W Polsce chyba nie do końca rozumiemy znaczenie słowa suplement. To dodatek, uzupełnienie. W przypadku suplementów diety chodzi o jej uzupełnienie o niezbędne elementy, na przykład o witaminy czy minerały, których potrzebuje organizm. Często jednak suplementy diety traktowane są jak leki, coś, co je zastępuje, łatwo dostępne, w nieograniczonych ilościach. Z dostępem do lekarzy jest problem, sięgamy więc po coś, co w naszym przekonaniu może nam pomóc, bez oczekiwania w kolejkach.
W tym przekonaniu utwierdzają nas reklamy wylewające się z telewizorów, radia i internetu. Owszem, słyszymy w nich, że dany specyfik jest suplementem diety, a nie lekiem, ale jednocześnie dostajemy komunikaty, że jest nam niezbędny i rozwiąże nasze problemy ze zdrowiem. Czy tak rzeczywiście jest – często nie wiemy, tymczasem wiele specyfików nie ma dla naszego zdrowia większego znaczenia. Ba, może wręcz szkodzić, bo usprawiedliwia rezygnację z szukania niezbędnej pomocy w gabinetach lekarskich. Daje alibi: bo przecież dbamy o zdrowie, wydajemy na nie ogromne pieniądze.
Sytuacja dojrzała do tego, by suplementami diety zająć się na poważnie. Wprawdzie ich producenci kilka lat temu próbowali sami narzucić sobie pewne ograniczenia, m.in. wycofując z reklam lekarzy czy farmaceutów, ale nie jest to zbyt skrupulatnie przestrzegane. To twardy orzech do zgryzienia, bo nasza dieta często rzeczywiście wymaga uzupełnienia o witaminy, minerały czy inne elementy.
Jak więc nie wylać dziecka z kąpielą? Trzeba edukować i informować. Trąbić o negatywach suplementów. I kontrolować to, co trafia na rynek. Pieniądze potrzebne na realizację tych zadań pewnie można znaleźć u samych producentów. To jedna z tych niewielu branż, które skorzystały na pandemii. Może czas podzielić się zyskami i zainwestować przynajmniej w porządną edukację na temat zdrowego życia i żywienia?
Czytaj więcej
Szybko rosnącą w Polsce branżę suplementów czeka w tym roku spowolnienie. Mogą je dodatkowo pogłębić nowe regulacje przygotowane przez Ministerstwo Zdrowia.