Wyrwij się z matriksa

5 proc. polskiego wzrostu w roku 2019 to nie jest fatamorgana wynikająca z analizy danych, które są błędne – piszą członkowie zespołu mBank Research w polemice z Januszem Jankowiakiem.

Publikacja: 01.07.2019 21:00

Wyrwij się z matriksa

Foto: Fotolia

Ocena gospodarki zaserwowana czytelnikom ostatnio przez Janusza Jankowiaka w artykule „Kilka pytań bez odpowiedzi" („Rzeczpospolita" z 6 czerwca 2019 r.) dotyka ważnych pytań dotyczących polskiej gospodarki i przebiegu cyklu koniunkturalnego. Niestety, pytania stawiane przez autora nie są ani nowe, ani specjalnie nie pomagają w zrozumieniu polskiej gospodarki i jej cykliczności.

Główną tezą autora wydaje się być nieuchronność spowolnienia gospodarczego i z nią się generalnie zgadzamy, a nawet to spowolnienie prognozujemy (PKB naszym zdaniem urośnie o 4 proc. w 2020 roku i mniej więcej o 3 proc. rok później). Argumentację natomiast można było przedstawić dużo jaśniej, bez odnoszenia się do tytułowych „pytań bez odpowiedzi". Wprowadza to niepotrzebny zamęt do całej analizy i podważa nie tylko jej wiarygodność, ale też prowadzi do kontestowania statystyki publicznej. To zaś jest droga bez powrotu.

Większość pytań Janusza Jankowiaka nie jest aż tak tajemnicza, jak autor wydaje się sądzić. Nie ma też przekonujących argumentów za tym, jakoby jakość krajowej statystyki publicznej pogorszyła się ostatnio. Innymi słowy, większość tajemnic tkwiących w danych za I kw. nie jest tajemnicza lub nie jest bardziej tajemnicza niż zwykle. Wystarczy spojrzeć na dane.

Statystyka publiczna z natury rzeczy daje niedoskonały obraz rzeczywistości, bo próbuje skondensować działania milionów osób, firm i instytucji do kilku liczb. Osoby analizujące dane makroekonomiczne nie powinny być zaskoczone, że związki między zmiennymi nie są ani idealne, ani wieczne. Szczególnie powinno to być widoczne, gdy w grę wchodzą wskaźniki o nie w pełni jasnej metodologii i reprezentatywności. Tak jest z cytowanym przez autora indeksem PMI.

Z rosnącymi odstępstwami „twardych" danych od PMI ekonomiści mierzą się od lat. O ile jeszcze przed 2008 r. był on zupełnie dobrym probierzem PKB, o tyle po kryzysie finansowym jego jakość jako korelatu PKB spadała. Teraz na jego podstawie można szacować wzrost gospodarczy na absurdalnie niskie ok. 3,5 proc.

Dlaczego tak się stało, jest ciekawym pytaniem, na które zbierający i przygotowujący PMI mogliby odpowiedzieć, ale niezaprzeczalne jest to, że w całym katalogu wskaźników koniunktury PMI stanowi od wielu kwartałów obserwację odstającą. Wartości implikowane przez pozostałe wskaźniki koniunktury w zasadzie nie pomyliły się w prognozowaniu dynamiki PKB w ostatnich kwartałach i wciąż sugerują lekkie schładzanie gospodarki, które spokojnie w 2019 r. zniwelują wydatki emerytów czy rozszerzone 500+.

Polski eksport

Zaskoczeniem nie jest też zachowanie polskiego eksportu w ostatnim czasie. Nie jest zresztą prawdą, że w jakiś cudowny sposób odłączył się on od niemieckiego. Korelacja, choć luźniejsza, została zachowana w sensie dynamicznym i tego typu epizody zdarzały się w przeszłości. Polski eksport do Niemiec rośnie, ale dużo wolniej – dla nas wszystko się zgadza. Co więcej, zachowuje się tak, jak należałoby tego oczekiwać na podstawie koniunktury niemieckiej. Dodatkowo złoty jest słaby i to pomaga (kurs opłacalności eksportu wg NBP wciąż jest poniżej 4 zł za euro). Pomagają też dążenia polskich firm do dywersyfikacji. To dość oczywiste, że zdobywanie nowych rynków i zamówień może powodować podbicie eksportu, nawet jeśli rynki te są w fazie spadkowej koniunktury.

Rozbieżność między saldem handlowym Polska–Niemcy mierzonym przez polski i niemiecki urzędy statystyczne jest sama w sobie fascynująca, ale dla wzrostu gospodarczego ma stosunkowo niewielkie znaczenie. Liczy się bowiem, jak to odstępstwo zmienia się w czasie, a tu w ostatnich latach widać minimalne zmiany. Gdyby dane z Niemiec pokazywały prawdziwy obraz polskiego bilansu handlowego (a nie były wynikiem np. innego traktowania reeksportu lub towarów w tranzycie), wzrost gospodarczy byłby w 2018 r. mniejszy o 0,2 pkt proc. Czytelnicy widzą zatem, że nie ma tu o co kruszyć kopii.

Ważniejsze od rozważań, co się stało z polskim eksportem, jest zachowanie eksportu netto, na które zwraca uwagę Janusz Jankowiak. To nie jest nowość w polskich rachunkach narodowych – gładki, prosty, antycykliczny przebieg wkładu eksportu netto w Polsce należy do przeszłości. Dlaczego tak jest, też nie jest tajemnicą. W polskiej gospodarce doszło do zmian strukturalnych zmieniających poziom salda handlowego i jego wrażliwość na zmiany koniunktury w kraju. Efektem jest dużo większa zmienność wkładu eksportu netto.

Dodatkowo po latach chyba w końcu warto zinternalizować fakt, że większy i bardziej zdywersyfikowany rynek krajowy jest w stanie obsłużyć większy popyt konsumpcyjny i inwestycyjny bez konieczności uruchamiania dodatkowego importu. W tym miejscu można wszystkim analizującym strukturę wzrostu PKB w I kwartale polecić ostrożność także w wyciąganiu wniosków z zachowania wkładu zmiany zapasów. Polski dyskurs ekonomiczny jest cmentarzyskiem prognoz analityków, którzy w jego zachowaniu szukali wskazówek dla wzrostu gospodarczego w kolejnych kwartałach. To tak nie działa. Co więcej, wkłady eksportu netto i zmiany zapasów w dużej mierze się znoszą.

Argument dotyczący inwestycji też jest chybiony. Gdyby Jankowiak zadał sobie trud znalezienia struktury tych inwestycji w innych przekrojach niż te, które pasowały do jego tezy, zobaczyłby, że inwestycje publiczne w zasadzie się już kończą (stymulacja przed wyborami nie ma tu znaczenia – harmonogram wydatkowania implikuje i tak tylko jeden kierunek), natomiast przyspieszają długo oczekiwane inwestycje prywatne i jak na złość zagraniczne. Jak na złość, bo zwykle ich restart oznaczał początek dość długiego cyklu. Prawdopodobieństwo wykreowania cyklu inwestycyjnego, w którym inwestycje publiczne „wymieniają" się na zakładkę z prywatnymi, istotnie wzrosło i wzięliśmy to pod uwagę w prognozach.

Pomiar cen

Inwestycje są ważne nie tylko w kontekście rachunków narodowych, ale także inflacji. To dodatkowe zwiększenie potencjału gospodarki i dostosowanie go do dokonanej już absorpcji dodatkowej siły roboczej. To dobra droga do podniesienia potencjału produkcyjnego i solidna podstawa do utrzymania oczekiwań odnośnie do braku rozpędzenia się inflacji w średnim terminie – zwłaszcza jeśli bieżący popyt w gospodarce nieco zwolni. W tym kontekście ignorowanie przez RPP wyższej bieżącej i oczekiwanej w najbliższym czasie inflacji można uznać za optymalną politykę pieniężną.

To dobre miejsce, aby przypomnieć Januszowi Jankowiakowi, że ankieterzy GUS nie prowadzą ankiet dotyczących cen i nie pytają o nie, ale dokonują ich pomiaru i zapisu. Punkt pomiaru nie poda ankieterowi zaniżonych cen, bo chwali się nimi na metkach przytwierdzonych do produktów. Argument „ankietowy" co do jakości pomiaru cen przez GUS także jest więc chybiony.

Na koniec powtarzamy, że 5 proc. polskiego wzrostu w 2019 r. to nie fatamorgana wynikająca z analizy błędnych danych. To wyraz dostosowania do struktury popytu w gospodarce, którą zobaczyliśmy w I kw. Jaki będzie ostateczny wynik, czas pokaże.

Pokornie pochylimy głowę, jeśli nasza analiza danych okaże się błędna. To właśnie różni nasze podejście od podejścia Janusza Jankowiaka. W świecie wykreowanym przez jego analizę falsyfikacja poglądów odnośnie do cyklu koniunkturalnego jest niemożliwa. Za rok zawsze będzie można stwierdzić, że GUS wciąż źle coś liczy i matriks trwa.

Ocena gospodarki zaserwowana czytelnikom ostatnio przez Janusza Jankowiaka w artykule „Kilka pytań bez odpowiedzi" („Rzeczpospolita" z 6 czerwca 2019 r.) dotyka ważnych pytań dotyczących polskiej gospodarki i przebiegu cyklu koniunkturalnego. Niestety, pytania stawiane przez autora nie są ani nowe, ani specjalnie nie pomagają w zrozumieniu polskiej gospodarki i jej cykliczności.

Główną tezą autora wydaje się być nieuchronność spowolnienia gospodarczego i z nią się generalnie zgadzamy, a nawet to spowolnienie prognozujemy (PKB naszym zdaniem urośnie o 4 proc. w 2020 roku i mniej więcej o 3 proc. rok później). Argumentację natomiast można było przedstawić dużo jaśniej, bez odnoszenia się do tytułowych „pytań bez odpowiedzi". Wprowadza to niepotrzebny zamęt do całej analizy i podważa nie tylko jej wiarygodność, ale też prowadzi do kontestowania statystyki publicznej. To zaś jest droga bez powrotu.

Pozostało 89% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację