Rosyjski dyktator po raz kolejny pokazuje, że gotów jest przekroczyć kolejną czerwoną linię, zdobyć się na działania niespotykane w dziejach, byleby tylko osiągnąć swoje imperialne cele w imię wyimaginowanej rzeczywistości. Ale też ostrzeliwując elektrownię jądrową wysyła w świat dwie informacje - jedną budującą atmosferę strachu i niepewności oraz drugą, która wiąże europejskie kręgi decyzyjne.
Przekaz, że Putin jest gotów dla realizacji swoich celów poświęcić dowolną liczbę ludzkich żyć, już od dawna wydawał się jasny. Odwołanie się do sfery emocji i strachu ma na celu rozbicie jedności społeczeństw zaangażowanych w pomoc Ukrainie.
Ale jest to też przekaz natury strategicznej, bezpośrednio uderzający w z trudem wypracowywane sankcje wobec Rosji. Moskwa chce pokazać, że nie ma alternatywy dla rosyjskich surowców energetycznych. Każdy obłąkany satrapa czy terrorysta może przecież próbować zaatakować obiekt jądrowy. Co wtedy zrobi Europa, gdy nie będzie miała rosyjskiego gazu i węgla?
W chwili obecnej jest to najpoważniejszy problem decyzyjny Komisji Europejskiej i Niemiec. Aby odebrać Putinowi możliwość finansowania wojny, powalić jej gospodarkę na kolana, musi znaleźć alternatywne dla rosyjskich źródła energii. Stąd nie odcięcie rosyjskich banków rozliczających transport ropy i gazu od systemu Swift - w tym Gazprombanku. Europa uzależniła się od rosyjskich surowców. Ich szybkie odcięcie jest kosztowne - nie tylko ekonomicznie, ale i społecznie. A w państwach demokratycznych to społeczeństwo daje władzę politykom.
Niemcy, które z nieznanych powodów po wydarzeniach w Fukushimie, zaczęły rezygnować z atomu, uznały, że jedyna droga to powrót do porzucanej strategii energetycznej. Strzelając do elektrowni w Zaporożu Rosjanie starając się zablokować im tą drogę. Wywołać nie tylko problem decyzyjny na poziomie decyzji strategicznych, ale i politycznych. Panika przed konsekwencjami ewentualnego sabotowania takich obiektów, może doprowadzić do oporu i protestów części społeczeństw europejskich. Tych, dla których wojna w Ukrainie jest emocjonalnym wstrząsem, który śledzą w telewizjach, internecie. I mimo ton empatii, nie chcą by wojna i jej skutki zapukały do ich drzwi. A to politycy biorą zawsze pod uwagę.