Nie będą miały znaczenia. Nowe akcje są bez żadnych uprzywilejowań, a będą stanowiły zdecydowaną większość w akcjonariacie.
Jak by pan chciał, by inwestorzy postrzegali Gremi Media? Jako wydawcę „Rzeczpospolitej", innych tytułów prasowych czy – szerzej – jako spółkę medialną?
Zdecydowanie jako silną, nowoczesna spółkę medialną. Jestem pewny, że „Rzeczpospolita" jest i będzie jej najsilniejszym brandem. Ale biorąc pod uwagę światowe trendy, jej przyszłością będzie internet, a najpopularniejszą marką – rp.pl. Z czasem „Rzeczpospolita" stanie się najbardziej nobliwym brandem, ale pod względem zasięgu i znaczenia będzie dominować rp.pl. Zakładamy, że oprócz internetu największe znaczenie będą miały związane z nim działania offline'owe, takie jak konferencje i szkolenia. Nie przez przypadek intensywnie rozwijamy tego typu działalność. Nie przez przypadek przejęliśmy 47 proc. MMC, dużej notowanej na NewConnect firmy działającej w tym obszarze. Mamy wiele produktów, które chcemy rozwijać w Gremi Media. Początkowo zastanawialiśmy się nad utrzymywaniem również aktywności spoza obszaru gospodarczego. Ale w 2013 roku postanowiliśmy się skupić tylko w tej dziedzinie i dlatego sprzedałem „Przekrój". Gospodarka rozumiana ma być nie tylko jako sama ekonomia, ale też wydarzenia i prawo. Czyli coś, co pomaga osobom przedsiębiorczym w samodzielnym myśleniu. To ma być skierowane zarówno do menedżerów największego kalibru, jak i do kierownika sklepu w małej miejscowości, właściciela największych firm czy posiadacza samochodu prowadzącego jednoosobową działalność gospodarczą w małej wiosce. Chcę, by spółka Gremi Media dostarczała tym ludziom wiedzy i narzędzi potrzebnych do właściwego zarządzania swoim losem. I co ważne, by reprezentowała ich interesy wobec polityków i państwa. Czyli by z racji swojego formatu ideowego wspierała przedsiębiorców, troszczyła się o polski kapitał, dbała o wolny rynek i krytykowała jego patologie. Chcemy też występować przeciw różnym antyrynkowym zapędom władzy czy opozycji. I przeciw wszystkim działaniom, które niszczą wolność gospodarczą decydującą o dobrobycie. Jako państwotwórcze medium musimy dbać o dobro o kraju i jego bogactwo. Polska jest położona na trakcie między Europą a Azją i, czy tego chcemy czy nie, musimy się rozwijać, bo inaczej „zaduszą" nas sąsiedzi.
Od ponad 3,5 roku kontroluje pan nasze wydawnictwo. W tym czasie wiele się tu zmieniło. Gdyby pan mógł cofnąć czas, to jakie decyzje chciałby pan zmienić?
Dla mnie poważna przygoda z mediami zaczęła się nie trzy i pół roku temu, ale cztery. Rozmowy z Mecomem zaczęliśmy jesienią 2010 r., a wiosną 2011 kończyliśmy negocjacje i wtedy zacząłem myśleć o rozwoju firmy. Ostatecznie projekt okazał się trudniejszy, niż oczekiwałem. Dziś jesteśmy w miejscu, w którym pierwotnie chciałem być już dwa lata temu. Wtedy planowałem, że od połowy 2013 r. będziemy na giełdzie. Gdy rozpoczynałem rozmowy w sprawie nabycia Presspubliki, utrzymywaliśmy to w pełnej tajemnicy. Poza Anglikami z nikim nie rozmawiałem ze spółki. Znaliśmy tylko liczby i to wiadomo, że tylko wybrane. Dopiero po podpisaniu umowy spotkałem się z zarządem Presspubliki. Ceną takich procedur było niedoszacowanie pewnych procesów w wydawnictwie. Ale jeżeli weźmie się pod uwagę fakt, że w 2011 roku trwał ostry konflikt między udziałowcami, w tym Skarbem Państwa, jeżeli dodatkowo się pamięta, że to wtedy na rynku mediów, wraz z pojawieniem się w masowej skali mobilnych urządzeń, takich jak iPady i smartfony, rozpoczęła się prawdziwa walka z czasem o digitalizację, to i tak uważam, że te cztery lata nie były za długim okresem na pracę, jaka tu została wykonana. Dodatkowo wtedy popełniłem parę błędów personalnych w obsadzie kierownictwa spółki, zatrudniając ludzi teoretycznie przygotowanych, którzy w praktyce okazali się zupełnie niekompetentni. Ale wtedy też dokonaliśmy paru dobrych wyborów, bo wówczas pojawił się u nas obecny prezes Dariusz Bąk. Gdybym dziś mógł cofnąć czas, to błędem było, że już w 2011 roku, czyli od razu, nie zostałem prezesem spółki. Zrobiłem to dopiero w czerwcu 2012 r. I ta zwłoka była nieczytelna zarówno dla pracowników, jak i na zewnątrz spółki. To przysporzyło mi potem wiele problemów, straciliśmy przez to czas i pieniądze.
Mówił pan o Gremi Media jako centrum konsolidacji polskich mediów. Czy może pan powiedzieć, jakie inne spółki ma na myśli?