W swym polemicznym artykule do mojego tekstu Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu, nie zauważył, że skończyła się kampania wyborcza i można już oceniać pozytywnie i doceniać działania organów państwa w sferze społecznych programów osłonowych, ratowania gospodarki, w szczególności nowe działania zwiększające jej odporność, szybko podjęte przez NBP, a stabilizujące rynki.
NBP ma ustawowy obowiązek wspierania polityki gospodarczej Rządu, o ile nie ogranicza to podstawowego celu NBP jakim jest utrzymanie stabilnego poziomu cen. Wspiera ją, dostarczając płynności w celu uruchomienia wydatków na ratowanie miejsc pracy i przedsiębiorstw. Oczywiście powoduje to wzrost podaży pieniądza, zadłużenie Skarbu Państwa, PFR i BGK. Wzrost podaży pieniądza jest nie jest polską specyfiką, ale fenomenem ogólnoświatowym. Trudno czynić z tego powodu zarzut NBP, chyba że autor krytyki ma lepsze propozycje. Oczywiście wprowadzenie długu do sumy bilansowej NBP nie może nikogo zachwycać, ale skupione aktywa stanowią u nas jedynie ok. 20 proc. wszystkich aktywów. To naprawdę niewiele, gdyż w strefie euro stanowią one ponad połowę, w USA i Japonii dużo więcej.
Pan Jankowiak zdaje się zapominać, że świat, w tym Polska, przeżywa od miesięcy dramatyczny okres kryzysu zdrowotnego i ekonomicznego, a niepewność dotycząca dalszego przebiegu Pandemii utrzymuje się nadal i negatywnie rzutuje ona na decyzje inwestycyjne przedsiębiorstw oraz zachowania konsumentów. Trwa więc szok gospodarczy, zamrażanie i odmrażanie gospodarek, powodujące recesje - płytsze w niektórych gospodarkach i dewastujące inne. Prowadzą one siłą rzeczy do znaczącego pogorszenia wyniku sektora instytucji rządowych i samorządowych oraz wzrostu zadłużenia publicznego. Wszystko więc jest wyjątkowe nie tylko w Polsce i wyjątkowe muszą być nowe instrumenty Państwa nakierowane nie tylko na powstrzymanie epidemii, ale ochronę miejsc pracy i wynagrodzeń pracowników dotkniętych skutkami epidemii koronawirusa. Takim środkiem jest wsparcie płynnościowe dla firm i branż.
Kraje rozwijające się, w tym Polska są nadal dobrze oceniane w zakresie tych działań stymulacyjnych i to nie tylko „marginalnie przez jeden artykuł w Financial Times”, czy „grzecznościowo” przez szefową MFW. Na podstawie dostępnych wskaźników makroekonomicznych Polska kwalifikowana jest w 2020 r. do grupy „Best in class” lub „Top-performing emerging economies” (por. ostatnio w „The Economist”). Decyzje podejmowane przez Polskę i jej władze w sferze gospodarki i polityki pieniężnej uznawane są powszechnie za skuteczne, w tym jako sprawne, wysoko oceniane jest uruchomienie po raz pierwszy wielkiej i trudnej akcji skupu aktywów, czyli dostarczania płynności dla firm i konsumentów przez NBP.
Paul De Grauwe, światowej sławy ekonomista, przekonuje przy tym, że ewentualna wyższa inflacja jest ceną wartą zapłaty wobec potencjalnego kryzysu egzystencjonalnego, zaś skup jest lepszym rozwiązaniem niż armia bezrobotnych. Banki centralne według niego niepotrzebnie przy tym roztaczają parasol ochronny nad sektorem bankowym. Dlatego głosy, że NBP krzywdzi sektor bankowy, trudno traktować poważnie. Skutki zaniechania przez NBP i inne banki centralne tych aktywności byłyby gorsze, a lawina krytyki za bezczynność spadłaby na NBP. Zrozumienie tego dylematu wymaga jednak wrażliwości społecznej.