Przez sądy pracy przetacza się fala pozwów pielęgniarek. Choć skończyły studia magisterskie i specjalizację, wcale nie zarabiają więcej od nieco gorzej wykształconych koleżanek. Ich pracodawcy zmienili wymagane kwalifikacje, by nie dać im ustawowo gwarantowanych podwyżek. Nie zmienili jednak wcześniejszego zakresu obowiązków.
Są też procesy pielęgniarek z niższymi kwalifikacjami, które za taką samą pracę domagają się takiego samego wynagrodzenia. W zaniżaniu ich pensji dopatrują się nierównego taktowania. Kres sporom może położyć nowelizacja ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych zatrudnionych w podmiotach leczniczych. W Sejmie rozpoczynają się prace nad obywatelskim projektem ustawy, przygotowanym przez Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych. Wnioskodawcy domagają się m.in. uzależnienia wysokości wynagrodzenia od posiadanych zamiast wymaganych kwalifikacji.
Posiadane kwalifikacje
– Ze względu na niejasne przepisy chaos w wynagrodzeniach jest ogromny. Pracodawcy bardzo różnie interpretują prawo. 30 proc. podmiotów leczniczych nie płaci za posiadane kwalifikacje, bo pracodawca ich rzekomo nie wymaga. A pielęgniarki mają obowiązek stałego podnoszenia kwalifikacji. Nasz projekt, jeśli zostanie przyjęty bez zmian, zmniejszy liczbę spraw sądowych i wprowadzi sprawiedliwość w wynagrodzeniach – mówi Dorota Ronek, wiceprzewodnicząca OZZPiP.
Wygląda na to, że pielęgniarki mogą liczyć na przychylność posłów.
– Projekt wprowadza podwyżki związane z realnymi kwalifikacjami osób pracujących w ochronie zdrowia, a nie z kwalifikacjami, które są przypisane jako wymagane do danego stanowiska. Wraz z nabyciem kolejnych kwalifikacji pielęgniarki i inni pracownicy zawodów medycznych nie będą musieli czekać do następnego roku na aktualizację wynagrodzenia, tylko otrzymają ją zaraz po uzyskaniu kwalifikacji. To sprawiedliwe – referował na konferencji prasowej marszałek Szymon Hołownia.