Wiceprezes Polskiego Związku Firm Deweloperskich tłumaczy, że dane o 40-procentowych marżach deweloperów to bajki. Mówi, że największe firmy notowane na giełdzie mają marże 20–25 proc., a i tak powoduje to zazdrość.
Podobno jednak kiedyś było jeszcze gorzej. Kiedy rynek mieszkaniowy się rozwijał, spotkanie z deweloperem było uważane za rozmowę z bardzo podejrzanym osobnikiem, prawie jak z bandytą. – Nie daj Boże, aby jakiś polityk dał się sfotografować z szefem firmy deweloperskiej. To by dopiero było! – wspominają deweloperzy.
Nie bez powodu jednak tak się wtedy mówiło. Za deweloperami przez długi czas ciągnęła się zła opinia, ponieważ nie tylko w latach 90. XX wieku, ale też po 2000 roku zdarzało się, że znikała firma, która nazbierała pieniędzy na budowę mieszkań, więc ludzie tracili majątki życia.
I zdarza się tak do tej pory – vide bankructwa w Krakowie czy podwarszawskich Ząbkach. Jak jednak tłumaczą same firmy, odsetek tych, które mają problemy, nie jest wyższy niż w innych branżach.