Robert Gwiazdowski: Podatek dla równych i równiejszych

Nie ma dobrych podatków – pisał Jean-Baptiste Say. Są tylko bardziej lub mniej złe. Najgorsze są podatki dochodowe. Przez wieki odrzucano pomysły ich wprowadzenia argumentując, że zebranie potrzebnych informacji o podatnikach byłoby bardzo kosztowne i stanowiłoby bezzasadne naruszenie ich prywatności.

Aktualizacja: 05.11.2017 20:32 Publikacja: 05.11.2017 18:49

Robert Gwiazdowski: Podatek dla równych i równiejszych

Foto: 123RF

Dziś podatki dochodowe uważane są za największe osiągnięcie w dziejach skarbowości. Ich znaczenie polityczne i propagandowe jest nieproporcjonalne do ekonomicznego.

Wiele osób fizycznych i prawnych podatków dochodowych nie płaci w ogóle albo płaci w wysokości symbolicznej w stosunku do uzyskiwanych przychodów. Wykorzystują do tego instrumenty międzynarodowego planowania podatkowego i tzw. raje podatkowe, czyli jurysdykcje, w których stawki podatku dochodowego są niskie lub go w ogóle nie ma.

Większość rządów prowadzi walkę z tymi podatnikami i nieuczciwą konkurencją podatkową ze strony państw, które tworzą przepisy pozwalające na obniżenie zobowiązań, by przyciągnąć do siebie podatników z krajów, w których podatki są wyższe. Kombinacja instrumentów ekonomicznych, prawnych, politycznych i policyjnych powinna przynieść efekty w tej walce. A jakoś nie przynosi.

Gdyby wszyscy płacili podatki, stawki podatkowe nie musiałyby być tak wysokie. Małych państewek, które są rajami podatkowymi, nie powinno być trudno przymusić do porzucenia stosowanych przez nie praktyk. Wystarczyłyby proste zabiegi dyplomatyczne, wsparte ewentualnie sankcjami administracyjnymi i ekonomicznymi, a w ostatecznym razie wsparcie służb specjalnych i policji. Dlaczego zatem to się nie udaje? Bo nie chodzi o to, „by złapać króliczka, ale by gonić go" – jak śpiewali Skaldowie.

Drugie dno rajów podatkowych

Podatki dochodowe od osób fizycznych nie zostaną zlikwidowane, bo służą do inwigilacji obywateli pod pretekstem zbierania informacji o ich zobowiązaniach podatkowych. Raje podatkowe nie zostaną zlikwidowane, bo działają w nich spółki zakładane przez służby specjalne różnych państw.

Niektórych operacji specjalnych nie da się przecież finansować z budżetu. Więc służby specjalne wykorzystują swoją wiedzę specjalną do prowadzenia nie tylko militarnych operacji specjalnych, ale także gospodarczych i finansowych. Najłatwiej jest to robić w raju, w którym nawet nie trzeba prowadzić księgowości – jak to w raju.

Trzeba jednak pozwolić także innym działać w ten sam sposób, bo inaczej byłoby wiadomo, że spółka z siedzibą w takim miejscu jest powiązana z jakimiś służbami specjalnymi – a przecież nie o to chodzi. Żeby nie było widać drzew, pozwolono, żeby wyrósł las.

Państwa potrzebują też narzędzi do dyskrecjonalnego traktowania wybranych przez siebie podatników – szkodzenia jednym i wspierania drugich. Koszty uzyskania przychodu w podatku dochodowym są doskonałym do tego narzędziem. Już na poziomie ustawowym można niektóre wydatki uznać za koszty podatkowe, a niektórych nie. Mało tego, te same wydatki można uznać za koszty albo nie, w zależności od tego, kto je ponosi. I na koniec jeszcze praktyka stosowania prawa – kontrolę można prowadzić u jednych podatników, a u innych jej nie prowadzić w ogóle, a jeśli się ją już prowadzi, to taki sam wydatek u jednego podatnika można uznać na koszt uzyskania przychodu, a u innego – nie.

Z opublikowanego właśnie raportu z audytu amerykańskiego urzędu podatkowego (IRS) wynika, że specjalnie wybierano organizacje wspierające niektóre inicjatywy społeczne bądź poglądy polityczne do dodatkowych „bardziej inwazyjnych" kontroli. Były one narażone na opóźnienia w zatwierdzeniu ich aplikacji o przyznanie statusu organizacji non profit, wielu z nich podczas kontroli finansowej zadawano pytania na temat poglądów politycznych.

Co ciekawe, tego typu „specjalne traktowanie" organizacji lewicowych zdarzało się znacznie rzadziej niż w przypadku organizacji uważanych za konserwatywne. Nie ulega wątpliwości, że bezprawnie używano prawa podatkowego, by represjonować podatników na podstawie ich poglądów politycznych. Z różnych kryteriów stosowanych w celu zidentyfikowania organizacji, które wymagają dodatkowej kontroli, część koncentrowała się na polityce i była podstawą przeprowadzenia dodatkowych czynności kontrolnych w wielu z przeanalizowanych przypadków. Można śmiało przyjąć, że amerykańskie organy podatkowe nie są pod tym względem wyjątkowe – tylko w Ameryce jest więcej transparentności i łatwiejszy dostęp do informacji, które mają charakter publiczny, więc tego typu skandale częściej ulegają ujawnieniu.

Ustawowy bat na nielubianych

Z tych wszystkich powodów wspierany przez coraz więcej środowisk gospodarczych pomysł wprowadzenia podatku przychodowego od spółek zamiast podatku dochodowego – także od osób fizycznych, bo większe wpływy od spółek pozwoliłyby na likwidację opodatkowania wynagrodzeń – wzbudza takie opory polityczne. Stosowane argumenty ekonomiczne i prawne przeciwko podatkowi przychodowemu są tak śmieszne, że można podejrzewać, iż są używane przez rozsądnych skądinąd ludzi właśnie dlatego, że tych prawdziwych argumentów, o których była przed chwilą mowa, użyć oni nie mogą.

Intencje ustawodawcy można dostrzec, analizując przepisy podatkowe. Pokazują one, w jaki sposób, już na poziomie legislacyjnym, próbuje się „załatwić" nielubianych konkurentów lubianych podatników.

Podatki dochodowe płaci się od dochodu, czyli od przychodu pomniejszonego o koszty jego uzyskania. Jednak tylko o te, które przez ustawodawcę i organy podatkowe oraz sądy zostaną uznane (bo są koszty, które są kosztami ekonomicznymi, ale nie są uznawane za koszty podatkowe – co wynika albo wprost z ustawy, albo z jej interpretacji). Jednocześnie przychodem są też przychody, których w sensie ekonomicznym podatnik wcale nie uzyskał.

Podatek od wierzytelności

Przychodem jest to, na co opiewa faktura, a nie to, za co podatnik otrzymał zapłatę. Państwo twierdzi, że to podatnicy ponoszą „ryzyko doboru kontrahenta". Owszem, ponoszą – jeśli kontrahent im nie zapłaci, odnotowują stratę. Ale państwo chce, żeby mu płacili nie ci, którzy oszukali, tylko ci, których oszukano.

Aby nieściągalne wierzytelności, które zostały uznane za przychód, móc uznać za koszt uzyskania tego przychodu, trzeba spełnić wiele warunków. Po pierwsze, trzeba je uznać za nieściągalne raz na zawsze i wyksięgować z ksiąg rachunkowych – co utrudnia ich dochodzenie w przyszłości. Po drugie, trzeba tę nieściągalność udokumentować – sam fakt, że dłużnik nie płaci, nie jest dla fiskusa żadnym dowodem.

Można jeszcze zaliczyć do kosztów podatkowych dokonaną na potrzeby rachunkowości aktualizację wartości wierzytelności, której nieściągalność została przynajmniej uprawdopodobniona. Zarówno odpisanie wierzytelności jako nieściągalnej, jak i dokonanie odpisu aktualizującego jej wartość dla celów uznania ich za koszty podatkowe może mieć miejsce tylko w odniesieniu do wierzytelności nieprzedawnionych. O ile jednak przedawnienie wierzytelności po jej odpisaniu nie wywołuje skutków podatkowych, o tyle przedawnienie wierzytelności, na którą dokonano odpisu aktualizacyjnego, powoduje konieczność jej ponownego zaliczenia do przychodu!

W branży produkcyjnej, handlowej czy usługowej problem stanowią niezapłacone faktury sprzedażowe towarów lub usług, bo z kolei wierzytelności dostawców, na jakie opiewają faktury zakupowe, stanowią koszt uzyskania przychodu, nawet wówczas, gdy nie zostaną zapłacone. Koszty takie pomniejszają więc dochód do opodatkowania. Problemem jest więc uznanie za koszt uzyskania przychodu takiego przychodu, którego podatnik de facto nie uzyskał, choć de iure musiał go do swoich przychodów zaliczyć.

Inaczej wygląda sytuacja w branży usług finansowych, w której podstawowym problemem są niespłacone kredyty i pożyczki. Ich udzielenie co do zasady nie stanowi kosztu uzyskania przychodu, a jednocześnie ich spłata przez kredyto- czy pożyczkobiorców nie stanowi przychodu dla kredyto- czy pożyczkodawców. Ich przychodem są odsetki i inne należności z tytułu udzielenia kredytu czy pożyczki.

W przypadku ich spłaty nie ma problemu. W razie braku spłaty problem jest, i to dużo większy niż w przypadku braku zapłaty za faktury sprzedażowe podatników działających w innych branżach. Jest to problem odwrócony: nie dotyczy de iure przychodu, którego de facto nie ma, ale kosztu w postaci udzielonego kredytu czy pożyczki, który de facto jest. Ale jako że państwa zadłużają się jak oszalałe na rynkach finansowych, to traktują instytucje finansowe na tych rynkach działające w sposób uprzywilejowany, np. pod względem możliwości uznania za koszt uzyskania przychodu wierzytelności z tytułu nieściągalnych kredytów lub pożyczek. Z tym jednak, że nie cała branża finansowa. Są równi i równiejsi.

Dla banków kosztem uzyskania przychodu jest, po pierwsze, rezerwa na ryzyko ogólne. Nie dotyczy ona konkretnych wierzytelności, ale jest wyliczana statystycznie. To trochę tak, jakby sprzedawca przysłowiowej pietruszki mógł wliczyć w koszty jakąś część kwoty należności, której statystycznie nie otrzymuje od klientów. Po drugie, banki tworzą rezerwy celowe – pokrywające już konkretne wierzytelności, których nieściągalność została uprawdopodobniona.

Ustawodawca przy tym nie wymaga uprawdopodobnienia ich nieściągalności w jakiś szczególny sposób – wystarczy, że bank utworzy na nie rezerwę i już ma koszt podatkowy. Po trzecie, banki mogą dokonywać transakcji sekurytyzacyjnych, w ramach których jakaś pula ich aktywów wraz z generowanymi przez nie strumieniami gotówkowymi zostaje wyizolowana z ich bilansów na rzecz spółek specjalnego przeznaczenia. Do 2013 r. mogły to robić tylko banki. W 2013 r. do tych „równiejszych" państwo polskie zaliczyło także spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe (SKOK). Ale firm pożyczkowych już nie. Oczywiście tylko z punktów widzenia prawa podatkowego traktuje się je inaczej, bo równocześnie poddaje się je takim ograniczeniom i wymaganiom jak banki i SKOK.

Parasol dla SKOK

Po zmianach ustawy o kredycie konsumenckim, o ochronie konkurencji i konsumentów, prawa bankowego i powołaniu rzecznika finansowego za takim zróżnicowaniem nie przemawia żadna przesłanka ekonomiczna. O co więc chodzi?

Jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo, że chodzi o pieniądze. Przeżywające trudności finansowe SKOK mają mieć łatwiej niż inne instytucje finansowe, które nie miały żadnego politycznego parasola, więc musiały działać ostrożniej, dzięki czemu trudności finansowych nie mają.

Dla SKOK byłoby pewnie najlepiej, gdyby w ogóle zniknęły. Zakazanie im działalności byłoby niezręczne. Więc za pomocą podatku dochodowego można je do zniknięcia zachęcić. I do takich rzeczy przydają się właśnie podatki dochodowe.

Autor jest adwokatem, profesorem Uczelni Łazarskiego i szefem rady WEI

Dziś podatki dochodowe uważane są za największe osiągnięcie w dziejach skarbowości. Ich znaczenie polityczne i propagandowe jest nieproporcjonalne do ekonomicznego.

Wiele osób fizycznych i prawnych podatków dochodowych nie płaci w ogóle albo płaci w wysokości symbolicznej w stosunku do uzyskiwanych przychodów. Wykorzystują do tego instrumenty międzynarodowego planowania podatkowego i tzw. raje podatkowe, czyli jurysdykcje, w których stawki podatku dochodowego są niskie lub go w ogóle nie ma.

Pozostało 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację