Po latach aktywności Mariusza Trelińskiego na europejskich i amerykańskich scenach kolejną jego premierę poza Polską można uznać za coś naturalnego. „Kobieta bez cienia” Richarda Straussa, do której zaprosił go Lyon, jest jednak wydarzeniem wyjątkowym. To pierwsza realizacja, jaką stworzył od podstaw za granicą.
Wszystkie inscenizacje, które Mariusz Treliński prezentuje w świecie, przygotowywał do tej pory w kraju, z reguły były to koprodukcje różnych teatrów z Operą Narodową. Znany jest przecież z tego, że nad spektaklami pracuje długo, rodzą się one w dyskusjach, czasem w twórczym nieładzie.
Czytaj więcej
Wyrzucanie ludzi poza wspólnotę, kreowanie wroga spaja nas i czyni silnymi, ale to haniebny proceder – mówi reżyser Mariusz Treliński przed premierą opery „Peter Grimes” .
Nie jest to rytm pracy, jaki obowiązuje w zachodnich instytucjach operowych, co musiał uwzględnić. Wykreował „Kobietę bez cienia” w zaskakująco szybkim tempie, w niespełna cztery miesiące po poprzedniej swojej warszawskiej premierze „Petera Grimesa”, a przecież po niej nastąpiła jeszcze wakacyjna przerwa teatralna.
Zaproszenie było zaś prestiżowe z kilku powodów. Lyon szczyci się najważniejszą po Paryżu instytucją operową we Francji znaną z ambitnego repertuaru. Pracują tu najciekawsi współcześni reżyserzy, wśród których w ostatnich kilkunastu latach byli także Grzegorz Jarzyna, Krzysztof Warlikowski, Barbara Wysocka, a teraz Mariusz Treliński.