają mechanizm podejmowania decyzji w państwie PiS. Do historii przejdzie scena, gdy minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz z rozbrajającą szczerością przyznała w TVN24, że daleko idące zmiany w ogóle nie zostały z nią przedyskutowane. Nie były też konsultowane z partnerami społecznymi – przedsiębiorcami i związkami. Bezmyślne pomysły z Nowogrodzkiej trafiają do Sejmu i są przyjmowane bez dyskusji jako projekty poselskie.

Światełkiem w tunelu jest jedynie niezłomna postawa ministra Gowina, który miał zapowiedzieć dymisję w razie kolejnych szkodzących przedsiębiorczości decyzji kierownictwa PiS. Powinniśmy cieszyć się, że mamy tak honorowego i słownego ministra.

Autor jest przedsiębiorcą, posłem Sejmu ósmej kadencji, wiceprzewodniczącym Nowoczesnej.

Głównym tematem dyskusji w świecie polityki i gospodarki stał się w ostatnich tygodniach tzw. hat trick Kaczyńskiego – ogłoszony 7 września w Lublinie plan zdecydowanego podniesienia płacy minimalnej do 3 tys. zł w 2020 r. i 4 tys. zł w 2023, wprowadzenia nie tylko 13., ale i 14. emerytury, a także podniesienie dopłat dla rolników. Wszystko to przy zapowiedzianym wcześniej zrównoważonym budżecie.

Prezes PiS nazwał tę wizję „polską wersją państwa dobrobytu". Z kolei premier Mateusz Morawiecki w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" 23 września deklarował, że rząd tworzy dla „przedsiębiorców najlepsze możliwe warunki rozwoju", a w najnowszych pomysłach wzoruje się na bogatych krajach Zachodu. Problem w tym, że ma to tyle wspólnego z najefektywniejszymi państwami dobrobytu, co świnka morska z morzem.

Pozostało 89% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację